Zosia i Mania - historia pełna miłości i horroru - POMOCY!

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Sob kwi 12, 2014 23:03 Zosia i Mania - historia pełna miłości i horroru - POMOCY!

Witam serdecznie was wszystkich kocich miłośników!
Chciałbym podzielić się z wami naszą historią o dwóch kotkach, które u nas przystań znalazły, a z którymi stało się coś bardzo dziwnego, z czym poradzić sobie sami nie potrafimy, no ale może po kolei. Pod koniec października 2009 przygarnęliśmy dwie kocie siostry (taką dostaliśmy informację z fundacji, przez którą kociaki do nas trafiły). Dwie cudowne, małe szare kuleczki. Zakochaliśmy się od razu:) Kotki zostały znalezione na działkach, więc miały wszelkie możliwe robactwo, co wiązało się z licznymi wizytami u weta już od samego początku. Okazało się jednak poźniej, że mają jakieś straszne problemy skórne, co sprawiło, że staliśmy się stałymi gośćmi u naszej pani weterynarz. Do tych wizyt jakoś się przyzwyczailiśmy (nawet u naszego weta dostaliśmy zniżkę dla stałych klientów;), ale kotkom nie było chyba zbyt wesoło, że cały czas muszą być zaganiane do transportera i wożone do "złego" lekarza. Poza tymi wizytami, wszystko pięknie się układało, Zosia z Manią wszystko robiły razem, myły się, spały, bawiły, jadły itd. Załączam poniżej kilka zdjęć z czasów, gdy wszystko było cudownie. W połowie 2010 roku obie kotki przeszły razem sterylkę. Ze względu na ich problemy skórne, rany bardzo długo się goiły i musiały bardzo długo siedzieć w kubraczkach. Tu pojawiły się pierwsze objawy tego, co miało nastąpić. Kotki były względem siebie nieufne, często „warczały” i posykiwały na siebie. Myśleliśmy, że to kubraczki są winne, że przez nie kotki się nie poznają, ale tu pewnikiem chodziło o coś głębszego (zmiana całej gospodarki hormonalnej?). Dodam, że po sterylce Mania się prawie nie wybudziła z narkozy:( Kotki już jednak nie były tak zżyte jak wcześniej. Minęło parę miesięcy, gdy nastąpił pierwszy atak. Zdarzyło się to w nocy, gdy kotki spały jak zwykle w naszym łóżku (Aga-moja małżowinka-była wtedy sama i stało się to dosłownie na niej). Zosia i Mania leżały niedaleko siebie i w momencie, gdy jedna się poruszyła, to druga ją zaatakowała z ogromną furią, jednym słowem poszły na noże. Piski, warczenie, syczenie, postawiona sierść i wściekła furia. Nie wiemy która zaatakowała pierwsza. Nie chciały się rozdzielić. W końcu jednak znalazły się jakoś w osobnych pokojach i Aga mogła je odseparować od siebie. Byliśmy zupełnie zdezorientowani i nie za bardzo wiedzieliśmy co robić. W ciągu kolejnych dni po tym pierwszym ataku, gdy pokazywaliśmy je sobie przez przymknięte drzwi obie wpadały w furię i znowu były gotowe do walki. Od razu obkupiliśmy się w Feliłeje, skontaktowaliśmy się z Czarnym Kotem i nabyliśmy krople Bacha, no i daliśmy kotkom trochę od siebie odsapnąć, i zaczęliśmy żmudne próby ich łączenia. Szło nawet całkiem dobrze, ale niestety po 2 miesiącach, gdy myśleliśmy, że wszystko wraca już do normy, znowu się zaatakowały. No i od tego czasu nie potrafimy ich już połączyć. Próbowaliśmy wszystkiego, Feliłejów, PetRemedy, kropli Bacha, konsultacji z bahawiorystami (aczkolwiek w Poznaniu, bo tu mieszkamy, bardzo trudno znaleźć kogoś specjalizującego się w kocich zachowaniach), próbowaliśmy nawet psychotropów, ale po nich kotki przestały jeść i pić, więc musieliśmy je odstawić. Mieszkanie mamy podzielone na dwie części-zbudowaliśmy specjalną ramę wypełnioną wzmocnioną siatką, którą zamontowaliśmy w korytarzu, aby kotki mogły się widywać, obwąchiwać, przyzwyczajać do siebie na nowo, a która jednocześnie chroni je przed zakusami zrobienia sobie krzywdy. Przez te wszystkie lata wielokrotnie próbowaliśmy je łączyć, stosowaliśmy metodę małych kroczków, czyli od bardzo krótkich spotkań po coraz dłuższe, ale koniec końców zawsze kończyło się atakiem. W ciągu ostatnich miesięcy pozwalaliśmy im na to, aby przeszły przez atakowanie się bez naszej ingerencji i rozdzielaliśmy je dopiero, gdy same się od siebie odsunęły, ale uwierzcie mi, że nie jest to łatwe, aby znieść taką feerię przerażających dźwięków i widok naszych kochanych kociaków, które walczą o terytorium, a może naszą uwagę, a może?? No właśnie, o co? Sami do końca nie wiemy. Osobno kotki są cudownie milaśne, uwielbiają być przytulane, łaszą się i tulą ile wlezie, ale gdy tylko są razem od razu widać ogromne napięcie między nimi. Często wygląda to tak, że jedna z nich (Mania) chce rządzić i ustawia sobie drugą (Zosię) przez przyatakowywanie jej, na co Zosia reaguje w ten sposób, że profilaktycznie, nie czekając na atak Mani, atakuje ją pierwsza. Ostatnio myśleliśmy, że już jesteśmy na dobrej drodze do ich pogodzenia, ale niestety po raz kolejny skończyło się serią ataków. Powoli kończą się nam siły, żal nam jest też bardzo kotków, które, nie dość, że zamknięte na 50 m2 z balkonem, to jeszcze mają podzieloną tę powierzchnię na pół. Przykro nam, że zamiast cieszyć się swoją obecnością, żyjemy wszyscy w wiecznym napięciu -> my, czy znowu się zaatakują, a one, czy za rogiem aby nie czai się drugi kot. Może ktoś z was zna dobrego kociego behawiorystę w Poznaniu lub okolicach? Może ktoś ma dla nas jakieś dobre rady? Ostatnio myślałem nawet, czy nie zostawić Zośki i Mańki razem na kilka dni, żeby się między sobą dogadały. Czujemy, że jeśli nie znajdzie się jakiś zaklinacz kotów, który nam pomoże, będziemy musieli znaleźć dla jednej z kotek inny dom, ale to wiąże się z tym, że pękną nam serca :(
Pozdrawiam serdecznie,
Łukasz

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

birbi

 
Posty: 1
Od: Nie lip 31, 2011 11:30

Post » Nie kwi 13, 2014 5:21 Re: Zosia i Mania - historia pełna miłości i horroru - POMOC

Takie ataki bywają jak któryś kot choruje i jest słabszy.Uwierz to bardzo częste.
W diabły idzie miłość i przywiązanie. Idź do dobrego weta bo według mnie coś się z kotami dzieje. Zrobiłabym gruntowny przegląd kotek. Morfologia, biochemia ,rozmaz to na początek. I dobry diagnosta jest potrzebny co nie zwali winy na stres i inne badziewie. Skąd jesteście.
Skąd wiem? Tak mój Angel reaguje na koty chore. Nigdy się nie pomylił :(
Inna kotka lała na potęgę po mieszkaniu i wróciła z adopcji. Jej towarzysz okazał się być chory na chłoniaka i umierał. A ona tak reagowała na stres.
Koty to dziwne stworzenia i w różny sposób dają odczuć swoje lęki i stres.
A może coś u was czy z wami się dzieje?Nie kupiliście nowych mebli, w rodzinie wsio ok?
Życzę powodzenia.
Obrazek

Dla naszych Słoneczek [*] Kochamy i tęsknimy.

ASK@

Avatar użytkownika
 
Posty: 56002
Od: Czw gru 04, 2008 12:45
Lokalizacja: Otwock


Adopcje: 12 >>




Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: nfd i 46 gości