Kochane! Cieszę się, że znalazłam taki ogrom zrozumienia, ale od razu sprostuję: przepiękne kradzieje już miały swojego właściciela. Niesamowitą postać - pana, który je kocha do obłędu i ma na imię Ladislav. Pewnie pojawi się jeszcze w mojej opowieści, więc o tym wspominam.
Nie, nie, nawet nie pomyślałam, że mogłabym je kupić, ale... podoba mi się Wasz tok myślenia.
Bo ja chciałam krew z ich krwi, kość z ich kości, kołtun z ich kołtunka.
Chciałam szaleńczo, ale... no nie mogłam sobie pozwolić na piątego kota.
Nie mogłam, prawda? No nie mogłam.
Problem w tym, że spośród osób szczególnie mi bliskich nie znalazła się ani jedna osoba, która uważałaby, że nie mogę.
Tak czy owak, napisałam do hodowczyni, pochodzącej z kraju Krecika i prowadzącej hodowlę Remu-Martin*Cz.
Zaczęłam ostrożnie: że byłabym wdzięczna, gdyby za rok czy dwa poinformowała mnie o nowych miotach. Że póki co kota kupić nie mogę, ale mój persik ma już 16 lat i być może za jakiś czas inny pers mógłby zająć jego miejsce. Opisałam naszą sytuację: dom bez dzieci, wszystko zabezpieczone, super profesjonalna siatka, mieszkanie dość spore, cisza, spokój, doświadczenie w pielęgnacji, ale zero doświadczenia w groomingu.
I jakoś tak się tej pani spodobałam, że po tygodniu luźnych rozmów napisała, że miałaby dla mnie kocurka. Teraz. I jeśli ja bym się zdecydowała, to ona nie sprzedawałaby go do Danii. Chciałaby też, aby kotek był kastratem wystawowym.
Gdy trawiłam tę wiadomość, napisał do mnie ów Ladislav. Ten sam, dla którego kotów tak bardzo straciłam głowę we Wrocławiu. Zaoferował, że jeśli kupię Jokera, pomoże mi we wszystkim i wspólnie przygotujemy persiątko tak, jak jego chmurki były przygotowane.
Zobaczyłam zatem zdjęcia kotka i rozpłynęłam się po raz kolejny.
Mocny, cudny chłopyś, bardzo, bardzo jasny, z przewagą bieli, delikatnie, wręcz niedostrzegalnie przechodzącej w coraz bardziej intensywny krem. Jak ptyś, jak ogromna pianka na perfekcyjnie przygotowanej caffee latte, jak arcydzieło baristy, puszysty, karmelkowy obłoczek.
Razem z mężem doszliśmy do wniosku, że jesteśmy stosunkowo młodzi, ale nie po prostu młodzi. Może to jest ostatni dzwonek, by zacząć w pełni realizować marzenia?
Poza tym, mam ogromny kryzys związany z życiem zawodowym. Za bardzo emocjonalnie zaangażowałam się w życie szkoły. To mnie spala, wykańcza, muszę mieć odskocznię, inne życie. Muszę mieć hobby, które pochłonie mnie nieomal w całości, które każe mi się rozwijać. Może kot wystawowy - pers właśnie, który wymaga pracy i całkowitego zaangażowania - będzie ogromną pomocą?
No i napisałam do hodowczyni, że kupię Jokera.
CDN.