Poniedziałek, późny wieczór, dzwoni telefon."Pani Ewo, koło pani jest podobno kotka, która schowana pod samochodem karmi trzy kociaki.Już dzwoniłam do fundacji, moja znajoma też ich zawiadomiła, mogłaby pani sprawdzić, czy tam są? ".Jasne, że pobiegłam, poprosiłam p.Izę, aby ze mną poszła.Faktycznie, mała, beżowa kotka chodziła pod samochodami, bo była kiepska pogoda, padało trochę, a w jej pobliżu biegały trzy maluchy, tak 6-tygodniowe "na oko".Dwa tygryski i jedna, bardzo kolorowa tri.Mamę od razu złapałam, ewidentnie domowa, miziasta kotka.Przyjechała pani z fundacji, pogłaskała kotkę, stwierdziła, że jest w ciąży, że koty są dzikie, że mają dużo kotów w lecznicy, że mają kk i odjechała.Mamę wypuściłam, ale nie mogłam tak kotów zostawić.Połapałam to towarzystwo z pomocą p.Izy i zabrałam do łazienki.Kociaki bardzo przestraszone, ale kocia mama przemiziasta i bardzo zmęczona.Zjadła sporo i od razu zasnęła, spokojna, bezpieczna.Ryczałam jak bóbr, bo ja już nie mam gdzie pakować kotów, zaproponowano mi udostępnienie piwnicy dla nich, ale jakoś ten pomysł mi się nie podobał.Kotami interesowały się psy, tri weszła pod maskę samochodu, nie przeżyłyby na pewno.To ulica Partyzantów, stąd tytuł wątku.Całą rodzinę znajoma zabrała we wtorek rano do lecznicy, maluchy zostały odrobaczone, a mama została na sterylkę.Wróci do mnie.Maluszki miały potworne glisty, biegunkę, załatwiały się poza kuwetą, a wczoraj znalazłam na kotkach kleszcze.Oczka mają czyste, a biegunka powoli mija i urobek ląduje w kuwetce.Dostają intestinal, oprócz oczywiście mokrej karmy.Mają apetyt, myją się, bawią pięknie.Wynoszę je w transporterku na balkon, aby pooddychały świeżym powietrzem.W łazience jest ciasno, nie ma jak się ruszyć, ale nie mam innego wyjścia, muszą tam siedzieć.
Nazwałam je Michaś ( tygrysek), Maja ( tygryska) i Monia( tri).Mama jeszcze bezimienna.
Oczywiście wątek będzie prowadzony na bieżąco.Zdjecia kiepskie, bo w łazience, ale tak na razie być musi.