Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część II

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy


Post » Pt mar 11, 2022 1:26 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Trufla :crying:
Ronda 25.04.2014[*]
Cindy 21.08.2018[*]
Kota nie powinno sie kupowac, bo kot to przyjaciel.
Przyjaciol sie nie kupuje.
Bleise Pascal




Obrazek.

_________________
Obrazek.

Cindy

Avatar użytkownika
 
Posty: 4796
Od: Śro lut 11, 2009 13:23
Lokalizacja: Gdynia

Post » Nie maja 22, 2022 9:03 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

I kolejna mało wesoła wiadomość, tym razem Tęczowy Most 17 maja przeszedł Brutus. Z pomocą weterynarza. Zaczynam mieć wrażenie,że mój wyjazd nie był najszczęśliwszym pomysłem.
I nie rozumiem, podobno odkąd wyjechałam (a 19 czerwca będzie już dwa lata) wedle opowieści rodziny nagle wszystko się uspokoiło. Kolega jeszcze małżonek zabrał się za robotę i docieplił dom, wybudował ( rękami fachowca ale zawsze...) nowy ganek, ba, nawet wymienił płyty nad tarasem. I kupił traktorek do koszenia areału który się powiększył bo po 20 latach przeszło udało się doprowadzić do porządku podwórze. W sensie wyrównania terenu i zasiania trawy. Czyli rzecz o którą prosiłam 20 lat. Nikt z nikim się nie kłóci, wszyscy bez mała z dziobków sobie jedzą i ogólnie jest po prostu pięknie.
Czyli o ile dobrze interpretuję wieści od momentu kiedy z horyzontu zniknął czynnik chaosu wszystko idzie nieprawdaż ku dobremu. No miło. Naprawdę miło wiedzieć,że faktycznie nie byłam potrzebna do niczego a wręcz niszczyłam dalekosiężne plany doprowadzenia domu do stanu w którym nie będzie wstyd zaprosić znajomych.
W takim układzie zastanawia mnie tylko po co ktokolwiek do mnie dzwoni i wręcz ŻĄDA ode mnie podejmowania decyzji w kwestiach ludzko- zwierzęcych? Przecież z tego co się orientuję mnie to już nie dotyczy?
A poza tym ogólnie jakoś żyję. Fiński nie jest jednak przesadnie trudny do nauczenia się. Wniosek wyciągnięty po sytuacji w której to miałam w domu trzech kompletnie nawalonych Finów i o dziwo byłam w stanie z nimi rozmawiać. Ba, ja rozumiałam ich, oni rozumieli mnie. Tym bardziej dziwi mnie fakt regularnego przewalania testów z odmiany czasowników i słwonictwa. Aczkolwiek jak twierdzi kolega z klasy określany mianem Leniwej Buły oraz ( to ostatnio ) sohvaperuna* on też jest zdziwiony bo jego zdaniem ja fiński znam. Angielski też znam i ostatnio tenże angielski stał się zdecydowanie lepszy zapewne dlatego,że ja po arabsku ani słowa mimo usilnych prób nauczenia mnie żebym mówiła chociaż dzień dobry czy tam inne cześć. Co absolutnie nie przeszkadza mi w wyżeraniu temuż koledze frytek oraz obsępianiu go z fajek a w ramach umowy barterowej ja odrabiam prace domowe niejako za nas oboje. No i wiosna się zaczęła wreszcie. Kwiatki kwitną, aurinko paistaa i nawet w nocy temperatura nie spada poniżej zera co na początku maja było niejako normą.
Jakoś leci znaczy się. No i podjęłam decycję. Nie wracam. Mam już zezwolenie na stały pobyt i za trzy lata mogę wystąpić o rezydenturę. Pozostaje mi tylko sończyć szkołę i zacząć życie na nowo. Trochę przykro jest nie zaprzeczę, zważywszy na fakt że kiedy JA zadzwonię do domu rozmowa nie trwa długo. Cześć co słychać sorry nie mam czasu gadać. Tu nie mam znajomych, przynajmniej nie takich jak w Polsce. Owszem, są ludzie w klasie dogadujemy się rewelacyjnie, ba z kolegą kanapowym kartoflem dotarliśmy do takiego punktu znajomości,że wysyłamy sobie wzajemnie filmy i zdjęcia naszych kotów, oraz notatki z lekcji, narzekamy na dziwne pomysły nauczycieli oraz bezskutecznie usiłujemy się umówić na porządne ochlajparty. Jakoś nam słąbo to wychodzi bo albo ja nie mam czasu ( bo muszę odrabiać lekcje) albo on nie może bo pracuje w weekendy. No i kolega się niekiedy martwi jak mnie w szkole nie ma bo "School is empty without you Katia". Ale nie odwiedzamy się w domach. Nie żebym narzekała, mnie to nie przeszkadza.
Do pełni szczęścia brakuje mi teraz tylko jednej rzeczy. Miejsca które mogłabym nazwać domem. MOIM domem. Wtedy zwyczajnie pieprznę polską kartą w odmęt kibla i zlikwiduję fejsa. Po prostu tak zwyczajnie spalę za sobą most.

I uwierzcie mi, z dużą satysfakcją będę patrzeć, jak płonie.


*Gwoli wyjaśnienia: Sohvaperuna to taki fiński idiom oznaczający osobnika skrajnie leniwego. Jak ulał pasuje do kolegi. A i on się nie obrażą a wręcz sam niekiedy twierdzi,że faktycznie, chciałby być wężem bo jednocześnie leży i idzie no i wąż żre raz na miesiąc...
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Nie maja 22, 2022 9:21 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Kocia mendo ale ty wiesz, że kolega jeszcze małżonek pewnie poogarniał wszystko bo tęskni? Oczywiście męska dumą nie pozwala mu się przyznać!

Nie żeby to zbyt wiele zmieniło, ja tylko tłumaczę dlaczego poogarniał wszystko teraz, a nie jak byłaś!

Sierra

 
Posty: 6297
Od: Sob cze 13, 2020 22:51

Post » Nie maja 22, 2022 9:54 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Brutusek [*]
Kasiu mocno Cię przytulam.
Bardzo Ci kibicuję, wiem że tęsknisz ale tu nie ma do czego wracać.
Brakuje Ci bratniej duszy ale może kogoś takiego poznasz.
Trzymam kciuki za powodzenie na nowej drodze życia (chociaż to już dwa lata). :ok: :ok:

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 25541
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie maja 22, 2022 13:26 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Plusy tej ytuacji są takie,że : W klasie auutentycznie, czuję się rewelacyjnie. Ludzie są super, nasza nauczycielka jest wariatka i uwielbiamy ją wszyscy, językiem wspólnym jest angielski tylko,że tak jakby lekki problem jest bo: Dwóch chłopaków z Iraku, Reeben i Jusuf. Jeden zna angielski drugi wręcz przeciwnie ale pogadać się da tylko czasem strasznie ręce bolą. Trzy dziewczyny z Tajlandii z których jedna angielski zna, druga tak jakby trzecia... No tego no. Tajski akcent robi z angielskim coś takiego,że serio, czasem się muszę mocno zastanowić "co autor miał na myśli". I też, ręce bolą. Ale ostatnio udało nam się przerzucić nić porozumienia i poplotkować o chłopakach z klasy. Dwójka Ukraińców z którymi ku mojemu zdziwieniu rozmawiam najzupełniej swobodnie w sensie,że się rozumiemy. Tu akurat myślę duży wpływ ma znajomość z trzema Estońcami, których to wszystkich trzech kocham miłością nadziemską od pierwszego wejrzenia niejako. Patrząc na Dimę nie mogę się nie śmiać, Janek opowiada szowninistyczne kawały które uwielbiam i też potrafi mnie rozśmieszyć do bólu brzucha a Siergiej...No ten to jest aparat. Niby cichy niby spokojny ale jak dołoży do pieca... Na szczęście w trakcie wspólnych spotkań siadam profilaktycznie najbliżej drzwi żeby mieć blisko do toalety. A i tak ostatnio ledwo zdążyłam spodnie zdjąć. Sara- pochodzi z Jemenu i jej angielski... O matko. Dobrze,że chłopaki czasem się zlitują nad niedojdą ( czyli nade mną ) i przetłumaczą na angielski. Ponadto Kemal, ( Turcja) Marco ( Włochy ) JoAnna ( USA) Dah ( Filipiny ) No i Suzanna czule zwana przeze mnie Zuzką. Ostatnio ją załatwiłam niejako na cacy bo z racji,że w ramach pracy domowej mieliśmy przygotować prezentację na temat kraju pochodzenia no to pojechałam niejako po bandzie. Bo Polska Polską, wiadomo zabytki i te sprawy ale...

Zmusiłam Zuzkę żeby powiedziała "Chrząszcz brzmi w trzcinie". Resztę klasy z resztą też. Wygrany był Reeben bo on potrafi już powiedzieć po polsku "Cześć, fajnie cię widzieć " oraz "Skręć w prawo".
Dość będzie powiedzieć,że w trakcie prób wypowiedzenia słowa chrząszcz bezczelnie klęczałam przy tablicy i płakałam ze śmiechu. No i zauważyłam naprawdę dziwną rzecz: Rozmawiam z Natalią - myślę po rosyjsku. Rozmawiam z Rebeenem czy Jusufem bądź resztą ludzi z klasy - myślę po angielsku. Rozmawiam z Zuzką lub naszym native speakerem Julianem - myślę po fińsku. Czekam aż mi się całkiem języki poknocą. Z resztą, o czym ja tutaj, ostatnio wyszłam na papierosa zanim się lekcje zaczęły, patrzę lezą chłopaki uśmiechnięte od ucha do ucha, machają lapami i się drą po swojemu. Na początek było "Cześć". Potem "ohayo gozaimas"( bo anime weszlo zbyt mocno... ) . Potem priviet. Dopiero na końcu terve. Chyba już zaczynam głupieć serio.
Ale i tak, Finlandia zaskakuje mnie non stop mimo spędzenia tutaj już dwóch lat. I zapewne jeszcze nie raz mnie zaskoczy.
Może na dniach się zbiorę jakoś do kupy i coś tam naskrobię o życiu tutaj. O ile oczywiście będę w stanie uruchomić moje szare komórki bo serio, od grudnia jestem tak totalnie niewyspana,że lepiej nie trzeba....
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Nie maja 22, 2022 19:04 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Sierra pisze:Kocia mendo ale ty wiesz, że kolega jeszcze małżonek pewnie poogarniał wszystko bo tęskni? Oczywiście męska dumą nie pozwala mu się przyznać!

Nie żeby to zbyt wiele zmieniło, ja tylko tłumaczę dlaczego poogarniał wszystko teraz, a nie jak byłaś!


Teoretycznie ma to sens a raczej miałoby gdyby nie uporczywe określanie mnie mianem - przepraszam za mój klathiański - ruskiej kur... Damy negocjowalnego afektu. To na moje oko doprawdy, dziwny sposób okazywania uczuć choćby była to i zwykła zazdrość. Ponadto na ile się orientuję w istniejącej sytuacji małżonek przesadnie za mną nie tęskni. Z pewnych źródeł wiem,że już zdążył się pocieszyć. Nie żeby mi to w jakikolwiek sposob przeszkadzało bo mnie taki banał jak zazdrość w stosunku do istot ludzkich nie dotyczy na szczęście. Mnie raczej zastanawia sam fakt,że jak już wspomniałam- w momencie mojego zniknięcia z horyzontu nagle wszystko zaczęło się ukłądać. No dziwne to trochę jest nieprawdaż...
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Nie maja 22, 2022 19:18 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Niańczyłaś towarzystwo... Zniknęłaś z horyzontu i trzeba było samemu doopę ruszyć bez liczenia, że ty ogarniesz.

A Ruską Damą jesteś jak najbardziej z tęsknoty i żalu. Bo jak mogłaś, niegodna, Pana i Władcę opuścić jak on tak o ciebie dbał?! Tylko Wschodnioeuropejskie Rozrywki by się tak podłe zachowały!!!

Sama byłam ciekawie nazywana, bo śmiałam wzgardzić/kopnąć w odwłok jakiegoś takiego Władcę Wszechświata :twisted:

Sierra

 
Posty: 6297
Od: Sob cze 13, 2020 22:51

Post » Nie maja 22, 2022 19:40 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

kocia_mendka, bo życie czasem to całkiem do dupy jest.

Ale w Twoim przypadku GORZEJ to już chyba było.

Tak czy siak trzymam kciuki :ok: :ok:

I też mi bardzo smutno , że ani Trufli, ani Brutusa już nie ma.
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/58f ... b61f3.html

egwusia

Avatar użytkownika
 
Posty: 3573
Od: Pt paź 10, 2008 15:17
Lokalizacja: Chojnice

Post » Pon maja 23, 2022 8:12 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

No tak, jak ja mogłam... I tak sobie teraz myślę,że cholera skoro wyjechałam to mogłam znaczy się. Nie pwoeim, brakuje mi polskiej mowy jakby nie patrzył w Polsce się urodziłam tym językiem mówię od niepamiętnych czasów i jakoś tak z trudem bo z trudem ale jakoś rozumiem Polaków. Tu jest ciężej. Nie przywykłam,żeby obcy ludzie na ulicy mówili mi cześć bo to zmusza moje szare komórki do nader ciężkiej pracy w stylu " Skąd ja cię znam człowieku, groziłam ci już kiedyś? " Aczkolwiek w tempie błyskawicznym przywykłam do faktu,że obłażą mnie zupełnie obce psy. Pod moją szkołą często spaceruje przesympatyczny starszy pan z piesełkiem marki karelski pies pasterski i jest to na moje oko jakieś 40 kilogramów miłości i szczęścia. Wabi się Vikko i jak mi ostatnio zasunął ogonem pod kolano to tydzień czasu mi się siniaki goiły. Kota sąsiadom ukradłam niechcąco. Na dworcu bywam w miarę regularnie obleźnięta przez takie małe stworzonko marki Corgi oraz trochę większe marki mieszanej z przewagą owczarka i za każdym razem słyszę tylko przeprosiny od właścicieli,że oni nie chcieli, że ich psy się nigdy tak nie zachowywały w stosunku do obcych i weź im wyjaśnij po fińsku, że mnie to absolutnie nie przeszkadza bo z bojówek psią ślinę łatwo zetrzeć a tona futra wszędzie to nie jest coś co mogłoby mnie załamać psychicznie. No i też nie przywykłam do faktu...
Nie w tę stronę to nie pójdzie. Zatem krótki zarys sytuacji: Szkołę zaczynam o 8.20. Kończę o 14. O 14.15 jestem już na dworcu i do 16.37 czekam na pociąg do domu. Jak wiemy elementem skłądowym chyba każdego społeczeńśtwa są żule. Fińscy nie różnią się przesadnie od polskich, może tylko mówią w innym języku :D Ale do brzegu: Od grudnia zeszłego roku przesiaduję na dworcu praktycznie codziennie z wyjątkiem weekendów i świąt oraz dni ustawowo wolnych od pracy. No i co może robić człowiek któy siedzi na dworcu? Ano, może na przykład odrabiać lekcje. I ostatnio siedzę sobie, obłożona papierzyskami po całości, telefon z tłumaczem ledwo zipie a ja odrabiam lekcje. Za moimi plecami epicko podśmierduje sobie żul. Który to żul spogląda mi przez ramię i coś mamrocze. No kurde nie lubię tego co poradzę, ponadto ogólnie staram się unikać bliższych kontaktów fizycznych z nieznajomymi, taką jakąś mam fantazję no.
Żul wyciąga paluch, puka nim w kartkę a następnie pokazuje mi tymże paluchem słowo i wyraźnie, sylabizując, podaje jego PRAWIDŁOWĄ odmianę. Skisłam. No serio, skisłam. A potem przyjrzał się uważnie reszcie mojej pracy domowej, pokazał co schrzaniłam, przeprosił i odpłynął śmierdzieć gdzieś indziej. Przy najbliższej okazji przysięgam, postawię mu kawę i spróbuję podziękować :D Swoją drogą jestem ciekawa, czy uznali mnie za swoją z racji stylu ubierania się czy po prostu bo są mili... Nieco mnie to nurtuje zważywszy na fakt,że mój styl ubierania się... no jakby to powiedzieć, ostatnio spowodował,że trójka dzieci się popłakała. Chcecie? To opowiem ale uprzedzam, to nie jest wesoła opowiastka...
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pt lip 01, 2022 10:27 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Poprosimy opowiastkę. I ciekawe, jakie temperatury są teraz u Ciebie?

Marmolada18

Avatar użytkownika
 
Posty: 1395
Od: Pt sie 24, 2018 10:34

Post » Pt lip 01, 2022 14:09 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Teraz mam wakacje... Do 25 lipca. A potem od nowa do tyry. Się zznaczy do szkoły nieprawdaż :D A temperatury obecnie... No nie wiem co za debil ... Znaczy nie tak. Jak tu przyjechałam to fakt, było ciepło, kto mówi,że nie? W koncu to był czerwiec. Ale osobiście byłam przekonana, że skoro to Finlandia to podstawowym elementem wyposażenia w sensie odzieży powinny być ciepłe ciuchy jako to na przykład kufajka, czapka usznaka tudzież inne cieple majtki. Podsumujmy: Przy - 13 stopniach ganiałaam po podworku z łopatą w podkoszulce i klapkach odśnieżając podjazd. Potem zaczęłam się ubierć nieco cieplej, mianowicie z raz czy dwa nawet założyłąm rękawiczki. Kolejnej zimy zaszalałam i jadac na zakupy zakładałam bluzę. I czasami nawet czapkę. Jak zaczęłam chodzić do szkoły no to wiadomo, oczekiwanie na dworcu na pociąg trochę trwało zatem zainwestowałąm w bieliznę termiczną a w ekstremalnych przypadkach założyłam z raz czy dwa wojskowe polarowe kalesony. Na dzień dzisiejszzy okazuje się,że najniezbędniejszym elementem garderoby okazuje się kostium kąpielowy bo temperatura osycluje w słońcu w okolicach 42 stopni w skali znanego nan Celsiusza. W nocy nie spada poniżej 17. I tak będzxie gdzieś do połowy sierpnia, może do początku września zobaczymy.
Co do oopowiastki zaś. No uprzedzam, zabawna nie będzie.

Rzecz miala miejsce zaraz na samym początku tej siupy na Ukrainie. Fakt, po dworcu w Seinajoki pałęta się całą masa ludzi, języki chyba z całego świata, ale każdy zajmuje się sobą. Nikt nikogo nie zaczepia, no może czasem mnie jakieś zwierzątko oblezie ale co mi tam, ja lubię zwierzątka. Niemniej jednak na wszelki wypadek z zasady znajduję sobie spokojne miejsce gdzieś w kąciku, zakładam słuchawki, odpalam moją muzykę i albo odrabiam lekcje albo czasem oglądam jakiś film czy tam coś. Z racji,że w hali dworca obowiązuje absolutny zakaz palenia wiadoma rzeczą jest,że na fajkę wychodzę na peron. I tak też bylo wtedy. Siedzę sobie na ławeczce, palę spokojnie w uszach słuchawki. Co kompletnie nie przeszkadza mi w obserwowaniu tego,co się dzieje. Mało kto na mnie zwraca uwagę a to duży plus, nawet mimo faktu,że ubieram się absolutnie odmiennie od tutejszych. Zatem: Siedzę sobie, palę, muzyczka leci. Z hali dworca wychodzi kobieta, z trójką dzieciakó i masakryczną wręcz ilością maneli. Dwa kaszojady w wieku na oko jakieś 4 moze 5 lat i jedno starsze, gdzieś z 8 może 10 nie mam pojęcia ja się nie znam na tym. Przechodzą obok mnie, akurat miałam przerwę w piosenkach. I słyszę jak kobita tego strszego kaszojada prosi, żeby zapytał kogoś, czy to z tego peronu odchodzi pociąg do Kauhavy. Mówi po ukraińsku. Młody, blady jak nie wiem co próbuje zagadać do przechodzących w ultra kulawym angielskim ale wiadomo, to Finowie więc mają w dupie. A i angielski Młodego nie był najlepszy. No co było robić do licha, wyjmuję słuchawki z uszu , wstaję z ławki i podchodzę bliżej. W tym momencie babka robi się lekko niebieska na twarzy, dwójka mlodszych ma na buziach podkówki a Młody zaczyna się trząć. Ale to jakby epilepsję miał. Mówię zatem, zdrastie, wam pomoszcz nużna? Ja po russkij gawariu, pa ukrainskij toże niemnoga panimaju, jesli nada, ja wam pamagu... Dzieciaki w płacz. Cała trojka. A babka blada patrzy na mnie jak na nie wiem co i pyta" Wy sołdat? Wy w armiej służytie?" No kurde mać. Zapomniałam nadmienić,że ubrana byłam standardowo jak to zawsze do szkoły, bojówki i m65, desanty i mój święty wojskowy plecak z uwieszoną z boku manierką, bo czasem szkolny obiad wypada czymś popić a tej lury serwowanej na stołówce kawą nie nazwę choćbym chciała. I teraz weź wyjaśnij,że ja głęboko w dupie mam konflikty zbrojne, że gruntownie wyrąbane mam kto na kogo i za co, że ja po prostu taki mam styl ubierania się. Na szczęście jakoś się udało. Myślę,że spory udział w tym miały polskie krówki bo miałam torbę w plecaku. Kobita była z Mariupola. Złapali co mogli i uciekli.Dotarli do Finlandii bo ktoś im powiedział,że tu mają szansę na życie, zrozumiałam,że ktoś znajomy przyjechał do Finlandii zanim się wszystko zaczęło. Pomogłam na ile mogłam, jak raz tak się złożyło,że tym samym pociągiem wracam do siebie, do Lapua. Wspólnymi siłami dotachałyśmy manele do pociągu, wyjaśniłam co i jak, gdzie wysiąść i jaki komunikat będzie podany przed kolejną stacją. Konduktorowi też w miarę możliwości nakreśliłąm sytuację i poprosiłam,żeby dopilnował czy wysiedli. Babka beczałą jak bóbr cholera, chciałą mi pieniądze wcisnąć i ciężko było wytłumaczyć,że na cholerę mi diengi, ja nie potrzebuję pieniędzy, robię tylko to co uważam,że każdy w mojej sytuacji by zrobił. W Kauhava jest obóz dla uchodźców, z pełną infrastrukturą, tam pomogą im bardziej niż ja z moimi krówkami i mega kulawą znajomością fińskiego. No nie szło wytłumaczyć, przysięgam. Dzieciaki po wstępnej fazie bycia nieprzytomnymi z przerazenia na widok człowieka w mundurze pod koniec trochę się oswoiły, nawet zaczęły się tak jakby uśmiechać. A babce powiedziałam,że jeśli chce podzękować to niech za mnie świecę w cerkwi zapali. Mnie to wystarczy w zupełności. Jej odpowiedź? Zapalę tyle, że z nieba będzie widać. Szlag, i wtedy ja się zwyczajnie po ludzku popłakałam. Uprzedzę pytania, nie, nie wiem co dalej. Nie zostawiłam namiarów na siebie bo nie pamiętam swojego fińskiego numeru telefonu a z polskiego rzadko korzystam. Ale mam nadzieję,że choć trochę pomogłam nie w sensie,że zrobiłam coś,żeby innym było lepiej. Bardziej chodzi mi o to,że po prostu tak los zdarzył,że znalazłam się w odpowiednim miejscu i czasie i że całkowitym przypadkiem mówię po rosyjsku. Tak między nami móiąc, mój rosyjski ostatnio jest płynny... Częściej go używam niż ( o paradoksie) polskiego, angielskiego czy fińskiego.
Humorystycznym aspektem mojej znajomości języka jest tekst znajomego ( też z pociągu ) Litwina, który po dwóch miesiącach wspólnych podróży zupelnym przypadkiem usłyszał,jaksię "kłócę" ze znajomym Estońcem, i postanowił zagadać. A chwilę wcześniej gadałam z kumplem z klasy ( po angielsku ) opierdzielając go jak burą sucz,że znów nie odrobił lekcji i że jak chce odpisać to niech łaskawie przywlecze dupsko do szkoły trochę wcześniej to pomyślimy. Tenże Litwin stwierdził,że tak patrząc po moim stylu ubierania się... "Nu, ty znajesz Katia, ja s naczała tak dumał szto ty szpion Putina. A eta patamu szto ja tak słuszał i ty po anglickij oczień charaszo gawiarisz, patom ja słyszu szto ty i po russkij charaszo gawarisz, i kak etyj finskij cziełowiek teibia sprasił o biłęt tak ty jemu po finskij otiwecziła..." No przyznaję, skisłam konkret.
I faktem jest,że w szkole rozmawiam w trzech językach jednocześnie w domu po polsku, w sklepie czy w biurze bądź banku po fińsku a jak przyjadą te moje ukochane estońskie słoneczka czyli Janek, Dima i Sierioga to po rosyjsku... Czekam aż mi się to wszystko całkowicie poknoci przysięgam...
Z chłopakami z klasy ( i nie tylko ) na przerwach po angielsku, jak mi słowa braknie to i z Julianem ( native speaker )też się zdarzy. Z Zuzką po fińsku. W klasie z koleżanką z Ukrainy wiadomo... No, i bądź tu mądry i pisz wiersze cholera.

Aha, Hikaru reaguje na japoński.
Chyba przestanę oglądać anime...

I na koniec mały samouczek gdyby ktoś nieprawdaż znalazł się w Finlandii a znał angielski lub rosyjski w miarę komunikatywnie: Podstawowa fraza którą warto zapamiętać: Puhutko sina englantia/ venaja? Mina en puhu suomea....

Kiitos- dziękuję.
Hyvaa huomenta/paivaa - dzień dobry
Anteeksi -przepraszam

Tak,że ten... :D
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pt lip 01, 2022 17:04 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Co to jest Puhutko????
A co do reakcji dzieciaków, niestety, to jest trauma, o jakiej nie możemy nawet mieć pojęcia :(
Bardzo to miłe z Twojej strony, że nie popatrzyłaś obojętnie, tylko pomogłaś dziewczynie :)
A temperatury jakoś mało zachęcające, sprawdzimy jeszcze Islandię na lato :)

Marmolada18

Avatar użytkownika
 
Posty: 1395
Od: Pt sie 24, 2018 10:34

Post » Pt lip 01, 2022 21:41 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Odmiana czasownika puhua czyli po naszemu móiwć :D W dosłownym tłumaczeniu: Czy mówisz po angielsku/rosyjsku? Ja nie mówię po fińsku :D Ogólnie fiński to jest czasem masakra a nie język przysięgam... Bo idziesz do sklepu chcesz kupic piekarnik i na 100 % powiesz "uni" a nie uuni. Uni to sen. Uuni piekarnik.Ale spac to nukkua. To samo z tytoniem. Tupakko to papierosy ale i tytoń, który czasem nazywa się savu. Ale już savu paikka to komin... Taki na dachu. Serio. pogubić się można. Z odmianą nazw miejscowości to samo. Mieszkam w Lapua. Czyli mina asun Lapualla. A jeżdżę do Seinajoki, do szkoły. Mina matkustan Seinajoelle koulun... Temperatury... Właściwie ja ich nie odczuwam, wbrew pozorom wcale nie jest tak najgorzej czy chodzi o zimę czy o lato. W zimie mimo,że i po -27 stopni bywało tego się nie czuje, nie ma wilgoci w powietrzu. No i lasó tu wszędzie pełno zupełnie inaczej się oddycha... No i zawsze jest jeszcze Laponia, tam nawet w lecie przesadnie ciepło nie jest... :D
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pon sie 22, 2022 21:43 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Chyba nigdy się nie odważę zacząć po fińsku

MaryLux

 
Posty: 159597
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 56 gości