Strona 1 z 102

Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-guz na listwie mlecznej

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 21:52
przez Femka
Tym razem fotek w poście inauguracyjnym nie będzie, będą potem, jak już będę miała siłę ruszyć tyłek i pobiegać z aparatem. Okres przedświąteczny był u mnie bardzo trudny, smutny i cholernie wyczerpujący.
Najpierw smutki. Czyli Zosia. Po pierwszej butli kroplówek wprawdzie przestała rzygać, ale dalej nie jadła NIC. W piątek wieczorem już jej się zaczynały plątać łapki. Więc w sobotę do wetki, bo po pierwsze i tak miała być kontrola, po drugie Femcię wiozłam na zdjęcie kamienia. Wetka dopatrzyła się u Zośki reakcji bólowych w tchawicy, co mogło być przyczyną niejedzenia. Bo ząb nadający się do usunięcia został czymś tam zaopatrzony, że przeszkadzać nie miał prawa. Zosia została zaopatrzona w jakieś zastrzyki, do domu dostałam pięć kolejnych już przygotowanych do zrobienia oraz takie małe ampułki dopyszczne na wątrobę. Ale w sobotę późnym wieczorem Zosia znowu nie wyszła jeść, a wyciągnięta przeze mnie z kanapy nie okazała żadnego zainteresowania miską. Więc w niedzielę rano znowu do wetki. Sprawa była o tyle trudna, że od poniedziałku zamknięta była lecznica. Dostałam dla kotki drugą butlę kroplówek, dużą strzykawę na ewentualne karmienie i już. Na szczęście coś jakby zaczęła. Jeszcze trudno to było nazwać jedzeniem, ale przynajmniej przybiegała do miski i liznęła parę razy sos. Dzisiaj jest o tyle lepiej, że nie chudnie, nabrała sił i biega po domu jak zwykle. Ale na moje oko ona dalej nie je, a przynajmniej nie tyle, ile powinna. 3 stycznia kotka pojedzie znowu do lecznicy (chory ząb trzeba w końcu usunąć), obejrzy ją wetka i zobaczymy. Niestety, znana jestem powszechnie z przekarmiania kotów, więc moje płacze w lecznicy, że Zosia nie je, traktowane są z dużą rezerwą, skoro też nie chudnie, ma siłę biegać i wyraźnie regeneruje zdrowie.
Teraz już się o Zosię nie boję, ale tuż przed świętami wyglądała tak, jakby była na ostatnim zakręcie i nie miała kompletnie sił. Bałam się, że coś się może nie udać.

Femci kamień został zdjęty, ale pod kamieniem objawił się obraz nędzy i rozpaczy, czyli popsute zęby, które zostały usunięte. Kotce został chyba tylko jeden kieł i jeden trzonowy :lol: Myślałam, że jak po jednym dniu pobytu w lecznicy, zabiegu w narkozie i stresie z tym związanym Femcia będzie do końca dnia odsypiała wrażenia, ale gdzie tam. Wypuszczona w domu z transportera zażądała natychmiastowego wypuszczenia na siku, a po powrocie wchłonęła podwójną porcję obiadu i poleciała dalej. Ona się chyba bała, że u sąsiadki, u której na działce przesiaduje, wydarzy się coś ważnego i ją to ominie :twisted:

Felut - jak się okazało - ma jeden kieł za długi i przez to nie domyka mu się pychol. Też trzeba usunąć.
Tymczasom koniecznie trzeba uciąć jajka i to w trybie absolutnie natychmiastowym, bo mam poważne podejrzenia, że zaczynają szczać albo zaczną lada chwila.
Wszystkie planowane zabiegi odbędą się w najbliższą sobotę, za tydzień.

Jest i jedna radość, chociaż poproszę o niewyrażanie entuzjazmu zbyt ekspresyjnie, żeby jednak nie zapeszyć. Otóż w uchu Debi jest absolutnie suchutko. Trochę brudu dzisiaj wetka wyjęła, ale po pierwsze ta odrobina była z dwóch dni (celowo nie czyściłam suce ucha wczoraj), a po drugie zdrowe zwierzę też coś tam w uchu ma. Kurację kontynuujemy jeszcze dwa kolejne tygodnie i znowu kontrola. 16 grudnia minął rok, jak pierwszy raz zawiozłam Debi do lecznicy.

Ekipa remontowa wyniosła się w czwartek przed świętami, ale już na niedzielę zostali zawezwani na poprawki. Flejtuchy, paprochy, brakoroby... i tu można wstawić każde obelżywe sformułowanie. Cierpliwiości wystarczyło mi tylko, żeby im wskazać niedoróby i do tego momentu byłam grzeczna choć wiało ode mnie arktycznym chłodem.
Niestety, mimo, że napominałam, zwracałam uwagę i pilnowałam, jeden z tych durni nie zamknął za sobą drzwi i na zewnątrz wyleciał mi Luzak. Bąbla w ogóle nie mogłam namierzyć. Wtedy już nie wytrzymałam i zwyczajnie wywaliłam ich z domu.

Luzaka złapałam szybko, bo kotek nie miał w planach jakiejkolwiek ucieczki. Chciał tylko zobaczyć, co jest za drzwiami. Ale Bąbla nie mogłam znaleźć. Szukałyśmy go obie z Moniką, szeleściłam saszetką (na ten dźwięk Bąbel przylatywał z najodleglejszego zakamarka domu), kiciałam i nic. Już straciłam nadzieję, już ryczałam. A sprzątanie poremontowe czekało.
Ale jeszcze mnie tchło i zajrzałam do kanapy, w której rezyduje Zosia i Felut. I co? Bąbel sobie spał w najlepsze przytulony do Felutka. Nawet mu ucho nie drgnęło, a niemożliwe, żeby nie słyszał, bo się obie wydzierałyśmy. Miałam wielką ochotę urwać mu chociaż łapkę. Może by się przynajmniej szybciej wyadoptował :lol:

Od świąt jest już idealny spokój, żadnych obcych ludzi. Teraz Szczypiorki, Debi i tymczasy śpią. No może z wyjątkiem Femci, dla której jest to pora wieczornych spacerów. Ale dzisiaj ma szlaban, bo gdzieś we wsi najpierw rozległ się huk, a teraz co chwila przejeżdżają z dużą prędkością samochody strażackie. Nie wypuszczę jej, bo mogłaby się przestraszyć i zwiać, albo nie daj Boże wpaść pod auto w popłochu. Zresztą zbliża się czas, kiedy to mutanci będą robić próby generalne fajerwerków. Femcia cholernie boi się wszelkich wystrzałów i burzy. Problem tylko, jak wytłumaczyć to tej szurniętej kotce, że przez te 3-4 wieczory nie uciekną wszystkie myszy i że spokojnie może przeczekać w domu. Ona na szczęście swojego buntu i niezadowolenia nie wyraża szczaniem po kątach, tak jak Burek.


I to na razie wszystko. Aha, właśnie przeczytałam "Walkę kotów" Mendozy. Polecam, chociaż wcale nie jest o kotach :lol:


EDIT: poprzednia część: viewtopic.php?f=46&t=151396&p=10340554#p10340554

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 21:58
przez jaaana
Jestem.
Zaznaczać świeżo po remoncie nie będę.

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 22:02
przez Femka
Bardzo Ci jestem wdzięczna. Obszczania świeżo remontowanych powierzchni bym nie zniosła :lol:

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 22:11
przez evanka
ja tam grzecznie sie witam
i z pusta ręką nie przychodzę Obrazek
kulturalna jestem :mrgreen:

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 22:17
przez Femka
Jestem pod wrażeniem.
A torta na myszach nie masz gdzieś pod ręką?

A propos żarcia. Bąbel. To jest zjawisko. Kotek około sześciomiesięczny. Średniej wielkości jak na swój wiek, wcale nie jakiś tłuścioch (dobrzewyglądający). Apetyt? Pobił nawet Burka w dojadaniu po wszystkich. Po wyjściu Bąbla z kuchni miski są czyściutkie. Gdy chwilę po jego wyjściu wchodzę do kuchni, Bąbel wpada ze mną drąc się ze wzrokiem utkwionym w pustej misce.
Już się nie daję nabrać, ale na początku dawałam natychmiast.

To jeszcze jeden argument, że tymczasy won do swoich domów. Jak tylko się takowe znajdą, a na to się nie zanosi. Jedna pani nawet pytała, ale o maluszka, a nie dorosłego sześciomiesięcznego. :roll: Pierdzielę, niedługo ludzie będą szukać do adopcji zarodków.

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 22:25
przez Maryla
jestem
no to sie masz :piwa:

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 22:39
przez Alienor
Dobrze że z Zosią się poprawia, ale :ok: :ok: nadal trzymamy za wyleczenie dziewczynki :ok: :ok:
I za domy dla tymczasów :ok: :ok: :ok:

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 22:46
przez anulka111
:kotek: I ja sie melduje Obrazek

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 22:59
przez MariaD
Przykucnę. :)

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Sob gru 28, 2013 23:02
przez jaaana
MariaD pisze:Przykucnę. :)

To podejrzane :wink:

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Nie gru 29, 2013 0:19
przez evanka
Obrazek

dać nocniczek?
zabytkowy :twisted:

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Nie gru 29, 2013 7:58
przez redaf
Femka pisze:...tymczasy won do swoich domów.
Jak tylko się takowe znajdą, a na to się nie zanosi.

Teraz jest wyjątkowo kichowaty czas na adopcje :roll:

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Nie gru 29, 2013 8:20
przez Femka
he he
zauważyłam
W sprawie Bąbla i Luzaka ilość telefonów: 0 :evil:

Kiedy będzie lepszy czas? Trochę sobie robię nadzieję, że przed feriami zimowymi i w same ferie. Też przywiozłam Debi, jak mi się urlop świąteczny zaczynał.

EDIT: pobudkę miałam uroczą. Rzygający Burek. Zerwałam się na równe nogi, żeby pościel ratować... szlafrokiem. Łatwiej wyprać. Z Grubasa wyleciał piękny, dorodny kłakowy glut.

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Nie gru 29, 2013 8:28
przez redaf
Femka pisze:Kiedy będzie lepszy czas?
Trochę sobie robię nadzieję, że przed feriami zimowymi i w same ferie.

U mnie zwykle właśnie tak w lutym najlepiej kocina schodziła.
Ale jest też możliwość, że Ci chłopaki na stanie zostaną.

Podpisano: Telefon Zaufania dla samobójców :twisted:

Re: Adoptowałam Debi, mam Szczypiory-nie cierpię małych kotk

PostNapisane: Nie gru 29, 2013 8:33
przez Femka
Nie nie
U mnie nie zostaną, bo już wymyśliłam wariant awaryjny. Podrzucę w reklamówce dziewczynom do lecznicy :mrgreen: I jeszcze mi potencjał na podrzucanie zostanie w drugiej zaufanej lecznicy, więc jakby jeszcze jakiś pasożyt się przyplątał, to nie ma strachu :lol: