Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część II

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie maja 10, 2020 13:56 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Finlandia.... Byłam. Piękna jest. Serio serio. Zimno, ale pięknie. Ptaków w pierony, reniferki patatają środkiem drogi i mają wszystko pod ogonkami, co jakiś czas łoś się wyłoni z krzaków... Ech, pojechałabym...
wątek Księżniczki Ofelii i Małej Czarnej Carmen
viewtopic.php?f=46&t=213181 - cz. IX
Obrazek

MB&Ofelia

 
Posty: 33046
Od: Pt gru 09, 2011 9:20
Lokalizacja: Koszalin

Post » Czw lut 25, 2021 21:43 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Halo, halo?
Dorota, Mru(czek), Chipolit, Norka, O'Gon (Burak); Balbina, Tygrysiunia, Bolek i Coco za TM

Dorota

 
Posty: 67128
Od: Pon maja 20, 2002 13:49
Lokalizacja: Olsztyn


Post » Wto kwi 20, 2021 8:16 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Mam nadzieje, że cisza oznacza „wszystko w porządku, cieszę się życiem”.

Sierra

 
Posty: 6297
Od: Sob cze 13, 2020 22:51

Post » Sob gru 25, 2021 22:50 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Tak na szybko. Wiem,że cholernie dawno mnie nie było ale życie nie zawsze układa się tak jakby człowiek chciał. Finlandia jest... Ciężko powiedzieć. To co widziałam do tej pory to o mamusiu. Dużo miejsca wszędzie. Głównie lasy. I pola. I woda. Finowie...Epopeja. Przynajmniej ci których poznałam, zwłaszcza sąsiad imieniem Laurie. Przesympatyczny starszy pan z lekką tendencją do nadużywania. I ni pierona w żadnym ludzkim języku nie mówi. A mój fiński jakby to powiedzieć... No nie jest najlepszy. Znaczy, chodzę do szkoły i się twardo uczę. Nawet piórnik sobie kupiłam i ostatnio robiłąm takie kolorowe tabelki z odmianą czasowników regularnych. Zuzka mówi że jak zaczniemy czasowniki nieregularne to dopiero nam oczy zbieleją. Znaczy, ona ma na imię Susanna ale w skrócie Zuzka. Na grupie mam: Jednego Włocha, dwoje Ukraińców, trzy dziewczyny z Tajlandii których imion nie wymówię choćbym chciała, jednego Turka i jednego Irakijczyka. Porozumiewamy się wbrew zaleceniom po angielsku. Gdybyśmy mieli się porozumiewać po fińsku to panowałaby grobowa cisza. Ale to przynosi efekty, ostatnio SAMA zrobiłam zakupy i jestem z siebie dumna do wypęku. Zwłaszcza,że fińskiego tak na poważnie uczę się dopiero od dwóch tygodni. Znaczy chyba nie jest źle, tak sądzę. Mieszkam w fajnym miejscu, mam dom,saunę ( w ciągu niecałego roku stałąm się fanatyczną wyznawczynią tejże ) i nie uwierzycie....


KOTA




Ukra... To znaczy wróć, PRZYGARNĘLAM szwędającego się po okolicy wypłosza. Ze świerzbem w uszach i z robakami w pakiecie. Podobno kot sąsiadów. No to mieli kota nieprawdaż. Na dzień dzisiejszy w całym domu leżą porozkładane wszędzie kocyki, podusie i inne tego typu duperszwance a kitku śpi gdzie? No przecież nie w specjalnie do tego celu zakupionym u księdza koszyczku bo po co. Kitku wyczesane na wysoki połysk odrobaczone i z wyleczonymi uszami śpi w MOJEJ sypialni, na MOIM łóżku szczególną estymą darząc MOJĄ ukochaną pościel w kotki. Niekiedy podsypia również w mojej osobistej piżamie. No ale jakże ja mogłabym odmóić kochanej Hikuni? Nie wiem jak miałą wcześniej na imię ( o ile w ogóle jakieś miała ) teraz ma na imię Hikaru. Reaguje jak pies. Nawet Zwierzak się dziwi,że jak to tak, ja wyjdę na schody, i powiem "Hikaru" a ona już leci jak wariatka. I że on nigdy by się nie domyślił, że koty reagują na imię. Z resztą, to taki typ człowieka który do tej pory nie zdawał sobie sprawy z faktu,że można mieć w domu kwiatki, dywan oraz półkę na książki. I że lawenda wcale tak źle nie pachnie nawet jeśli pachną nią ciuchy po praniu. Nie wiem o czym mam jeszcze pisać. O szoku kulturowym związanym z niezamykaniem drzwi wejściowych do domu mimo, że nikogo w nim nie ma cały dzień? O kurierze, któy pod naszą nieobecność w domu przywiózł zamrażarkę, postawił na podjeździe przyrzucił plandeką i pojechał w cholerę a zamrażarka stała dwa dni bo spaliśmy w bunkrze nad Menkijarvi? O Karelii i o tym jak płakałam ze szczęścia że w końcu tu jestem i dotykam prawdziwej Karelii? O Artemie i Lenie, dwójce cudownych Rosjan u któych byliśmy na ośrodku wypoczynkowym? O grzybach w sezonie ile ich jest? O suszarce imienia McGyvera w związku z tymi właśnie grzybami? O zimie jaką tu mam? O tym,że cokolwiek by się TUTAJ nie działo ja do Polski nie wrócę w związku z tym co teraz tam się dzieje? Podsuńcie jakieś tematy dziewczyny. Będzie pisane. Takoż ku pokrzepieniu serc jak i ku przestrodze :D I jak to tutaj mówią: Nähdään :D
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Sob gru 25, 2021 22:56 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Na początku możesz pisać o Hilary... I o zimie, bo ja zimy nie mam i tęsknię :placz: . A do Polski też już nie wrócę, więc cię rozumiem.

Sierra

 
Posty: 6297
Od: Sob cze 13, 2020 22:51

Post » Nie gru 26, 2021 1:02 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Pisz o wszystkim co Ci w sercu gra i o Hikari.

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 25465
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie gru 26, 2021 15:38 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

No dobrze, z okazji że mamy dwa głosy za to dziś będzie o Hikaru. Opowiastka tytułu nie ma albowiem nie jestem w stanie nic dobrego wymyśleć a gdybym chciała napisać to co mi się na usta ciśnie jak myślę o tej małej zarazie to nie byłoby to nic cenzuralnego i admininstracja by mi nieprawdaż nie przepuściła :D

Przyleciałam 19 czerwca AD 2020. Na lotnisku w Turku ( taaa, lotnisko, chciałabym bardzo... ) powitał mnie najpierw celnik z pytaniem na gwizdek ja tu jestem a potem mój gospodarz. Taki duży miśkowaty facet w wojskowycm sznycie. Droga do domu... No ciężko mi cokolwiek powiedzieć bo mi łeb jak na łożysku latał bo nie wiedziałam na co patrzeć. Po przyjeździe w milutką spokojną okolicę zaczęłam oczywiście swoje porządki. Między innymi ogarnęłam pokoje i kuchnię na wyraźne polecenie brzmiące: " A rób se babo co chcesz, ja się nie wtrącam". No to proszę bardzo, wedle woli. W trakcie sprzątania kilkukrotnie wychodziłam wywalić śmieci ( ahhh, to kawalerskie gospodarstwo... :D ) i za którymś kolejnym razem spod szopy uciekło coś średnich rozmiarów, biało czarno rude nastroszone jak nie przymierzając solidnie zużyta szczotka do klozetu. Wedle mojego rozumu; prawdopodobnie kot bo na renifera jednak jakby ciut przymałe. Kiedy Zwierzak wróćił po pracy do domu to najpierw go nie poznał a potem się przyzwyczaił,że ma ogarnięte uprane i ugotowane. Któregoś wieczoru zadałam pytanie czy któryś z sąsiadów ma kota może przypadkiem? Ano tak, jakieś takie wypłoszowate się tu pęta czasem mu wynoszę jakieś kości czy tam coś, niech ma zwierzątko. Aha to w ten sposób mówisz... Znalazłam jakąś rzadziej użytkowaną miseczkę i rozpoczęłam dywersję. Najpierw micha stała pod szopą. Potem na podjeździe na granicy z trawnikiem. Potem na schodach. I któregoś pięknego sierpniowego dnia kiedy drzwi na podwórko były otwarte a ja szalałam w łazience z pralką usłyszałam takie cichutkie, pytające "mryryryry miauuu? ". Na paluszkach, cichutko podreptałam do kuchni a tam pod stołem pracowicie niuchało futerko. Wypłoszowate, zmierzwione i ewidentnie chude jak patyk. Na mój widok parsknęło, syknęło i uciekło gubiąc tonę sierści.

Następnego dnia honorowe miejsce pod blatem roboczym zajmowały chrupki i puszki z żarełkiem. A futro coraz śmielej eksplorowało kuchnię. Dwa tygodnie później wiało i pizgało czystym złem, ja szykowałam się do wypadu na grzybki a Futro ( jeszcze wtedy bezimienne) pomiaukiwało pod schodami. Wyniosłam miseczkę a nawet dwie i usiadłam na ostatnim schodku. Futro podeszło, powąchało i zaczęło jeść a ja delikatnie, powolutku i ostrożnie wyciągnęłam rękę i jednym palcem dotknęłam główki Futra które zakrztusiło się mięskiem splunęło nim w dali i.... Zaczęło mruczeć :D A potem pozwoliło się głąskać. A potem z własnej i nieprzymuszonej woli zasunęło mi barana w nos i wlazło na kolana. No więc cóż było robić, na cito pojechaliśmy do tzw"księdza" tutaj nazywanego kirppis ( takie połączenie sklepu z używką i antykwariatu. Swoją drogą rewelacyjne miejsce tam mają absolutnie WSZYSTKO. No, może oprócz żarcia. Też kiedyś o tym napiszę. ) i dokonaliśmy nabycia drogą kupna koszyczka, podusi, kocyków oraz szczotki do sierści. Oczywiście od samego początku Futro ( wtedy zwane już Hikaru ) wolało się rozwalać dyspozycyjnie na kanapie w salonie oraz na łóżku w sypialni. Potem z Polski dosłano mi środek na świerzbowca w uszach, ja zintensyfikowałąm podawanie mięska i chrupeczek ( za miliony monet wiadomo...) a Hikaru nabierała kształtów które przystają kociej damie a nie jakiemuś śmietnikowcowi. Poza Hikaru dokarmiam też jej kolegów i koleżanki, Saitamę, Jumiko, Aiko i jakieś bliżej niezidentyfikowane coś co nie wiem czy jest chłopcem czy dziewczynką więc chwilowo nie ma imienia. Ale za to ma apetyt :D
Życie pod jednym dachem z Hikaru jest...No jak to z kotem, wiadomo. A to mysi trupek pod łóżkiem w sypialni, a to dokładnie przememlany ptaszek ugarnirowany trawą na schodach... A czasem także absolutnie niespodziewane prezenty. Pierwsza była plastikowa żółta ośmiorniczka w niebieskie kropki. Potem korek od umywalki. A ostatnio mysz. Niby nic w sumie jakby nie patrzył Hikaru jest kotem więc nie mogę od niej wymagać chociażby aportowania nieprawdaż. Ale to była PLUSZOWA mysz. Taki breloczek do kluczy czy do czegoś. Z racji że chwilowo jest zima to prezentów ni ma ale wolę nie myśleć co przyniesie następne :D Tak między nami ABSOLUTNIE nie mam pojęcia SKĄD ona to bierze przysięgam....
No i co najważniejsze, Hikaru jako alarm jest rewelacyjna. W zeszłym roku w zimie zepsuł się piec. W nocy - 27 stopni w skali znanego nam Celsiusza, śniegu do pasa a Zwierzak na Nowej Zelandii na półrocznym kontrakcie. W środku nocy ja sobie smacznie pochrapuję a Hikunia kochana skacze po mnie jak szalona, gada, miaukoli, prycha i paca mnie łapą po głowie. Gdzieś z pięć minut mi zajęło skojarzenie faktu,że co prawda mam cieplutką kołderkę opakowaną we flanelowe obleczenie ( w reniferki ) niemniej jednak coś jest trochę nie halo bo mam w nosie ślizgawkę. Na termometrze w sypialni temperatura oscylowała w okolicach jakichś 5 stopni? Zamiast standardowych 18. Zwlekłam cielsko z wyra zeszłam do piwnicy, włączyłam piec a potem wspólnie z Hikaru spustoszyłyśmy lodówkę. Ona w nagrodę a ja dla towarzystwa :D Kochane maleństwo. Mój słodki aniołeczek. Wstrętna mała futrzata cholera. Od tamtej pory Hikaru w pełni legalnie śpi w domu bo wcześniej to różnie bywało... Zwierzak jak się okazuje ma uczulenie na białko zawarte w kociej ślinie i każdorazowe polegiwanie Hiki na kanapie kończy się jego drapaniem wszędzie. Ale toleruje futrzaka, ba, nawet niekiedy sam błyśnie inwencją i z własnej woli przy okazji zakupów nabędzie a to puszki a to chrupki czy tam inne zabawkowe pierdołki. Oczywiście zabawki koniecznie z dzwoneczkiem. Z jakiegoś powodu strasznie go bawi fakt,że wstaję w nocy wkurzona do nieprzytomności i nurkuję pod lodówkę żeby skonfiskować zabawkę. Jakby nie patrzył do cholery, ja się chcę wyspać.... :D
W następnym odcinku: Zima i dlaczego musiałam wymienić garderobę, o konieczności pamiętania gdzie do cholery rzuciło się łopatę do śniegu oraz o jenocie Jóżefie. I zajączkach chorych na dziwną odmianę zaburzeń pigmentacji futra.
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pon gru 27, 2021 10:05 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Obrazek
Nawet nie wiesz jak ja się cieszę czytając Twoje opowieści :1luvu:
Super że wróciłaś do Nas.

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 25465
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon gru 27, 2021 11:46 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

W sumie jeśli mam być szczera nawet nie zauważyłam,że były jakieś święta :D Znaczy, tutejsi jak najbardziej ubierają zarówno choinki w domu jak i na podwórku, gdzieniegdzie ktoś błyśnie fantazją i udekoruje na przykład pick-upa ( widziałam na włąsne oczy, może jak mi się uda to cyknę fotkę i wstawię ) ba, oni nawet traktor są w stanie obwiesić lampkami :D Szaleńcy po prostu. Ale i tak nikt nie przebije naszego sąsiada z domu obok który walnął taką iluminację chaty, szopy, sauny i czego tylko że przysięgam, z kosmosu go widać :D Nie,żeby mi to przeszkadzało w sypialni mam grube zasłony więc mało co światła przebija ai przydatne to bywa bo jak idę w nocy czy to wypuścić kitku czy sprawdzić samopoczucie ludka w lodówce to nie muszę światła włączać zawsze to coś. Ponadto zima w Finlandii jest fajna, nawet temperatury mi nie przeszkadzają w zeszłym roku jak się wzięłam do odśnieżania podwórka to z rozpędu wyleciałam tak jak stałam, w klapkach ( w tym roku byłam sprytniejsza i mam jak to mói Zwierzak - croksy winter edition ) i w podkoszulku. No ale było ciepło, raptem - 13 stopni. A przy odśnieżaniu się spociłąm jak głupia :D Moja mama do dziś nie wierzy, że może być - 20 a ja nie noszę czapki. Po prostu ten mróz nie jest odczuwalny, jest bardzo mało wilgoci w powietrzu i nie czuć temperatury. Znaczy, czuć, jak człowiekowi ręce do łopaty przymarzną bo jak ostatnia baranica zapomni rękawiczki założyć :D No i jak za bardzo się zmarznie to się odpala saunę i siedzi tam do bólu :D Czekam z utęsknieniem na taką z prawdziwego zdarzenia opalaną drewnem tak jak u Artema i Leny... Ehhh, kurde z perspektywy czasu widzę jak ja do tej pory marnowałąm życie serio. Nie bez powodu nazywają Finlandię najszczęśliwszym krajem świata. Mieszkam tu dopiero drugi rok i na myśl o powrocie do Polski aż mnie otrząsa. Tam już nie mam czego szukać....
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40

Post » Pon gru 27, 2021 12:15 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Podczytuję watek, tzn. przeczytałam od poczatku, bo fajnie sie czyta, to co piszesz. moja znajoma też wyjechała do Finlandii za praca, jak jechała narzekała bardzo, że nie chce, że zimno. Mieszka tam juz 6 lat, obecnie nie ma mowy żeby chciała wrócic :ryk: , zakochała sie w tym kraju i ludziach, którzy podobno sa bardzo mili , życzliwi.mało tego ona morsuje, podobno chłodzi się na sniegu, a potem zwiewa do sauny :D
Żadne niebo nie będzie niebem, jeśli nie powitają mnie w nim moje koty.

Myszorek

 
Posty: 4802
Od: Czw sie 08, 2019 8:34

Post » Pon gru 27, 2021 14:26 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Myszorek to jest fakt, Finowie są strasznie sympatyczni potwierdzam :D Dziewczyny z R-Kioski gdzie kupuję fajki najczęściej już wiedzą CO i ILE kupuję ale takiego uśmiechu na twarzach jak ostatnio składałam zamówienie po fińsku ( no, musiałam wypróbować czy metody nauczania naszej Zuzki coś dają czy nie bardzo... ;) ) To uwierz mi, już dawno nie widziałam. Za każdym razem pytają co słychać, jak mi w szkole idzie i chwalą, mimo,że robię błędy. Dziewczyny w markecie to samo. Jak pierwszy raz się przywitałam po fińsku to mi prawie brawo biły więc chyba nie jest ze mną tak najgorzej...Mam nadzieję. I tutaj... Nie wiem jak to powiedzieć ale jakoś inaczej się żyje. Bez spiny i nerwów. To się zrobi. Dasz radę. Jutro też jest dzień. A fińska zima... E tam, śnieg pada bo pada, temperatury na minusie bo jest zima i w sumie tyle. A sauna to coś bez czego nie wiem jak do tej pory żyłam :D Jeszcze nie osiągnęłam takiego poziomu hardkoru żeby tak jak Zwierzak tarzać się w zaspie po wyjściu z sauny ale powoli dojrzewam. I co najważniejsze: Od dwóch lat nie wiem co to katar, kaszel czy cokolwiek związanego z przeziębieniem. No dobra raz posmarkałam przez dwa dni ale to u Zwierzaka w pracy epidemia była a mnie się oberwało niejako rykoszetem ale i tak w porównaniu z tym jak ja potrafiłam chorować w Polsce to był mały pikuś. Nery też mi nie dokuczają, nie sikam już piaskiem, z tak zwanymi "babskimi sprawami" też na luzie chociaż muszę sobie znaleźć ginekologa bo wiadomo, na wszelki wypadek pilnować trzeba, niby w remisji ale wiadomo...
Obrazek
Obrazek
Obrazek

kocia_mendka

Avatar użytkownika
 
Posty: 1385
Od: Pt paź 11, 2013 18:40


Post » Pt gru 31, 2021 17:56 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Obrazek

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 25465
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto sty 04, 2022 2:14 Re: Historie mrożące krew w żyłach i mięso w lodówce część I

Zdrowia i wszystkiego co najlepsze w tym 2022 !!!
Ciesze sie, ze znowu moge czytac najwspanialszy watek na tym forum :201494 :201494 :201494 :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Ronda 25.04.2014[*]
Cindy 21.08.2018[*]
Kota nie powinno sie kupowac, bo kot to przyjaciel.
Przyjaciol sie nie kupuje.
Bleise Pascal




Obrazek.

_________________
Obrazek.

Cindy

Avatar użytkownika
 
Posty: 4796
Od: Śro lut 11, 2009 13:23
Lokalizacja: Gdynia

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 74 gości