Ma(j)kowe opowieści

Tak jak obiecałam - Makuś otrzymuje swój własny kąt na miau 
W skrócie od początku:
W Maku zakochałam się na początku listopada. Przeglądając forum trafiłam na zdjęcia z działek Avian i zobaczyłam cudne oczy Makowca. I jego smutne pycho. Potem była szybka decyzja o przygarnięciu i tak, 16 listopada, siedziałam już w pociągu po kota
Po przemiłym spotkaniu z Avian, nadeszła najbardziej stresująca część - podróż do domu. I tu pierwsza niespodzianka - Makuś praktycznie nawet nie drgnął w transporterze. Leżał cierpliwie całe 6 godzin w pociągu + dojazd do domu.
W domu po otwarciu transportera, przyczajony wszedł do pojemnika na pościel pod łóżkiem i spędził tam noc. Oczywiście nie było mowy żeby coś zjadł...
Wczoraj rano wyjęłam go siłą spod łóżka. Dał się wygłaskać po czym uciekł na parapet. Tam najwyraźniej poczuł się bezpiecznie, wystawił brzucho do głaskania a nawet skusił się na trochę surowego mięska i chrupy
Za żadne skarby świata parapetu jednak opuścić nie chciał. Tym samym do kuwety nawet nie zajrzał. Wykorzystał za to sobie do tego celu kocyk, który miał pod sobą
No i nic więcej jeść nie chciał...
Na noc przeniosłam go do łazienki. Mniejsze pomieszczenie więc i kuwetę łatwiej znaleźć. Przed spaniem Makusia wzięło na mizianki
Dobre pół godziny mrrrrrruczenia, głaskania i tulenia. To było coś :d Wyluzowany Maki zjadł całą michę mokrej karmy 
Zaglądam dziś rano do łazienki. Siku w kuwecie jest, kota nie ma. No przecież nie mógł się zgubić na 12 m2...
Siedzi za pralką. Wita mnie głośną serią syków. Ale nie zniechęcam się. Głaskam wytrwale a Maku zaczyna warczeć. Oj i to jak! No jak to tak, przecież już tak dobrze było wczoraj! Michy, które zostawiłam na noc nawet nie ruszone. No więc znów go wyciągam na ręce. Trochę jeszcze warczy. Chwila przerwy i zastanowienia i zaczyna mrrrrruczeć. W kuchni od razu wskakuje na parapet i wtedy można go miziać do upadłego, a nawet trzeba
Oczywiście wyluzowany Maki zjada nawet sporo chrupek.
Dziś po powrocie z pracy - dobrze znany scenariusz. Michy nie ruszone, Makus melinuje się w kącie za zasłoną, kuweta pusta
1 niewielki syk ale wyciągam go na kolana. Biegnie na parapet i zaczyna się popis mruczenia i wystawiania brzucha. No i znowu opróżnia miski z jedzeniem.
Ogólnie rzecz biorąc: Makuś je tylko wtedy gdy go wymiziam, a potem stoję nad nim i go głaszczę
Wtedy szaleje, cały wystawia się do głaskania a w międzyczasie pałaszuje. Najlepiej jeśli to wszystko dzieje się na parapecie.
W ogóle nie zauważyłam żeby chodził i zwiedzał dom. Zupełnie go to nie interesuje.
Sam jeszcze nie przychodzi, trzeba go wyciągać z kryjówek. Boi się przejeżdżających aut na zewnątrz, szumu wody w rurach i wielu innych rzeczy. Ale nie boi się człowieka i bardzo mu brakuje głasków.
Kupy w kuwecie jeszcze nie było i to mnie martwi
A poniżej Maki na swoim ulubionym miejscu, wymiziany i z wyczorchranym futrem
(Zdjęcia kiepskie ale nie udało mi się dziś zrobić lepszych)



W skrócie od początku:
W Maku zakochałam się na początku listopada. Przeglądając forum trafiłam na zdjęcia z działek Avian i zobaczyłam cudne oczy Makowca. I jego smutne pycho. Potem była szybka decyzja o przygarnięciu i tak, 16 listopada, siedziałam już w pociągu po kota

Po przemiłym spotkaniu z Avian, nadeszła najbardziej stresująca część - podróż do domu. I tu pierwsza niespodzianka - Makuś praktycznie nawet nie drgnął w transporterze. Leżał cierpliwie całe 6 godzin w pociągu + dojazd do domu.
W domu po otwarciu transportera, przyczajony wszedł do pojemnika na pościel pod łóżkiem i spędził tam noc. Oczywiście nie było mowy żeby coś zjadł...
Wczoraj rano wyjęłam go siłą spod łóżka. Dał się wygłaskać po czym uciekł na parapet. Tam najwyraźniej poczuł się bezpiecznie, wystawił brzucho do głaskania a nawet skusił się na trochę surowego mięska i chrupy


Na noc przeniosłam go do łazienki. Mniejsze pomieszczenie więc i kuwetę łatwiej znaleźć. Przed spaniem Makusia wzięło na mizianki


Zaglądam dziś rano do łazienki. Siku w kuwecie jest, kota nie ma. No przecież nie mógł się zgubić na 12 m2...
Siedzi za pralką. Wita mnie głośną serią syków. Ale nie zniechęcam się. Głaskam wytrwale a Maku zaczyna warczeć. Oj i to jak! No jak to tak, przecież już tak dobrze było wczoraj! Michy, które zostawiłam na noc nawet nie ruszone. No więc znów go wyciągam na ręce. Trochę jeszcze warczy. Chwila przerwy i zastanowienia i zaczyna mrrrrruczeć. W kuchni od razu wskakuje na parapet i wtedy można go miziać do upadłego, a nawet trzeba

Dziś po powrocie z pracy - dobrze znany scenariusz. Michy nie ruszone, Makus melinuje się w kącie za zasłoną, kuweta pusta

1 niewielki syk ale wyciągam go na kolana. Biegnie na parapet i zaczyna się popis mruczenia i wystawiania brzucha. No i znowu opróżnia miski z jedzeniem.
Ogólnie rzecz biorąc: Makuś je tylko wtedy gdy go wymiziam, a potem stoję nad nim i go głaszczę

W ogóle nie zauważyłam żeby chodził i zwiedzał dom. Zupełnie go to nie interesuje.
Sam jeszcze nie przychodzi, trzeba go wyciągać z kryjówek. Boi się przejeżdżających aut na zewnątrz, szumu wody w rurach i wielu innych rzeczy. Ale nie boi się człowieka i bardzo mu brakuje głasków.
Kupy w kuwecie jeszcze nie było i to mnie martwi

A poniżej Maki na swoim ulubionym miejscu, wymiziany i z wyczorchranym futrem
