Pixie, Dixie [*], Coco i Nitka są już z nami
Hej
Witam wszystkich. Postanowiłam się podzielić swoimi radościami i smutkami, z innymi miłośnikami kotów. Chyba nikt nie zrozumie mnie i mojego męża lepiej niż osoba która sama kocha koty…
Chciałabym Wam przedstawić Pixiego (bury) I DIxiego (czarny). Dixiego od 2 tygodni z nami nie ma i może jest to jakaś forma terapii… by móc sobie poradzić z jego odejściem nie wiem. Powoli zadomawiam się na forum…
Pixie:

Dixie

Chłopaków mielismy od maleńkości
To byli dwaj bracia z tego samego miotu… zawsze razem
Totalnie różni zarówno pod względem wyglądu jak i charakteru.
Pixior (Pixie) ma niecałe 3 lata, ma więcej szczęścia niż rozumu
Jako maluch na środku kuchni zwymiotowal ogromnego tasiemca, od tego czasu mówimy na niego mały czołg. Jest wszędzie go pełno, jest mega żywiołowy i kochany
Jest do wszystkiego pierwszy… ale to tylko pozorna odwaga… gdy na korytarzu jest pies sąsiadki pierwszy ucieka i bacznie obserwuje z zaciekawieniem co to tam łazi. Jest bardzo przyjacielski ale i humorzasty
Miziak z niego ogromny! A nosze nie na rękach… sam się domaga… po przyjściu do domu z pracy pierwsze co trzeba zrobić to rundka z kotem na rękach po mieszkaniu
Dixie… odszedł od nas zostawiając nas z poczuciem ogromnej pustki której nie da się zastąpić… wszystko jest świeże bo stało się to 16 czerwca…wystarczyły 2 miesiące… w kwietniu trafiliśmy do weterynarza… z dziwnym pochrapywaniem przy podnoszeniu kota… myśleliśmy że infekcja… pognaliśmy do weterynarza… zaraz następnego dnia... wstępna diagnoza … anemia… na naszą prośbę po 2 dniach wykonano testy... diagnoza jak grom z jasnego nieba… białaczka. Do samego końca wierzyliśmy że się uda… wlaczyliśmy, stawaliśmy na glowie, non stop z kotami. Wszystko było ustawione tak by siedzieć z kotem. Jak nie ja to mąż... nie udało się… pierwszy rzut pokonaliśmy… przy drugim nie było szans na uratowanie. Przestał reagować na leki, anemia wróciła i zaatakowała ze zdwojoną siłą… nasze kochanie odeszło
( Będzie na nas czekać aż do niego dołączymy … i nas przywita ze swoim „Mru” …
Dixie był wyjątkowy… gaduła, uwielbiał być czesany i uwielbiał siedzieć w kabinie prysznicowej gdy na niego kropelki wody z deszczownicy leciały. Nigdy nie widziałam drugie tak mądrego kociaka. Najpierw myślał potem robił. Uwielbiał budzić mojego męża - podgryzając jego zarost na brodzie….
Pixie - miał robione testy i jest zdrowy… jest zaszczepiony przeciw temu paskudztwu.... kurcze zalapali to od matki... nie ma innej opcji... bo chlopaki nigdy nie wychodzily... powoli przymiezamy sie do dokocenia… bo ewidentnie źle mu samemu, a i nam… tym bardziej że za miesiąc / dwa przeprowadzamy się do większego mieszkania to teraz na 30 m jest pusto z 1 kotem… a co dopiero na 65m… zreszta… kupujac mieszkanie… cieszylismy sie mowiac ze zmieniamy mieszkanie … by koty mogly sie gonic i mialy wiecej miejsca… Dixie nie doczekal …
Pewnie z czasem bede tu dopisywac co sie u nas dzieje… jest sporo historyjek do opisania z zycia chlopaków... mam nadzieje ze kogos to zaciekawi
Historia z uciekającym kotem z pierogiem w zebach... u Pixiego to norma
Jak czegoś ze stołu nie zwędzi to dzień stracony 
Witam wszystkich. Postanowiłam się podzielić swoimi radościami i smutkami, z innymi miłośnikami kotów. Chyba nikt nie zrozumie mnie i mojego męża lepiej niż osoba która sama kocha koty…
Chciałabym Wam przedstawić Pixiego (bury) I DIxiego (czarny). Dixiego od 2 tygodni z nami nie ma i może jest to jakaś forma terapii… by móc sobie poradzić z jego odejściem nie wiem. Powoli zadomawiam się na forum…
Pixie:

Dixie

Chłopaków mielismy od maleńkości
Pixior (Pixie) ma niecałe 3 lata, ma więcej szczęścia niż rozumu
Dixie… odszedł od nas zostawiając nas z poczuciem ogromnej pustki której nie da się zastąpić… wszystko jest świeże bo stało się to 16 czerwca…wystarczyły 2 miesiące… w kwietniu trafiliśmy do weterynarza… z dziwnym pochrapywaniem przy podnoszeniu kota… myśleliśmy że infekcja… pognaliśmy do weterynarza… zaraz następnego dnia... wstępna diagnoza … anemia… na naszą prośbę po 2 dniach wykonano testy... diagnoza jak grom z jasnego nieba… białaczka. Do samego końca wierzyliśmy że się uda… wlaczyliśmy, stawaliśmy na glowie, non stop z kotami. Wszystko było ustawione tak by siedzieć z kotem. Jak nie ja to mąż... nie udało się… pierwszy rzut pokonaliśmy… przy drugim nie było szans na uratowanie. Przestał reagować na leki, anemia wróciła i zaatakowała ze zdwojoną siłą… nasze kochanie odeszło
Dixie był wyjątkowy… gaduła, uwielbiał być czesany i uwielbiał siedzieć w kabinie prysznicowej gdy na niego kropelki wody z deszczownicy leciały. Nigdy nie widziałam drugie tak mądrego kociaka. Najpierw myślał potem robił. Uwielbiał budzić mojego męża - podgryzając jego zarost na brodzie….
Pixie - miał robione testy i jest zdrowy… jest zaszczepiony przeciw temu paskudztwu.... kurcze zalapali to od matki... nie ma innej opcji... bo chlopaki nigdy nie wychodzily... powoli przymiezamy sie do dokocenia… bo ewidentnie źle mu samemu, a i nam… tym bardziej że za miesiąc / dwa przeprowadzamy się do większego mieszkania to teraz na 30 m jest pusto z 1 kotem… a co dopiero na 65m… zreszta… kupujac mieszkanie… cieszylismy sie mowiac ze zmieniamy mieszkanie … by koty mogly sie gonic i mialy wiecej miejsca… Dixie nie doczekal …
Pewnie z czasem bede tu dopisywac co sie u nas dzieje… jest sporo historyjek do opisania z zycia chlopaków... mam nadzieje ze kogos to zaciekawi
Historia z uciekającym kotem z pierogiem w zebach... u Pixiego to norma