część dalsza rozdziału 3
Ręka się zbliżała i zbliżała... Wtem poczułam miły dotyk na moim grzbiecie, podobny do lizania przez mamę. Ale mamy tu nie było. No tak, głaskała mnie ta dziewczyna. Rzadko ludzie mnie głaskali, dlatego zapomniałam jakie to przyjemne. Ręka była delikatna. Głaskała po grzbiecie, drapała pod brodą. W pewnym momencie ów ręka podniosła mój ogonek do góry.
- To kotka- powiedziała zdziwiona dziewczyna.
- Tak?- spytała tamta kobieta.
- Ale ruda kotka? Ponoć takich nie ma- mówiła dalej ta dziewczyna.
- No- przytakiwała tamta.
- Ja byłam pewna, że oni mają kocura.
Ale o co im chodziło? Czyżby o to, że jestem koteczką? A może o to, że jestem ruda? Nie podobałam im się...
Jednak dziewczyna znowu się odezwała.
- Mamy rzadki egzemplarz- powiedziała.
- Na to wygląda- dodała tamta pani, nalewając wody do garnka.
Dziewczyna delikatnie podrapała mnie za uszami. Czyli jednak im się podobam! Wtedy zaburczało mi w brzuszku. Przecież nie dostałam śniadania dziś ani wczoraj. Może nawet dobrze, bo gdybym zjadła to nie miałabym miejsca w brzuszku na te wszystkie pyszności, którymi mnie częstowano. Miauknęłam cichutko.
- Ola, daj mu coś. No...jej, znaczy się- powiedziała tamta pani.
- Dobra, babcia. Spoko. Chodź, malutka, tu masz- mówiąc to, dziewczyna postawiła przede mną papierowy talerzyk i nasypała na niego... całą garść suchej karmy!
I mogłam zjeść ją całą! Nikt m i nie zabierał, a w dodatku ludzie chyba cieszyli się, że jem. Dziewczyna nazwana "Ola" rozłożyła przy szafce gazety i powiedziała do swojej babci, że "jakby się kręciła to daj ją na te gazety. no, poznasz, że jej się chce". Zaraz potem wyszła. Dziwni są ci ludzie. Biegają jak ten kot z pełnym pęcherzem. Ciekawiło mnie tylko, dlaczego babcia Oli nie poszła do pracy. Wiem, że ludzie muszą pracować. Dostają wtedy pieniądze, za które kupują różne rzeczy. Moich ludzi często nie było, bo jeździli do tej pracy. A babcia Oli? Ma "wolne"? Potem dowiedziałam się, że do pewnego wieku się pracuje, a potem do końca życia ma się wolne. To się nazywa "emerytura". Nie pracujesz, a co miesiąc dostajesz pieniądze-fajnie (chociaż babcia czasem narzeka, że za tyle lat pracy emerytura powinna być trochę większa

).
Ale przez to babcia ma dużo wolnego czasu. Znalazła też jakąś starą, fioletową myszkę z pluszu i dała mi ją do zabawy. Podobno należała do Tigera-poprzedniego kota, który tu mieszkał. Był już stary i chory, więc odszedł za Tęczowy Most, na Zielone Łąki, gdzie kiełbasa rośnie na drzewach, łososie na krzewach, a na winorośli zamiast winogron-serniki (czyli takie ciasta z serem, które Tiger uwielbiał). Kiedyś mieszkał tutaj także dziadek Oli, ale też był chory i odszedł. Może się spotkali? Dziadek podobno bardzo lubił Tigera. Nie mogłam tylko zrozumieć jednego-skoro obaj poszli do tak wspaniałych miejsc, to dlaczego Ola miała łzy w oczach, gdy wspominała o którymś. Na przykład podczas tego opowiadania o Tigerze, jak bał się parasola (to taka szmata na patyku, która chroni przed deszczem). Nie cieszyła się, że trafił do tak fajnego miejsca? W ogóle ludzi nie rozumiałam. Wtedy, jak Oli nie było, trochę się pobawiłam myszką,a potem siedziałam przy babci w kuchni i patrzyłam co robi. A gdy gdzieś szła, ja truchtałam za nią. Kiedy wróciła Ola, właśnie plątałam się przy nogach babci, która robiła Oli herbatę. Okazało się, że ta przyniosła dwie reklamówki i pakunek w kolorowym papierze. W jednej reklamówce był specjalny żwirek, łopatka, a w drugiej paczka suchej karmy "Perfect Fit In Home" (zabawne-na opakowaniu był kot całkiem taki jak ja, tylko większy), puszka "Animondy Carny", "Vom Feinsten" i saszetka "Rafine". I to wszystko było dla mnie! I tylko ta mała paczka była dla Oli-było to ciasto z jej ulubionej cukierni. Należało jej się, za to, co dla mnie zrobiła. Miło, że o mnie pomyślała. Przyniosła z innego pokoju porcelanowy spodeczek i nałożyła aż dwie łyżeczki mokrej karmy! Połykałam wszystko bardzo szybko. O mało się nie zadławiłam. Nareszcie zjadłam normalne śniadanie-byłam taka głodna! Wylizałam miseczkę,a Ola ją umyła. Chciałam zrobić jej przyjemność i sama umyłam-języczkiem, ale jej to nie wystarczało

. Potem Ola nasypała specjalny żwirek do kuwety, czyli miski, do której załatwiają się miastowe, eleganckie koty. Umieściła ją w łazience. Za każdym razem, po jedzeniu, zamykano mnie tam. Nie wiedziałam po co, ale nie mogłam narzekać. Nareszcie było mi ciepło i miałam pełny brzuszek. Wyskoczyłam na sedes. Było tam takie miłe futerko, więc ułożyłam się tam i zdrzemnęłam. Gdy Ola przyszła, szybko zawołała swoją babcię. czyżby nie wolno mi było tutaj spać? Ale Ola i babcia tylko się roześmiały i poszły, zostawiając drzwi otwarte.
c.d.n.