Najgorszy dzień jaki tylko mógł być - był wczoraj...
Miało być miło, sympatycznie, romantycznie...
Pojechaliśmy z Łukaszem na zakupy do IKEA w Łodzi... połaziliśmy, kupiliśmy pościel, pojemniczki, no takie tam fajne rzeczy... potem pojechaliśmy do herbaciarni - Dekadencja na Piotrkowskiej... i co? w zeszłym tygodniu jak byliśmy było tak super, że chcieliśmy raz jeszcze... no i wielkie zaskoczenie, po 15 minutach kelnerka przyniosła menu... po kolejnych 20 przyszła po zamówienie... my zamawiamy, a ona mówi, że tego akurat nie ma... chociaż to dwie różne herbaty były, no ale dobra, lecimy dalej... chcemy dwie inne, o tych też nie ma... następne dwie, tych też nie ma... w końcu jakieś dwie są, no ale! kelnerka nam podaje ... i co się okazuje? że to jednak nie są te, które zamawialiśmy, bo... jednak ich nie było i zrobiła inne...
Potem poszliśmy na obiad do Galicji pod Manufakturą, tu już było naprawdę SUPER! od razu menu, po 10 minutach złożone zamówienie, a po 20 minutach wszystko co chcieliśmy na naszym stole, ceny jak na takie porcje, obsługę, jakość, smak bardzo niskie
Nadszedł czas powrotu do domu i zaczęła się dopiero masakra...
Wsiedliśmy w 46, które jedzie do nas... i przez pierwsze 20 minut podróży było ok, a potem? Potem była MASAKRA...
W Zgierzu wsiadło dwóch albo trzech pijanych na maksa gości w wieku 20-25 lat... a w tramwaju oprócz nas byli: chłopak około lat 18, oni pijani, my z Łukaszem i drugi chłopak lat około 20... Pijani do każdego podchodzili pytali, czy komuś sklepać mordy i tak dalej i tak dalej... potem jeden z nich uderzył Łukasza... bo miał czarną czapkę. potem tamci młodzi chcieli nam pomóc... ich też zaczęli bić, motorniczy nie reagował w ogóle tylko dalej jechał... do mnie zaczęli się przystawiać... potem Łukasz zachował się przytomnie i powiedział, że jestem w ciąży i nie mogę się denerwować, o dziwo odpuścili na chwilę... a potem znowu się zaczęło... aż wysiedliśmy 10 przystanków wcześniej dla bezpieczeństwa... następny tramwaj za 30 minut dopiero... bo po 22... Łukasz wpadł na pomysł żebyśmy nie stali na przystanku tylko szli do domu powoli... ale przed nami ciemny las, a w nim wiemy że żyją dziko psy... no i jednak nie poszliśmy, wróciliśmy na przystanek, przyjechał tramwaj w przeciwną stronę.. wsiedliśmy żeby nie marznąć... pojechaliśmy 7 przystanków, wysiedliśmy przystanek przed mijanką, po chwili nadjechał nasz tramwaj i jakoś dotarliśmy do domu, zmarznięci, przemoknięci bo padało i w ogóle...