Póki co Kotek do pracy prawie nie chodzi, bo mokro.
Adolf na pewno miał dom, wie co to szynka
, uczy się bardzo szybko - rozumie, co znaczy "zostań" i "wskocz tu" (wystarczy mu ręką pokazać, gdzie ma wejść). Jest duży - bezdomny, niedożywiony kot chyba by tak nie urósł.
Kiedy otwieram praczkarnię jak po sznurku biegnie do pracowni, nawet nie patrząc w stronę klatki schodowej, gdzie jest okno na ogród. Raz tylko dość energicznie szedł w stronę bramki, ale go odwołałam, nie będzie popełniał samobójstwa na moich oczach. Po moim trupie.
Oglosiłam, że szuka właściciela. Cisza.
Dziś bylo tak ciepło, że otworzyłam okno na ogród, żeby nakarmić Zaokienne, przybiegł, wskoczył, nerwowo posapał i poszedł sprawdzić autokomis i krzaki. Nawet się nie obejrzał. Płynął jak baletnica. Dopiero na tle trawy było widać, że jednak się odczyścił z najgorszego brudu.
Na wszelki wypadek zostawiłam mu otwarte okno. Gdyby czasem...
Za godzinę zajrzał, szubko coś przekąsił i poszedł eksplorować.
Po trzech godzinach zaczął kropić deszcz. Wyjrzałam - biegł pomiaukując przez plac, wskoczył przez okno i popędził do pracowni.
Rozłożył się na kocyku Kotka, a potem widząc że biorę klucze pomaszerował za mną do praczkarni. Gdzie od razu wlazł do swojej budy i poszedł spać.
Napracował się, wyczyscił wszystkie podwozia na autokomisie.