Przyszłam w sobotę z pracy - pięć efektownych pawi w pokoju. I dramat w kuwecie.
Potem jeszcze kilka w przedpokoju, w nocy jedna efektowna kuweta. I zupełny brak apetytu, tylko pił.
Ale jak wstałam w nocy posprzątać to pobiegł do lodówki i zjadł łyżeczkę pasztetu i kawaleczek wołowiny, to samo rano. I to już nie wróciło. Kuweta rano też nie sama woda. Nie brałam go więc do lekarza, bo to kilka godzin siedzenia.
Jest lepiej, zdecydowanie. Widocznie coś zeżarł.
Za to dziś w pracowni rano trzy pawie
i Echo bez apetytu.
Wieczorem Siwy miał nocne Polaków rozmowy z kolegami i Baczewski z Krupnikiem pewno się nie ułożyli...
A serio podejrzewam, że któryś z panów dał mu w dobroci serca kabanosika albo salami. Bo koty nie mają że sobą żadnego kontaktu, nawet Kotek nie był w sobotę w pracy, i prócz chrupek jedzą zupełnie cos innego.
Zostawiłam mu kawałek surowej wołowiny. Na szczęście ma humor, więc nie czuje się źle. Kuba siedzi w pracowni i coś rysuje, będzie dawać znac
Oszaleję.