Witam serdecznie ! Nigdy nie byłam fanką kotów tym bardziej, że od dzieciństwa jestem alergiczką...
poznałam jednak mojego narzeczonego a ten dla mojej córki ściągnął do swojego mieszkania dwa lata temu ślicznego małego rudzielca, któremu daliśmy na imię Ramzes

- fotki poniżej. Ramzes w lipcu skończy dwa lata, jest przyjacielskim kotem lubi ludzi,dzieci i może właśnie dlatego,że chowaliśmy go dla córci nie fuka i nie wykazuje innych objawów agresji ale tez traktujemy go jak panicza więc nie ma podstaw. Jest wysterylizowany i kocha jeść ale trzymamy go w ryzach.
W lipcu tego roku zostanę drugi raz mamą małej dziewczynki

Pochodzę znad samego Morza Bałtyckiego - z Łeby ale obecnie mieszkam w Lęborku wraz z moją powiększająca się rodzinką. Mamy wspomnianego Ramzesa, dwie papużki faliste :Bellę i Elvisa, które tak na wszelki wypadek mieszkają u córki w pokoju by naszego rudzielca nie kusiło się nimi bawić
Dlaczego wujek Ramzes ?
Tydzień temu - 22.05.2014r cały dzień marudziłam lubemu, że czas wynieść śmieci (bo zaraz same wyjdą). Zaparłam się, że ma to zrobić do północy bo będzie foch od ciężarnej

po 22 poszedł...wrócił biegiem po telefon z okrzykiem - koło śmietnika w kartonie jest malutki kotek !!! Spojrzałam na niego i czułam co się szykuje. Poszedł porobił mu zdjęcia, nagrał filmik wrócił i już chciał go przynieść ale stwierdziliśmy, że może mam po niego wróci.. Taka była nasza cicha nadzieja... Jako, że nadzieja umiera ostatnia.. umarła rano. Artur zaprowadził Julie do szkoły, po drodze sprawdzając czy kociątko dalej leży w kartonie koło śmietnika... Po powrocie zaciągnął mnie tam. Stanęłam jak wryta... maleństwo ledwo pełzało piszczało strasznie było jeszcze troszkę poklejone i wychłodzone... Karton był wysoki...czysty ze styropianem... ktoś sobie kupił nową pralkę... Nie było szans by kotka zostawiła go w tak postawionym kartonie... nie dotykając kociaka zadzwoniliśmy -zapewne budząc go - do naszego weterynarza. Wypytał o wszystko i powiedział, że albo go zostawimy i jego los będzie nam znany...albo go weźmiemy... Miałam w głowie gonitwę myśli: no co weźmiemy i pomożemy z zastrzeżeniem, że mając już jednego dorosłego kota, papugi faliste i akwa 200l aa no i 8 letnie dziecko

plus kolejne w drodze

nie zostawimy tego malucha..
Po południu po powrocie Artura z pracy poszliśmy do weterynarza. Tam (jak się później okazało trochę się zawiodłam) dowiedzieliśmy się, czym go karmić, w jakich odstępach czasowych, że przemywać oczka i masować buniaczek, trzymać ciepło. Dostaliśmy mleko za darmo...za wizytę tez nas nie skasował -taki troszkę wet z powołania. Powiedział, że i tak jest nam wdzięczny, że decydujemy się na próbę pomocy maluchowi. Osesek miał długa pępowinę więc została przycięta, wstępnie powiedziano nam, że jest to kotka i mam cichą nadzieję, że to się potwierdzi ale o tym za chwilę. Weterynarz zmartwił mnie mówiąc, że może nam się nie udać odchować kotka, że nie jest to proste, że kotek może być chory a jeśli nie otworzy oczek zaprasza nas za tydzień (niby jutro) na wizytę kontrolną. A no i wstępnie powiedział, że kotek ma 10 - 14 dni, jeśli w ciągu tygodnia nie otworzy oczu to dostanie antybiotyk, który albo mu pomoże albo nie i kotek co tu dużo mówić zdechnie

Ooo nie ! Postanowiłam o niego walczyć.
Zaczęłam przeglądać internet, tworzyć ogłoszenia, powiadamiać znajomych na facebooku, że oddamy kotka jeśli uda się nam go odchować. Znajoma wzbudziła we mnie nadzieję, że kotek jest dużo młodszy gdy powiedziałam jej, że w niedziele odpadła mu pępowina... Ucieszyłam się, bo codziennie sprawdzałam te jego oczy - po słowach weterynarza bałam się o maluszka bardzo. Trafiłam na to forum, też dzięki wspomnianej koleżance gdzie zaczęto mnie utwierdzać w przekonaniu, że kocie dziecię jest młodsze, że wg logiki jak go Artur znalazł w środę wieczorem kotek musiał urodzić się w nocy z wtorku na środę bądź w środę i ktoś do podrzucił. Stawiam więc domyślnie na datę urodzin - 21.05.2014r.

Moja paranoja odnośnie jego/jej oczu sprawiła, że chodziłam smutna z tego powodu i nawet przy karmieniu gdy pierwszy raz dwa dni temu zaczął mruczeć niczym mały traktorek

- popłakałam się jak dziecko... Artur musiał mnie uspokajać
Wczoraj zauważyłam, że oczęta zaczynają się pokazywać - coś mi się w świetle dnia podczas masowania brzuszka zaświeciło... Ale jak zwykle - zakładałam to gorsze niż lepsze. Jednak wieczorem Artur potwierdził, że koteczek otwiera oczy ufffff !

Czy unikniemy antybiotyku? Dziś już oboje zauważyliśmy jak urósł- był "krótszy" niż moja dłoń z palcami - dziś jest jak moja dłoń, brzuszek ma tłuściutki, tyje, główkę ma większą, próbuje ją podnosić podczas pełzania po podłodze

Poza tym wszystko w normie. opiekuję się nim, budzę na karmienie bo śpi już bardzo długo i nie wiem ile byłby w stanie przespać gdybym go nie budziła. Zawsze w transporterku ma termofor, zawsze karmimy butlą z ciepłym mleczkiem, masujemy, "liżemy" wacikiem namoczonym ciepła wodą niczym kocia mama oczka i brzuszek i dupkę. Kotek coraz mniej miałczy - wie już, że przyjdę i się nim zajmę więc nie musi sam domagać się zainteresowania. A to mruczenie - wynagradza wszystko !
WUJEK RAMZES pierwsze dwa dni bał się maleństwa

ale zaczęliśmy go z nim oswajać, pokazywać malucha i jest coraz lepiej - w końcu liczymy na jego dobry charakter i łagodne usposobienie i nie chcemy by czuł się zazdrosny
Najśmieszniejsze czym chce się z Wami podzielić jest to, że ... Artur i Julia zaczęli od niedzieli pytać : Czy zostawimy kotka
Jak już kotek zaczął mruczeć a ja płakać, że tak robi w niedzielę późnym wieczorem zaczęłam pojmować ,

że mimo iż ktoś już dzwonił, że przygarnie kotka, że ktoś inny - zaufany chce go na wieś gdzie ma dom, masę innych zwierząt m in kucyki i kotek byłby szczęśliwy - tylko go odchować

to ja nie chce go oddać... Wczoraj wieczorem podczas karmienia Artur skutecznie utwierdził mnie w tym przekonaniu mówiąc :" Zobacz, będziemy przy nim od narodzin do śmierci przez całe jego życie." Założył najwyraźniej, że już podjęłam decyzję o zostawieniu kota ale rzeczywiście uświadomienie mi tego było skuteczne. Tak oto właśnie wzięłam głęboki oddech i nasmarowałam do Was nowy wątek

Maleństwo zwane Znajdą ZOSTAJE Z NAMI. Dziś chyba powiem o tym córci i Arturowi oficjalnie... Cóż jakbym mogła go oddać kiedy rzeczywiście jestem z nim praktycznie od początku

No jak
Tak oto stałam się "kocią mamą".. Wujek Ramzes mówi do mnie "mama"

więc kolejny kotek tez będzie... Mam nadzieję, że nasza wspólna historia będzie trwać i niedługo napisze Wam jakie imie dostało kociątko
P.S. nie lubiłam kotów
Miłego dnia
