To były trudne dwa tygodnie. Dla nas i dla Kotka.
Najpierw przyjechały łódzkie dzieci w odwiedziny do Bapci i zamieszkały w kocim pokoju. Kotek już wie, że jak są goście to nocuje w Piórniku i nawet bardzo nie protestuje. Ale żeby JEGO pokój był zajęty cały czas, żeby nie mógł sobie wskoczyć na parapet i napić się wody, nie mógł rozłożyć się na fotelu czy kanapie - to dla niego trochę za dużo. No i wszędzie jakieś nogi, wiaderka z pomidorami i ogórkami, Bapcia zamiast siedzieć w pokoju i oglądać seriale drepce po mieszkaniu, gotuje, piecze, PRZEMIESZCZA SIĘ - koniec świata.
Spędzał więc Kotek większość czasu po pracy w ptasim pokoju na parapecie, obserwował łażące pod oknem obce koty, napawał się chłodem deszczowych nocy. Po kilku dniach stan osobowy się zdecydowanie powiększył, bo przyjechał Kraków w liczbie dwojga dorosłych, dwóch małych dziewczynek i dwu kocic. Dorosłych i kocice Kotek jeszcze by zniósł -ale małe dziewczynki to nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. Okopał się więc Kotek w Piórniku i poza drzwi nosa nie wystawiał poza krótkim powitaniem z Rysią i Szprotką.
Na szczęście Kraków pojechał do lasu, do Zielonego Domku. Jak zwykle z przygodami, bo Rysia widząc pakowanie Szprotki do koszyka zabunkrowała się pod wanną i trzeba było po nią wracać z połowy drogi, kiedy łaskawie wylazła mysląc, że wszystkich przechytrzyła.
Na drugi dzień Łódź wyjechała, mijając się gdzieś w drodze z Warszawą, czyli moją młodszą córką, która przyjechała z plecakiem, rowerem i kotem na urlop do domu. I znów Kotek musiał odstąpić swój pokój - tym razem Praktisowi. Potem Praktis ze swoją panią też pojechał do Zielonego Domku, a i my do nich jeździliśmy, nawet nocowaliśmy tam, jednak Kotka ze sobą nie mogliśmy zabrać. Po domku nocą biegały popielice, za popielicami biegąły koty (na szczęście bezskutecznie), co chwilę ktoś na kogoś fuczał i pluł, dzieci budziły się z płaczem - nie na nerwy autystycznego Kotka.
W poniedziałek Kraków wyjeżdżał - żeby nie stresować niepotrzebnie Kotka zostawiłam go w firmie z Adolfem. Kiedy po niego pojechałam, okazało się, że tym razem do naszych wspólników przyjechały Niepołomice i zostawiły im na wakacje foksterierowego wariata, który goni koty. Któremu wydaje się, że może gonić koty. Ale najpierw z błędu wyprowadziła go w domu Ela, a potem w firmie najpierw Adolf zapędził go do kąta, a potem z półki zlazł Kotek, siadł przed psem i zaczął go hipnotyzować. Chyba we trójkę wychowają gówniarza
Praktis z Alą też wyjechali. Drzwi ptasiego pokoju zostały otwarte, kanapa i fotel znów dostępne - ale Kotkowi tak spodobało się spanie w otwartym oknie, że przeprowadził się do nas na stałe. I wcale mu się nie dziwię. Lato wróciło.