Tak, wiem, zaniedbuję forum...Ale mam poważne powody, tak,że tego, mam nadzieję,że mi wybaczycie...
Nic o zwierzątkach nie ma wprawdzie no ale chciałam się wytłumaczyć w czom dieło...
Indżojcie kochane dziewczynki
O TYM, JAK JANO ZEPSUŁ SIĘ GPS I CO Z TEGO WYNIKŁO…
No więc tak ( mimo,że zdania nie zaczyna się od więc) kochane moje dziewczynki oraz wierne fanki.
Zmuszona okolicznościami ( brakło mi na bakłażany w szampanie oraz ostrygi i kawior astrachański ) wyjechałam do pracy. Do Holandii. Skuszona ofertą pracy wysokopłatnej, spokojnej nie męczącej, w miłym towarzystwie….
Mieszkam w kołchozie wraz z dwudziestoma kilkoma innymi osobami, mamy trzy kibelki i dwa prysznice a wszyscy zamieszkujący budynek starego baru pracują w polu więc tego…. Wstaję o 5.45, zaczynam orkę w polu* o 7.30. Kończymy z zasady w okolicach 17. Ale spoko, nie narzekam, piniądz na amciu dla kotełków na konto spływa, ba, nawet jak się postaram to i na styropian na ocieplenie domu wystarczy…A jak nie wystarczy to przyjadę jeszcze raz co mi tam teraz już nic mi nie straszne
No i pracuję ciężko ryjąc w polu i sadząc jakieś przedziwne korzonki ( nienawidzę piwonii ). Rzecz polega na tym,że się siedzi na takiej maszynce z siedzeniami, traktor sobie jedzie i się te korzonki rozkłada równo wzdłuż rajki. Kieruje tym ustrojstwem młody Holender,o imieniu o ile dobrze zrozumiałam ten bełkot - Jano.
Praktykant, który ma tendencje mordercze jakby. Mianowicie w sobotę omal nie zabił jednego z pracujących ze mną chłopaków przy pomocy tegoż właśnie urządzenia na którym przesiaduję od czwartku zeszłego tygodnia. Albowiem nie posiada on wyobraźni i przez pole jedzie na tzw ”durch”. Dziś popisał się po raz kolejny i zaczynam drżeć z obawy o moje młode życie. Wykonał on otóż numer pod tytułem „Skręcę trochę później niż zwykle, może nie wpadniemy do rowu”. No dobra, wybaczyłam mu albowiem z obliczeń mi wynikło,że nawet gdyby się z tym traktorem spierniczył był, to ja i tak zdążę zeskoczyć.
Ale problem się stał, przyleciał nasz szef ( nazywany popularnie Rysiem z Klanu **) i dawaj rajcować. Język niderlandzki ( czy tam holenderski ) to nie język tylko zapalenie gardła jest więc nie słuchałam przesadnie uważnie, ja z szefem rozmawiam po angielsku.
Ale szef coś nietęgą minę ma, korzonków zostało od cholery i ciut, mieliśmy pracować do 17.30…
Pytam co się stało? Ano stało się stało. Otóż Jano ma kłopot z jazdą albowiem GPS się w traktorku zepsuł był.
Pole proste jak w mordę dał. PROSTE. Bez zakrętów, mylących wzrok przeszkód terenowych no nic literalnie nic, psiamać.Stawiasz traktor w koleinę, dajesz bieg polowy i jedziesz.
Ale Jano bez GPS nie pojedzie i już, więc kończymy dziś wcześniej za to jutro siedzimy do oporu.
No i żeby Rysiu z Klanu miał towarzysza nazwaliśmy kierowcę naszego bombowca Maciusiem. Z Klanu. Do kompletu brakuje nam jedynie Hanki z Kartonów i będzie komplet.
Dzizaskurnajapiętrolę. Przysięgam,że tego nie pojmuję serio… Przejazd z jednego końca pola na drugi zajmuje nam 2 godziny. Jest jak już wspomniałam PROSTO JAK W RYJ STRZELIŁ. Zatem na kakoj czort ten GPS?!
Z pola do bazy mamy około półtora kilometra drogą PROSTĄ JAK W RYJ DAŁ. Ale nie. Nie pracujemy. Bo Maciuś z Klanu bez GPS nie pojedzie.
Wie ktoś może,czy w całej Holandii tak? Bo chyba się domyślam, czemu tam taki duży socjal jest.
Po prostu, na moje oko cała Holandia to jeden wielki zakład pracy chronionej i są tam wyłącznie takie Maciusie.
Jak nie zapomnę to jutro przysięgam, zrobię zdjęcia i Wam pokażę.
Serio, tam jest PROSTO!!!!
*A miało być romantycznie, róże i storczyki…
**Bo strasznie do niego podobny jest z wyglądu oraz zachowania.No po prostu, z obrzydzeniem spogląda na nasze rączki białe utytłane w holenderskiej ziemi… Prawdopodobnie proponuje nam umycie tychże rączek ale kto jego tam wie…