Jest tak sobie :/ Kotek dwa dni w pracy, dwa dni w domu. Byle przetrwać święta i dotrwać do wiosny. I tak święta spędzi w firmie, bo dwanaście osób i dwa dodatkowe koty, to za dużo na jego mały rozumek. Dostanie dwie kuwety, ogrzewane pomieszczenia, dostęp do ukochanej piwnicy i święty spokój. Jakoś przeżyjemy.
Ciągle czytam, jak osoby mieszkające na wsi czy poza miastem piszą, że owszem, w bloku można mieć kota niewychodzącego, ale przecież na wsi się nie da, że bezpiecznie itd. I wczoraj przeżyłam szok kulturowy - odwiedziła nas rodzina ze wsi. Od zawsze były u nich koty, które się mnożyły a potem ginęły na drodze. Zresztą koty bardzo kochane, kazdy odżałowany, ale rotacja była ogromna. Maja teraz kotkę trikolorkę, widziałam ją u nich ze dwa lata temu. Jakies pół roku temu ciotka (80+) powiedziała, że kotka jest wysterylizowana, żeby się nie włóczyła, nie rodziła ciągle nowych kociąt, że ją samochodem do weterynarza wozili. A wczoraj się dowiedziałam, że kotka jest niewychodząca! Zwykła, wiejska kotka ma w domu kuwetę, zeby sobie pobiegała jest wypuszczana do zamkniętej stodoły, a na ogród wychodzi NA SMYCZY! I do nie są jakieś elity, przybysze z miasta ale od pokoleń rolnicy. Najpierw patrzono na nich jak na dziwaków, a teraz podobno więcej jest już kotów niewychodzących, wyprowadzanych na smyczy. Bo jak mówi żona mojego kuzyna "
ja za kotami nie przepadam, ale ją lubię, szkoda byłoby, żeby sie jej coś stało".
Byłam w szoku