
Zacznę od Niuni:
Gdy miała rok, uległa poważnemu wypadkowi. Jej właściciele zanieśli ją do weterynarza, ale gdy usłyszeli, że prawdopodobnie już nie będzie chodzić, a koszty leczenia są wysokie, postanowili ją uśpić. Dowiedzieliśmy się o jej sytuacji i szybko zareagowaliśmy. Inny lekarz, wykonał jej prześwietlenie i okazało się, że ma złamaną tylną łapę, a drugą zwichniętą. Przeszła dwie operacje, niestety jednej łapki nie udało się uratować i musiała zostać amputowana. Leczenie trwało miesiąc, wszystko znosila cierpliwie, zarówno podawanie antybiotykow, jak i zmiany opatrunków. Niunia szybko przystosowała się do nowej sytuacji, świetnie sobie radzi bez jednej łapki. Jest bardzo żywiołowa. W lecie znika na całą noc, widać instynkt jest silniejszy niż kalectwo. Natomiast w zimie woli spać w ciepłym łóżeczku, najlepiej jak najbliżej człowieka. Wśród moich trzech kotów jest dominatorką z charakterkiem.


W trakcie leczenia, tu jeszcze miała dwie łapki, ale już z widoczną martwicą.
Niedługo po zdjęciu kołnierza, który nosiła przez miesiąc. Brzydula nie do poznania :p

I teraz w zimowym futrze

Historia Fifi:
Za oknem -20 stopni, brrr ciężko zmusić się do wyjścia na dwór, ale moja motywacja już merda ogonem i piszczy z radości na widok smyczy, więc nie ma rady, trzeba iść. Wychodząc z domu coś szarego przemknęło przed domem 'ee pewnie mi się przewidziało, przecież wszystkie kotki teraz siedzą w domach i grzeją się gdzie mogą'. Na spacerze nawet mój motywator Lisek zwątpił i szybko chciał wracać. Pierwszy wpadł przez drzwi otrzepując zmarznięte łapki. Zatrzymało mnie ciche miauknięcie. Zawołałam kici kici i po chwili zobaczyłam wlepione we mnie brązowe oczka. Szary kotek z wielką niepewnością dał się zaprosić na ganek. Poczęstowałam go czym miałam, nie wybrzydzał, zjadł, a właściwie połknął wszystko. Nazajutrz sytuacja powtórzyła się. Wszystko wskazywalo na to, że nie ma się gdzie podziać więc zabrałam go do domu. Mocno przestraszony, po chwili oswoił się z sytuacją i zasnął. Za to ja spać nie mogłam. Kolejny kot? Nie ...
A jednak, został. Weterynarz określił ją na około 4-5 lat. Pierwsze co zrobiliśmy to sterylizacja. Nie było łatwo, zdziczały kotek był bardzo niezadowolony z ubranka po zabiegu i na wszystkie sposoby próbował je zdjąć. Z każdym dniem staje się coraz bardziej ufny. Czy jak go wypuścimy to wróci? Czy ma gdzie wrócić? Czy zapomni skąd przyszedł i zostanie w naszym ciepłym domu?
Fifi wyszła na dwór dopiero na wiosnę i została z nami:) Mimo, że mineło już dwa lata nadal jest dość bojaźliwa, ale ma też chwile kiedy wstępuje w nią pieszczocha i sama się łasi.