No dobrze, z okazji że mamy dwa głosy za to dziś będzie o Hikaru. Opowiastka tytułu nie ma albowiem nie jestem w stanie nic dobrego wymyśleć a gdybym chciała napisać to co mi się na usta ciśnie jak myślę o tej małej zarazie to nie byłoby to nic cenzuralnego i admininstracja by mi nieprawdaż nie przepuściła
Przyleciałam 19 czerwca AD 2020. Na lotnisku w Turku ( taaa, lotnisko, chciałabym bardzo... ) powitał mnie najpierw celnik z pytaniem na gwizdek ja tu jestem a potem mój gospodarz. Taki duży miśkowaty facet w wojskowycm sznycie. Droga do domu... No ciężko mi cokolwiek powiedzieć bo mi łeb jak na łożysku latał bo nie wiedziałam na co patrzeć. Po przyjeździe w milutką spokojną okolicę zaczęłam oczywiście swoje porządki. Między innymi ogarnęłam pokoje i kuchnię na wyraźne polecenie brzmiące: " A rób se babo co chcesz, ja się nie wtrącam". No to proszę bardzo, wedle woli. W trakcie sprzątania kilkukrotnie wychodziłam wywalić śmieci ( ahhh, to kawalerskie gospodarstwo...
) i za którymś kolejnym razem spod szopy uciekło coś średnich rozmiarów, biało czarno rude nastroszone jak nie przymierzając solidnie zużyta szczotka do klozetu. Wedle mojego rozumu; prawdopodobnie kot bo na renifera jednak jakby ciut przymałe. Kiedy Zwierzak wróćił po pracy do domu to najpierw go nie poznał a potem się przyzwyczaił,że ma ogarnięte uprane i ugotowane. Któregoś wieczoru zadałam pytanie czy któryś z sąsiadów ma kota może przypadkiem? Ano tak, jakieś takie wypłoszowate się tu pęta czasem mu wynoszę jakieś kości czy tam coś, niech ma zwierzątko. Aha to w ten sposób mówisz... Znalazłam jakąś rzadziej użytkowaną miseczkę i rozpoczęłam dywersję. Najpierw micha stała pod szopą. Potem na podjeździe na granicy z trawnikiem. Potem na schodach. I któregoś pięknego sierpniowego dnia kiedy drzwi na podwórko były otwarte a ja szalałam w łazience z pralką usłyszałam takie cichutkie, pytające "mryryryry miauuu? ". Na paluszkach, cichutko podreptałam do kuchni a tam pod stołem pracowicie niuchało futerko. Wypłoszowate, zmierzwione i ewidentnie chude jak patyk. Na mój widok parsknęło, syknęło i uciekło gubiąc tonę sierści.
Następnego dnia honorowe miejsce pod blatem roboczym zajmowały chrupki i puszki z żarełkiem. A futro coraz śmielej eksplorowało kuchnię. Dwa tygodnie później wiało i pizgało czystym złem, ja szykowałam się do wypadu na grzybki a Futro ( jeszcze wtedy bezimienne) pomiaukiwało pod schodami. Wyniosłam miseczkę a nawet dwie i usiadłam na ostatnim schodku. Futro podeszło, powąchało i zaczęło jeść a ja delikatnie, powolutku i ostrożnie wyciągnęłam rękę i jednym palcem dotknęłam główki Futra które zakrztusiło się mięskiem splunęło nim w dali i.... Zaczęło mruczeć
A potem pozwoliło się głąskać. A potem z własnej i nieprzymuszonej woli zasunęło mi barana w nos i wlazło na kolana. No więc cóż było robić, na cito pojechaliśmy do tzw"księdza" tutaj nazywanego kirppis ( takie połączenie sklepu z używką i antykwariatu. Swoją drogą rewelacyjne miejsce tam mają absolutnie WSZYSTKO. No, może oprócz żarcia. Też kiedyś o tym napiszę. ) i dokonaliśmy nabycia drogą kupna koszyczka, podusi, kocyków oraz szczotki do sierści. Oczywiście od samego początku Futro ( wtedy zwane już Hikaru ) wolało się rozwalać dyspozycyjnie na kanapie w salonie oraz na łóżku w sypialni. Potem z Polski dosłano mi środek na świerzbowca w uszach, ja zintensyfikowałąm podawanie mięska i chrupeczek ( za miliony monet wiadomo...) a Hikaru nabierała kształtów które przystają kociej damie a nie jakiemuś śmietnikowcowi. Poza Hikaru dokarmiam też jej kolegów i koleżanki, Saitamę, Jumiko, Aiko i jakieś bliżej niezidentyfikowane coś co nie wiem czy jest chłopcem czy dziewczynką więc chwilowo nie ma imienia. Ale za to ma apetyt
Życie pod jednym dachem z Hikaru jest...No jak to z kotem, wiadomo. A to mysi trupek pod łóżkiem w sypialni, a to dokładnie przememlany ptaszek ugarnirowany trawą na schodach... A czasem także absolutnie niespodziewane prezenty. Pierwsza była plastikowa żółta ośmiorniczka w niebieskie kropki. Potem korek od umywalki. A ostatnio mysz. Niby nic w sumie jakby nie patrzył Hikaru jest kotem więc nie mogę od niej wymagać chociażby aportowania nieprawdaż. Ale to była PLUSZOWA mysz. Taki breloczek do kluczy czy do czegoś. Z racji że chwilowo jest zima to prezentów ni ma ale wolę nie myśleć co przyniesie następne
Tak między nami ABSOLUTNIE nie mam pojęcia SKĄD ona to bierze przysięgam....
No i co najważniejsze, Hikaru jako alarm jest rewelacyjna. W zeszłym roku w zimie zepsuł się piec. W nocy - 27 stopni w skali znanego nam Celsiusza, śniegu do pasa a Zwierzak na Nowej Zelandii na półrocznym kontrakcie. W środku nocy ja sobie smacznie pochrapuję a Hikunia kochana skacze po mnie jak szalona, gada, miaukoli, prycha i paca mnie łapą po głowie. Gdzieś z pięć minut mi zajęło skojarzenie faktu,że co prawda mam cieplutką kołderkę opakowaną we flanelowe obleczenie ( w reniferki ) niemniej jednak coś jest trochę nie halo bo mam w nosie ślizgawkę. Na termometrze w sypialni temperatura oscylowała w okolicach jakichś 5 stopni? Zamiast standardowych 18. Zwlekłam cielsko z wyra zeszłam do piwnicy, włączyłam piec a potem wspólnie z Hikaru spustoszyłyśmy lodówkę. Ona w nagrodę a ja dla towarzystwa
Kochane maleństwo. Mój słodki aniołeczek. Wstrętna mała futrzata cholera. Od tamtej pory Hikaru w pełni legalnie śpi w domu bo wcześniej to różnie bywało... Zwierzak jak się okazuje ma uczulenie na białko zawarte w kociej ślinie i każdorazowe polegiwanie Hiki na kanapie kończy się jego drapaniem wszędzie. Ale toleruje futrzaka, ba, nawet niekiedy sam błyśnie inwencją i z własnej woli przy okazji zakupów nabędzie a to puszki a to chrupki czy tam inne zabawkowe pierdołki. Oczywiście zabawki koniecznie z dzwoneczkiem. Z jakiegoś powodu strasznie go bawi fakt,że wstaję w nocy wkurzona do nieprzytomności i nurkuję pod lodówkę żeby skonfiskować zabawkę. Jakby nie patrzył do cholery, ja się chcę wyspać....
W następnym odcinku: Zima i dlaczego musiałam wymienić garderobę, o konieczności pamiętania gdzie do cholery rzuciło się łopatę do śniegu oraz o jenocie Jóżefie. I zajączkach chorych na dziwną odmianę zaburzeń pigmentacji futra.