
Cz.1
Ola siedziała w fotelu i czytała książkę, raz po raz zerkając na telewizor. Jej mama właśnie wychodziła.
- Będziesz cały czas w domu? - spytała.
- Noooo...chyba tak...może pójdę do kawiarni na deser cytrynowy - wymamrotała nastolatka.
- To masz tu dziesięć złotych. Będę o dziewiętnastej.
I wyszła. Ola odczekała chwilę, by upewnić się mama jest już daleko. Odkąd siostra Oli miała nowego faceta, mama biegała do ich mieszkania jak na skrzydłach. "Bo nowe meble sobie kupili", "bo nowy dywan mają", "bo papudze większą klatkę kupili"... no właśnie...papuga. Hector -wredne ptaszysko, kakadu, która raz po raz krzyczała "nie dam zmylić się" i "bestialskie koty". Podobno poprzedni właściciel Hectora miał kota, który rzucał się na klatkę. Ale ten ptak dziobał i potrafił pięknie nawymyślać i wyzwać kogoś od najgorszych, kiedy miał na to ochotę, a poza tym strasznie skrzeczał.
Ola sto razy wolałaby...no właśnie. To była jej słodka tajemnica.
Zabrała dychę, ubrała kozaki, płaszcz i czapkę-uszatkę z króliczego futerka. Nie poszła jednak do kawiarni.
Skręciła w ciemną, pustą uliczkę. Tylko jedna latarnia świeciła. Stał tam stary dworek, ogrodzony dużym murem. Nie było w nim nikogo od wielu, wielu lat. No, może nie całkiem... Ola prześliznęła się przez dziurę w murze i podeszła do drzwi. Zapukała do jakiegoś rytmu, jakby wystukiwała jakiś kod. Drzwi otworzyły się.
- O, kogo widzę! Szef chce się widzieć z Tobą-powiedział ktoś.
Dziewczyna weszła do budynku i zamknęła za sobą drzwi. Zapukała do drzwi na lewo.
- Wejść!-rozległ się ochrypnięty głos.
Ola stanęła po środku dużego pokoju. Na końcu pomieszczenia stało stare, zaniedbane biurko, a na nim lampka z ubitym kloszem. Za biurkiem stał kręcony fotel, taki sam jak do komputera. Ktoś, kto tam siedział był odwrócony do dziewczyny tyłem.
- Mówiłem, że nie musisz pukać- odezwał się znowu.
- Wiem, Iwan, ale znowu zapomniałam.
- Spóźniłaś się.
- Tak, wiem. Przepraszam, ale musiałam poczekać aż mama wyjdzie z domu.
- Towar masz?
- Pewnie, że mam!
- Postaw na biurku.
- Niestety tylko tyle, bo na więcej mnie nie stać. Wiesz, Iwan, że nastolatki nie dostają dużo kieszonkowego.
- Rozumiem. Dobre i tyle. I tak jesteśmy wdzięczni. I za towar i za to, że nie są to byle jakie, marketowe puszki, ale dobre puchy, a i chrupki dobre nam nosisz- ktoś odwrócił się.
Na fotelu siedział kot rosyjski niebieski. Machał ogonem i wpatrywał się w Olę zielonymi oczyma. Na szyi miał biały kołnierzyk i granatowy krawat w paski.
- Aha, mam jeszcze dla was tuńczyka z krewetkami, ale tylko puszkę osiem deko, bo drogie jak pies...
- PIES?! GDZIE?!! -najeżył się kocur.
- Nie, nie. Tak się tylko mówi.
- Ano, tak, tak. Rozumiem.
Kot wyszedł na biurko. Zeskoczył zeń i podbiegł do Oli. W całym pokoju rozległo się głośne mruczenie.
- Iwan, Iwan...gdyby mama wiedziała-uśmiechnęła się dziewczyna i pogłaskała go.
Kot miauknął głośno i w izbie w momencie zaroiło się od kotów. Były to koty małe, duże, białe, szare, rude, rudo-białe, srebrne, trzykolorowe, krótkowłose, długowłose, a jeden, czarny, był wielki jak wieprzek. Nastolatka zdjęła ze starej komody talerzyki i opróżniła wszystkie puszki.
- Ja poproszę tutaj-Iwan wyskoczył na biurko.
Przeciągnął się, ziewnął i usiadł. Ola postawiła talerzyk przed nim.
I to była jej tajemnica. A te koty były jej jedynymi przyjaciółmi.