Stało się coś paskudnego. W czwartek tydzień temu dostała pierwszą dawkę szczepionki odczulającej (brzoza, żyto, trawa). Czekałam po pierwszym zastrzyku pół h i po drugim pół h, zero reakcji. W piątek koło 11 dostałam silnego ataku kataru, ale ponieważ byłam o tym uprzedzona to pokornie podreptałam do apteki po opakowanie Hitaxy. W piątek wyjeżdżaliśmy do Wrocławia, więc od razu zaczęłam brać te tabletki i piątek był OK. Trochę zabalowaliśmy ale sobota aktywna i na powietrzu. Dramat zaczął się w sobotę wieczorem, bo zaczęło zatykać mnie w klatce piersiowej i już na wszelki wypadek umówiłam sobie wizytę do internisty z myślą, że pewnie przypałętał mi się jakiś babol i potrzebuję antybiotyku. Niestety w niedzielę już dusiłam się mocno i w poniedziałek zamiast od rana do pracy pojechałam od razu do lekarza. Do lekarza trafiłam z obturacją oskrzeli i sporym niedotlenieniem. Okazało się, że miałam wielogodzinny atak astmy, ale nie rozpoznałam go, ponieważ od 12 lat nie miałam żadnych objawów i nigdy w życiu nie miałam tak silnego ataku i tak długiej obturacji.Teraz siedzę na zwolnieniu,biorę ogromne ilości sterydów i oskrzela nadal nie wróciły do normalności. Nadal jest ryzyko, że na święta wyląduję w szpitalu.
A u Was jak tam przed świętami?