Dyfuzora nie dostałam nigdzie, stosuję spray i saszetki Miamor na pocieszenie
Mru zaczął już wyłazić z kryjówek nie tylko gdy śpię/nie ma nikogo w domu. Trzeba przyznać, że futra miały stres dozowany - przez pierwszy tydzień byłam w mieszkaniu sama, a współlokatorzy wpadali popołudniami podrzucić trochę swoich gratów. Dopiero w tę sobotę się wprowadzili na dobre. W sobotę rano założyłam też siatki w całym mieszkaniu, teraz Komorebi radośnie wyłazi na zewnętrzny parapet okna mojego pokoju, a ja się dziwię, że jej nie zimno i stawia opór, gdy chcę okno zamknąć.
Przy zakładaniu siatek nie obeszło się bez małej afery w wykonaniu moherów wykłócających się, że "wspólnota mieszkaniowa nie pozwala na założenie". konkretnie to jeden moher będący w zarządzie tejże. Powiedziałam, że na ten rodzaj prac nie potrzebuję pozwolenia administracji. Nie powiedziałam, choć tak uważam, że pretensji wygłaszanych jazgoczącym tonem nie uważam za merytoryczną rozmowę, która by mnie do czegokolwiek zobowiązywała. Czekam teraz na rozwój sytuacji, tzn. czy czeka mnie wojna papierkowa, czy też moherom przeszło i nie wpadną na to, by nadać sprawie bieg formalny.