Jeszcze w temacie działki.
Oto koty , ktore na pewno przeżyły zimę:
Dymek, kumpel Płomyka. Prawie oswojony, chociaż przez zimę nieco zdziczał.
Szarka, kumpela/siostra/córka Dymka. Jesienią była częsciowo oswojona; na tyle, że dwa razy weszła mi do domku, zwiedziła, ułożyła się na kanapie, ale dotknąć się nie pozwoliła.
czarny Lucek. Raz jesienią wszedł do mnie do domku, ale każde następne spotkanie kończyło się jego zmykaniem
wielki Pingwin. Dziki dzik.
No, oczywiście Burcia kochana, ale ona nie jest zupełnie bezdomna, bo ma właścicieli, chociaż mieszka nie w domku a w budce. Ale ma stałą opiekę i wikt i widać, ze jest bardzo do tych państwa przywiązana. Ona rozumie, że to jej dom. Jeśli będzie trzeba, to będę ją wozić do weta, albo ich zachęcę. Raz z nią byłam w ubiegłym roku, jak kulała. Jest wykastrowana i ma na pewno powyżej 12 lat.
Podobno są też jakieś dość mlode krowy, z tego jedna odchowana wiosną na butelce ( swoją droga, jakbym odchowała kota na butelce, to nie zostawiłabym go na działce, no ale cóż) u ludzi kawałek dalej, ale w moje rejony nie przychodzą a ja chodząc tam nigdy ich nie widziałam.
I pojawił się nowy, bardzo dziki biało rudy ( określony przez mojego tatę jako "no taki biało-brązowy"
)