Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Lifter pisze:aga66 pisze:Jak widać mozna sie pieklić, może u siebie takich "drobiazgów" sie nie zauważa?
jak wiadomo kierowcy na ulicy dzielą się na pi*dy, które się wleką wolniej od nas oraz p*** ch*** bez wyobraźni, które gnają szybciej.
haaszek pisze:W ubiegły poniedziałek od rana Tomaszek z Jankiem ogrodzenie robili na ogrodzie. Kotek rozwalony na podwórzu ładował baterie słoneczne.
Siwy pojechał do Rzeszowa, ja przy komputerze zerkałam kontrolnie przez okno na bramkę - napisane, żeby zamykać, ale IQ klientów jest czasem poniżej skali.
Koło jedenastej Tomaszek zaczął zaglądać pod krzaki, w kąty, więc wyszłam zapytać, co robi. Szukał Kotka. Podobno pchał mu sie pod nogi jak wychodził z ogrodu, ale go nie wpuścił. A muszą z Jankiem po coś jechać. No to jak go nie wpuścił, to pewno Kotek siedzi w piwnicy, w końcu czuwam nad bramką, a ogrodu bronią podwójne drzwi - od podwórza, potem jest praczkarnia i korytarz, który kończy się drzwiami i schodami do ogrodu. Jednym słowem twierdza i ja w roli smoka.
Kontrolnie zagwizdałam do piwnicy i poszłam pracować. Po godzinie i męczącej rozmowie z klientką zauważyłam, że ktoś otworzył bramkę. Zamknęłam, zagwizadłam na Kotka. Sprawdziłam klatke schodową, tuje, pracownię, praczkarnię. Piwnicę. Pracownię. Praczkarnię. Sklep zoologiczny w sąsiedztwie. Wyszłam przez ogród na autokomis, poprosiłam żeby zadzwnili, jak się Kotek pojawi. Pogwizdałam koło ogrodzenia sąsiedniego ogrodu. Zajrzałam pod samochody kolo ulicy. Na ulicę. Poszłam popatrzeć na ogród i autokomis. Popatrzyłam z balkonu na ogrody. Przeszukałam z latarką wszystkie piwnice.
Przyszła Grażynka sadzic kwiatki, obeszła ogród.
I tak minął czas do drugiej. Wrócił Tomaszek z Jankiem, poszli robic ogrodzenie. Zmartwili się, że Kotka nie ma, ale stwierdzili, że nie mógł wyjść, bo przecież pilnują. Rozbolał mnie żołądek. Znam ten ból, pojawia sie zawsze, kiedy wydarza się coś złego.
Poszłam na ogród. Obeszłam cale ogrodzenie i krzaki aż do drugiej bramy dzwoniąc metrówką na przynętę.
Wracałam z myślą, co powiem Siwemu.
Jedno koło w samochodzi na samym dole było jakieś grubsze. Czarne i grube.
Złapałam to czarne, grube i wyjące za kark, wyciągnęlam i zaniosłam tryiumfalnie na górę.
Po raz kolejny się przekonałam, że Tomaszek patrzy, a Boga prosi, żeby nie znaleźć. Musiał czarny łąjdak wejść chyłkiem do praczkarni, potem równie cicho wyjść przez drzwi do ogrodu. A tnący Bosch skutecznie powstrzymał go przed powrotem z giganta.
Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 125 gości