To będzie długi post, bo Klara jest u mnie już ponad tydzień, a dopiero teraz zakładam jej wątek.
A było to tak.
O Klarci słyszałam już dawno temu, że mieszkała w domu nie wychodzącym, razem z yorkiem.Rodzina nie wiem, czy menelska, czy biedna, ale ich eksmitowano, zabrali ze sobą pieska, a Klarcię po prostu wyrzucili na bruk.Nie chcieli jej wcześniej wysterylizować, chociaż mieli propozycję, że będzie to za darmo.Tym oto sposobem Klarcia stała się kotką bezdomną.Nie wiadomo, gdzie mieszkała, jak udało jej się przeżyć zimę, ponoć zdziczała i nie dała się złapać, pomimo wielu prób.Przychodziła codziennie na jedzenie, tak około 21.30, regularnie.Poproszono mnie o pomoc w łapance, miała zostać wysterylizowana i wrócić na wolność.Kilka wieczorów z rzędu nastawiałam klatkę-łapkę, ale nic z tego nie wychodziło, z różnych powodów, ale o tym nie będę pisać.Postanowiłam, że Klarcię oswoję i ją złapię do transporterka.Poprosiłam tylko, aby mi nie przeszkadzano, abym była sama na podwórku.Pierwszego dnia kucnęłam, wyciągnęłam rękę z suchą karmą i Klarcia podeszła, zjadła parę chrupek, polizała mnie po ręce, ja ją pogłaskałam, zostawiłam miseczki z jedzeniem i sobie poszłam.Następnego dnia Klarcia była już na moich kolanach, siedziałam z nią na ławce i głaskałam, a w kolejny już dzień Klarcia chodziła za mną jak piesek, nawet przyszła za mną kawał drogi pokonując dwie ulice.Nie mogłam jej zabrać, bo był weekend, a ona musiała trafić od razu do weta, aby sprawdzić, czy nie karmi kociąt, bo byłyby skazane na śmierć głodową.W poniedziałek więc zabrałam transporterek i spokojnie Klarcia do niego weszła.Została zawieziona do lecznicy, tam zbadana, wysterylizowana, przetestowana, odrobaczona i taką już gotową 4 lipca zabrałam do domu.Nie mogłam inaczej, nie mogłam pozwolić, aby to malutkie coś, które tak mi zaufało zamieszkało w jakiejś obskurnej piwnicy, było narażone na wiele niebezpieczeństw, a przecież nie było wcale dzikie.Klarcia zamieszkała w łazience, tak bardzo tymczasowo.Podobno ma około dwóch lat, ale w to trudno uwierzyć, bo jest jak kociątko.Z wyglądu tylko, bo charakterna z niej kotka.Łasi się do mnie, a za chwilę gryzie i drapie.Dlaczego? Nie wiem.
Klarcia nie była długo w łazience, uwolniłam ją i się zaczęło.Koty chodziły na ugiętych nogach, uciekały przed nią, Fredek warczał, Gucia syczała, już się bałam, co to będzie.Powolutku jednak wszystko zaczęło normalnieć.Przyjaźni nie ma,ale Klara coraz rzadziej ma ochotę mnie drapnąć, nie ma syków i warkotów.Z rozczuleniem odkryłam, że Klarcia nawet zaczęła się bawić, czego przez tyle dni nie robiła.Zaczęła też wychodzić na balkon, leżeć na słonku, czy wyglądać przez moskitierę.Fredek zaś się w niej zakochał
Naprawdę! Chodzi za nią, leżą sobie na kanapie obok siebie, nawet ją dzisiaj lizał po główce.Kochany Fredzio
Oboje śpią na kołdrze w moim łóżku, po dwóch stronach moich nóg.Wygodnie mi nie jest, ale co tam, jest fajnie.Klarcia jest kuwetkowa, ale kupkę robi co drugi dzień.Je ilości okrutne, zwłaszcza suchej karmy, byłaby świetną reklamą Purizonu.Zawsze ma na tę karmę ochotę, nie odejdzie od miski, dopóki nie zobaczy dna.Dosypię, Klarcia znowu jest przy misce.Kotka wygląda już ładnie, ma czyste futerko, wyczesane, gładziutkie, pazurki też obcięte, a brzuszek wyraźnie zaokrąglony.
Kotka jest prześliczna, spokojna, rozczulająca.Zapraszam na jej wątek, będę już pisać regularnie i wklejać zdjęcia.
Tutaj na kolanach p.Izy, na początku jej pobytu u mnie
I na oknie
Inne zdjęcia niebawem, mam ich sporo, zobaczycie różnicę w wyglądzie.