Strona 1 z 106

Czarno Widzę.

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 22:10
przez haaszek
Byl siedemnasty sierpnia. Trzy dni wcześniej świętowaliśmy czwarte, hipotetyczne urodziny Kotka. Przyszła Gosia, córka naszego administratora i ze słowami "ciociu, co mam z nim zrobić?" podała mi osmarkane, zapłakane i zapchlone kocie nieszczęście. Na oko - półtora miesiąca. Ściągnęła go z ulicy kiedy lazł pod samochód. Co było robić - powiedziałam "dawaj go" choć urody był wątpliwej a i kolor miał nieorganizacyjny, w żaden sposób nie można było powiedzieć o nim, że jest czarny. Oczywiście, Gosia mogła go wziąć do domu, pięto wyżej, ale tam króluje Biały Królewicz Yeti, wychowany wraz z trójką rodzeństwa od drugiego tygodnia życia na naszej firmowej piersi. I chorego osmarkańca nie można było mu podrzucić. Zapakowałam biedę w samochód i zawiozłam do naszego lekarza rodzinnego - dostał środki na smarki, zapłakane oczy, pchły i innych ewentualnych pasażerów. I jakieś dziecięcokocie saszetki w gratisie.
Obrazek
Musieliśmy odizolować go od Czarnej Bandy - zamieszkał tymczasowo w pracowni sitodruku, szybko pojął do czego służy kuweta, Kotek oddał mu swój grill do spania. Do jedzenia nie trzeba było go namawiać - jadł jakby chciał się najeść na zapas.
Na początku dostał imię Epolet - ulubionym miejscem do spania było moje ramię, wtulał się w szyję i tak przyklejony wisiał i spał. Ale kiedy troszkę wydobrzał ruszył na podbój pracowni - najpierw robiliśmy barykady, żeby jego przemieszczanie było kontrolowane, ale później żadna przeszkoda nie była dla niego nie do przebycia. Musieliśmy nauczyc się chodzić i szurać nogami, żeby go nie rozdeptać
Obrazek
Wyzdrowiał i zaczęły się kontakty z resztą stada. I dostał imię Bolek, jako że na Bolesława się u nas pojawił.


Cdn :)

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 23:36
przez barbarados
Witam .
Tytuł mnie przyciągnął :mrgreen: Pozwolisz , że przycupnę :mrgreen:
Słodziak :1luvu:

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 1:41
przez haaszek
Nie słodziak a bandzior z gradobicia. Imię zobowiązuje, o czym może zaświadczyć Aniada. Ale o tym już niedługo.
Na razie przedstawię pozostałe personae dramatis:
Ela, nasza pięcioletnia księżniczka. Po śmierci Zenka powiedzieliśmy sobie - żadnych kotów więcej. Ale w pewien listopadowy ponury i zimny wieczór (w dniu imienin Elżbiety) przyszlam do pracy i zobaczyłam na kolanach kolegi kawałek czarnego futra. To jego syn zgarnął z klatki schodowej czteromiesięczną, przeraźliwie chudą koteczkę i przyniósł ją do domu. I tak Lusia zaczęła u nas pracować na czarno. Nasze koty bowiem towarzyszą nam codziennie w pracy.
Obrazek
Czwórka czyli Kotek - osiem kilo zezowatego kociego autyzmu. Tak o nim kiedyś napisałam:
dawno, dawno temu, w pewien wrześniowy czwartek, krajową „czwórką” pędziła Duża w swoim Burakiem.
W ten sam wrześniowy czwartek na poboczu krajowej „czwórki” kulało się coś małego, czarnego i cienko zawodziło. Ale ani Duża, ani Burak nie słyszeli tego zawodzenia, bo Burak miał zamknięte okna, a Duża słuchała muzyki. Dlatego dojeżdżając do małego, czarnego pomyślała: „gawron”, lecz kiedy Burak mijał gawrona zobaczyła, że gawron ma cztery maleńkie łapki, dwoje uszu i ogonek i jest maciupeńkim kotkiem. Kotkiem, który zaraz zmieni się w maleńką czarną plamę na asfalcie, bo za Burakiem gnały inne samochody i nawet nie pozwalały się zatrzymać Burakowi, żeby mógł zabrać kotka. Duża popędziła co sił w czterech kołach do najbliższej wsi, tam zakręciła i wróciła ratować kotka, powtarzając „poczekaj, jeszcze chwilę poczekaj, zaraz cię uratujemy, będziesz żył”. I kotek posłuchał Dużej, poczekał, ale zdążył już wturlać się na pas ruchu i wszystkie samochody gnały teraz nad nim. Duża nie czekała, aż kotek stanie się małą, czarną plamką na asfalcie, tylko złamała wszystkie przepisy i zatrzymała się za kotkiem. Złapała za futerko, wrzuciła do Buraka i popędziła do domu dzwoniąc do Doktora. Doktor obejrzał kotka, umył mu otarcie na główce i oczko, które wyglądało jak wielka wiśnia i nie chciało się otworzyć, dał Dużej Mleko Dla Bardzo Małych Kotków i zaprosił za tydzień na Wypędzanie Obcych z kotka.
Obrazek
Kotek zamieszkał w Piórniku. Pił mleko przez smoczek, podróżował Burakiem wszędzie, gdzie jechała Duża i wyglądał jak rosomak albo Rosemary Baby.
Nadszedł dzień Wypędzania. Doktor odczynił nad nim czary i za pomocą małej ampułki wypędził Obcych z kotka. Wieczorem kotek przestał podnosić główkę i pić mleko. Obcy zatruli go z zemsty za Wypędzenie. I znów Duża popędziła z kotkiem do Doktora po pomoc. Przez trzy dni kotek leżał jak zepsuta zabawka, już nie wyglądał jak rosomak, ani jak Rosemary Baby tylko jak brunatna szmatka. Przez trzy dni Duża po kropelce przesuwała mleko do wnętrza kotka, a potem wyciskała z kotka to, co z tego mleka powstało. Na czwarty dzień kotek otworzył oczka, poruszył łapkami i zaczął chodzić w lewo.
„Trudno” – pomyślała Duża – „będę miała lewoskrętnego kotka, przynajmniej daleko nie ucieknie”. Ale na drugi dzień kotek skręcił nagle w prawo i pokulał się przed siebie.
Cały następny dzień kotek spał i jadł na zmianę. Duża Ela, która mieszkała u Duzej w pracy wylizywała go po każdym jedzeniu, żeby Duża nie musiała tego sama robić. Wszyscy, razem z Doktorem cieszyli się, że tak pięknie naprawili zepsutego kotka. Ale kotek był jeszcze bardzo słaby i następniego dnia nie obudził się na kolejne jedzenie. Duża zajrzała do koszyka i znalazła go z pyszczkiem zaplątanym w kocyk. Bez oddechu, bez bicia małego kociego serduszka.
No jak to, tak nagle, bez pożegnania? Po tym jak go tak ładnie naprawiliśmy?! - pomyślała Duża i dwoma palcami zaczeła masować kocie serduszko. A potem dmuchnęła w kotka metodą usta-pyszczek i kotek wystartował. Zaczął tikać powoli i cichutko, jak zepsuty zegarek. I znów Duża popędziła po pomoc do Doktora.
Przez trzy dni Doktor wlewał kotka wszystko co miał najlepsze, przez trzy dni jak Michael Jackson leżał kotek pod namiotem tlenowym (z psiej maski tlenowej). Po pracy Duża zabierała go do domu, przesuwała po kropelce mleko do brzuszka i czekała, żeby kotek choć ruszył pazurkiem. Choć końcem ogona. Ale kotek leżał jak jeszcze bardziej zmięta szmatka. Jakby go już w środku futerka nie było. Trzeciego dnia Doktor oddając Dużej kotka powiedział: zrobiliśmy już wszystko co mogliśmy. Nawet gdyby się obudził może być już tylko jak roślinka.
Wiem – powiedziała Duża - ale on nie cierpi, poczekam do czwartku. W czwartek go znalazłam. Niech jeszcze ten dzień zostanie.
Przyniosła Duża kotka do Piórnika, położyła na kanapie. Zamknęła mu oczka, żeby nie wyschły jak rybi pęcherz. Przyfrunął Marian, spróbował wyskubać trochę kociej sierści. A Duża siedziała przy kotku, głaskała go, masowała łapki, brzuszek, wlewała kropelki mleka. I obiecywała jak kiedyś na drodze: „Poczekaj, nie zasypiaj. Zobaczysz, będziesz jeszcze dużym, dużym Kotem. Obiecuję ci, urośniesz, będziesz jeździć z Elą do Zielonego Domku. Zobaczysz, będziesz dużym kotem, tylko nie zasypiaj”.
Ale kotek leżał jak coraz bardziej zmięta szmatka, przelewał się przez ręce jak woda, a zegarek w środku coraz słabiej tykał. Duża włożyła go do koszyczka z kocykiem i zastępczymi matkami-butelkami z gorącą wodą i poszła smutna spać.
Rano Siwy obudził Dużą i powiedział: „Kot miauczy!”

Kotek się naprawił i wcale nie był jak roślinka. Jadł i pił, pił i jadł. I rósł. Rósł. RÓsł. RÓSł. RÓSŁ.
Aż urósł i przerósł Kotkę Elkę.
I doszedł do ośmiu kilogramów.
A teraz morał: mogłam mu obiecać, że będzie mądry? Mogłam.
Mogłam obiecać, że będzie sprytny i dzielny? Mogłam.
A uparłam się, że będzie duży. No to mam za swoje. Dobrze, że nie obiecałam, że będzie tygrysem.
Trzeba uważać na to, co się obiecuje.

Obrazek

cdn

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 7:38
przez kicikicimiauhau
Zenusiu [']
Dobrze, że historia z Kotkiem skończyła się pomyślnie :ok:
Też sobie "przycupnę"
A Obszczymur... - kim On jest?

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 9:07
przez JoasiaS
Ale fajnie zapowiada się ten wątek :D

Będę zaglądać. Szczególnie bliskie jest mi to, że Wasze koty bywają w firmie. Moja przygoda z kotami zaczęła się od nieżyjącego już Sznycka, który zmarznięty i chory przybłąkał się pod drzwi drukarni, którą prowadzimy z mężem :) . Potem przez naszą firmę przewinęło się kilka kocich tymczasowiczów. Gdy przeczytałam, że Wasz Bolek na początku zamieszkał w pracowni sitodruku, pomyślałam "swoi ludzie" :lol: .

Z ciekawością czekam na dalszy ciąg Waszej historii :ok:

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 9:59
przez kuba.kaczor13
Super napisane ,aż oko się cieszy i wraca wiara w Ludzi O Dobrym Sercu
Pozwolimy sobie zaglądać częściej .

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 10:13
przez taizu
Bardzo fajna historia, czekamy na ciąg dalszy :)

Re

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 11:57
przez kicikicimiauhau
Też czekam na cd. Szczególnie na historię Obszczymura :lol:

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 12:16
przez oleska222
Zaznaczam :)

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 12:33
przez Aia
Tytuł wątku intrygujący :ok:
Morał bajki, jak najbardziej pouczający. Przysiądę sobie, może się czegoś jeszcze nauczę :mrgreen:

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 11, 2013 12:57
przez ab.
O jaka fajna historia, aż mi się łezka w oku zakręciła.
Czekamy na dalszy ciąg :ok: :ok:

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pt lis 15, 2013 22:19
przez kicikicimiauhau
Hejka :1luvu: Czekamy na (nie)nowe opowieści :ok: :mrgreen:

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Pon lis 18, 2013 22:33
przez haaszek
Z powodu swojego "oryginalnego" umaszczenia Bolek kilka razy o mało nie przyprawił mnie o zawał.
Wsiadam do zaparkowanego na chodniku samochodu i co widzę? Chodnikiem pod murem truchta sobie Bolek, choć przecież bramka zamknięta a podwórze osiatkowane.
Obrazek
MacGyver, czy co?! Ale juz po chwili widzę, że ten "bolek" różni się od oryginału rozmazanym na nosie kleksem i ciut większymi wymiarami. Czyli jest to kotka z autokomisu :D
Zastanawialismy się, skąd mały, chory kotek wziął się w środku dnia na ulicy. I kiedyś przez przypadek odkryłam, że na pobliskiej posesji Babci P. stoi stary kiosk "Ruchu" a za szybą skrobią się i przepychają trzy takie same maluchy jak Bolek. A i sama Babcia P. kiedyś się chwaliła, że ma kotkę z kociętami. Widać tamte nie odkryły jeszcze drogi, którą kotka wchodzi do środka i tylko Bolkowi udało się uciec. A jednak MacGyver z niego.
Czarne futra nie są szczęśliwe z nowego nabytku - Bolek jest tak bezczelny, że nic nie robi sobie z dzielącej go różnicy wieku. Elka jest regularnie atakowana i podgryzana, ostatnią deską ratunku jest monitor, na który mały nie potrafi jeszcze wyleźć. Próbował tez napadać na Kotka, ale skotłowany przez wyjące i fuczące osiem kilo uciekł piszcząc. I teraz tylko goni go, stuka łapką w ogon "berek!" i ucieka czym prędzej. A biedny zestresowany Kotek wyje i rozpacza. Czarno widzą pokojowe współistnienie...
Co do ojcostwa to jesteśmy pewni, że alimentów można spokojnie wymagać od innego "bolkopodobnego" kota. Obszczymur mieszka na naszej ulicy i przemierza ją wędrując codziennie ze swojego miejsca zamieszkania do starego domu, skąd się dwa lata temu wyprowadził - i z powrotem. Przy okazji zahacza wieczorem o nasze podwórze i zostawia na ścianach i ławkach mocno pachnące sms-y do naszych kotów. Biała łata na lewym udzie to jak test na DNA. Obaj mają ją identyczną :)

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Wto lis 19, 2013 23:32
przez haaszek
Bolek roznosi firmę. Śmiejemy się, że jest nieodrodnym wnukiem Babci P. - wszędzie zajrzy i wszystko mu się przyda. Dokładnie tak samo jak jej :D Szczególnie przydają się mu nasze kanapki, więc musimy wieszać je wysoko na gwoździu, żeby się do nich nie dobrał. A przecież je tyle ile dwa dorosłe koty razem wzięte.
Z jednej strony bandzior z niego straszny, z drugiej strony uroczy słodki kociak, który nigdy nie używa w najbardziej szalonej zabawie pazurków. Trochę gryzie, ale można mu to wybaczyć, bo zaraz wylizuje szorstkim jak tarka języczkiem. Doskonale rozumie, co mu wolno a co nie - kiedy się go upomni schodzi z biurka, przestaje gryźć ogon Elki i udaje, że tylko chciał ja wylizać. A że za chwilę znów siedzi na klawiaturze albo obgryza Elce ucho to zupełnie inna sprawa...

I żeby jeszcze Kotek nie był tak potwornie zestresowany. Przestał przyjeżdżać do pracy, bo siedział tylko schowany pod ostatnią tują i zaczęłam się bać, że wrócą spowodowane stresem problemy kuwetowe. Niedobrze.

Re: Bolesław, syn Obszczymura czyli inny odcień czerni

PostNapisane: Czw lis 21, 2013 15:18
przez ab.
A może tak jakieś fotki ?