Wszystko rozegrało się wczoraj około godziny 13 doznała wstrząsu i płyn z brzuszka przedostał się do płuc zaczęła się dusić, przeraźliwie miauczeć, straciła przytomność. Na szczęście byłem obok niej gdy zemdlała, w biegu do auta robiłem jej masaż serca. Do kliniki jechałem góra 3-4 minuty a tam od razu trafiła na stół dostała leki, morfinę i tlen. Po wstrząsie temperatura była tak niska że była niemierzalna. Koce, termofory, moja bluza, ciepłe płyny podane dożylnie aby tylko odzyskała temperaturę. Około godziny 16 miała 36,5 stopnia. Poinformowano mnie, że mogę iść do domu że mała się wyliże ale nie chciałem jej samej zostawiać ona z resztą też w momencie mojego odejścia od stołu próbowała się podnieść, drapała bezwładnie łapkami i głośno miauczała. Nie zrezygnowałem ani na sekundę przez te 7-8 godzin walki nie odszedłem od niej, nie chciałem zostawić jej samej takiej biednej. Gdy położyłem głowę obok niej to ugryzła mnie w nos (zawsze tak robiła gdy chciała mnie obudzić, skubana miała dużo siły - podbudowało mnie to). Około godziny 19 poleciały wszystkie wyniki kotek zaczął się ponownie dusić, zrobiła się żółta, dałem jej tlenu. Te godziny były wahadłem mojego i jej nastroju (płakałem, śmiałem się, rozpamiętywaliśmy stare dobre czasy po nowym roku mieliśmy się przeprowadzić do domu gdzie miałaby cały ogród i dom dla siebie.). Od 20 jej stan bardzo się pogorszył przestała oddychać wraz z weterynarzem na zmianę robiliśmy jej masaż serca płynu w płucach była na tyle dużo, że nie dała rady. Po 40 minutach walki doszliśmy do wniosku, że nie będziemy jej męczyć. Przytuliłem ją do siebie ostatni raz i pocałowałem w tą biedną, słabą główkę. Okazało się, że wątroba przestała działać i pociągnęła za sobą nerki.
Zaraz jedziemy pochować ją na nowej działce. Pochowam ją na ulubionym posłaniu wraz z kocykiem i jej ulubioną zabawką, dorzucę również jakąś saszetkę

Bardzo ją kochałem, dostawała wszystko co najlepsze. Obiecałem sobie, że zjem bułkę z masłem tylko po to aby ją uratować. Wstałem dzisiaj z myślą, że to koszmar ale nie mogę jej znaleźć (nikt mnie nie ugryzł w nos, nikt nie drapał w łóżko, nikt nie szurał w kuwecie)

Myślicie, że ma tam równie dobrze jak ze mną?, że wie, iż bardzo ją kochałem? Zawsze gdy ja albo ona miała gorszy dzień każde z nas mogło wygadać się tej drugiej połówce

