Us
chi, poprawiam, bo ma swoje imię po Uschi Obermaier - tak jak i ona była rewolucjonistka w naszym domu
Spokojnemu Dominisiowi świat wywróciła. Ale po kolei, choć nasze wspólne życie przez 7 lat zmieścić w jednym poście - arcytrudne!
Z góry przepraszam za chaos czasowy w wątku
Tu watek z Dominikiem:
viewtopic.php?f=1&t=50594Wątek z Dominikową rehabilitacja gdzież przepadła na forum.
Tu jest trochę o jego rehabilitacji:
viewtopic.php?f=1&t=52301Uschi była wyjątkowym ogonem pod każdym względem. Wzięliśmy ją jako 5 tygodniową koteczkę, jej matka i rodzeństwo znalezione martwe w śmietniku, tylko ona ocalała. Miała być zdrowym kotem. Okazało się jednak, że jest wręcz odwrotnie. Miała problemy z perystaltyką jelit i wypróżnianiem, bo za wcześnie matkę straciła. trzeba było masować jej brzuszek, tak jakby to matka robiła oraz usuwać kał z odbytu - sama tego nie umiała.
Tu wątek o kupce Uschkowej i stresie obu kotów:
viewtopic.php?f=1&t=63186Dalej o kupce:
viewtopic.php?f=1&t=72634Stres z dokoceniem spowodował u Dominika aktywację toksoplazmozy (tak przynajmniej wydedukowała nasza wetka DBB [wetka z polecanych wetów w Wawie]), którą zaraziła się i Uschka i ja. Oba koty przechodziły to baaardzo źle, duże osłabienie, krew zamiast moczu, wymioty, biegunki po domu rozsiane. Żadne typowe leki nie pomagały. Wetka spróbowała bajkoxu dla zwierząt kopytnych i stopniowo się polepszało. Badania kału, moczu, krwi itd. Problemy z wypróżnianiem pozostały jednak na długo. Dostawała lactulozę, odpowiednio rozmoczona karmę, odpowiednie karmy hillsa. Średnio działało. Trzeba było czasu i cierpliwości.
Tu o wymianie leków:
viewtopic.php?f=1&t=66222Opuchnięte oczko, zarażenie wiruskiem:
viewtopic.php?f=1&t=63231&start=105Ropomacicze:
viewtopic.php?f=1&t=72572Potem spokoju zdrowotnego było przez może rok, a może nie. Zaczęły się problemy z wysuszonymi poduszeczkami stóp, małżowinkami, ropnymi krostami na pyszczku, które pękały do krwi (smarowanie wazelina, dobranie odpowiedniego żwirku, żeby poduszek nie ranił), wyłysieniem całkowitym wokół karku. Była kotem alergicznym, reagowała chyba na pyłki wiosenne, bo późnym latem, jesienią i zimą było spokojniej. Zasikała nam kilka pościeli, łóżek, dwa razy zmienialiśmy przez nią łóżko, bo mimo prania tapicerki odkurzaczem na parę nie dało rady wytrzymać w tym zapachu.
Kolejny wątek Uschki:
viewtopic.php?f=1&t=86353Podejrzenia tokso,białaczki, astmy i ziarnicy i nie wiedzieć czego jeszcze:
viewtopic.php?f=1&t=86353&start=60Uschi przez jakieś 3 lata miała postępującą chorobę autoimmunologiczną, brała sterydy, najlepiej funkcjonowała na prednisolonie. Miała stałe problemy z suchymi poduszeczkami, krwawiącymi, operację na jedną z łapek, bo doszło do rozrostu tkanki miękkiej i wielka bolącą opuchlizną. Walka była po omacku. Końcowym i jedynym już lekiem, który mógł pomóc były cyklosporyny. Nie dały rady. Ostatecznie Uschka była przygotowywana do amputacji łapki, dzieciom było tłumaczone co się wydarzy i dlaczego (z resztą, brały udział w leczeniu Uschki, przypominały o proszeczkach itd.). Na rutynowym RTG klatki piersiowej robionym tylko pod narkozą przed operacją okazało się, że Uschi ma nowotwór rozsiany po całych płucach, bardzo zaawansowany. Na tym etapie namnaża się szybko, za szybko. Nasza DBB poinformowała nas w rozmowie telefonicznej, że zostało jej 7 dni, może 14 życia. Wg niej powinniśmy się pożegnać już dziś, nie wybudzać koty z pół-narkozy,kiedy Uschka była spokojna, jeszcze nie aż tak obolała. Trzymanie jej do końca jej dni, byłoby bolesne.
Przyjechaliśmy pożegnać się wszyscy, mąż zwolnił się z pracy, były nasze szkraby (które nagle musiały zrozumieć co to śmierć) i ja potem już sama do końca. Mówiłam do niej, głaskałam po grzbiecie, szeptałam do uszka, pożegnałam się z nią, pomogłam dojść na tamtą stronę w mojej obecności, z moim zapachem, z zapachem oliwek i suchego jedzonka, które lubiła. Odeszła spokojna.
Jej brak boli.
Uschka lubiła pić ciepłą, przegotowaną wodę, lubiła pić z wanny wodę z sola morską, przypadała za naleśnikami, uwielbiała dźwięk laktatora, zawsze przyłaczała się do mruczenia.
Była kocim terapeutą dla mojego wcześniaka. Zasypiał z rączkami w jej futerko, wtulał twarz w jej brzuszek. Syn bardzo przeżył jej śmierć.
Uschka śpiewaczka:
viewtopic.php?f=1&t=75129A jeszcze o mnie - pomoc Frankowi:
viewtopic.php?f=13&t=71130&start=15, pomoc dla Haneczki:
viewtopic.php?f=13&t=69348, Farciarz vel. Nero, jest u moich Teściów:
viewtopic.php?f=13&t=80085Nie wiem, co jeszcze napisać.
Domek jest niewychodzący, z zabezpieczonym balkonem - siatka na zimę jest zdejmowana.