» Wto paź 16, 2018 21:14
Re: Czarno Widzę. Zalety małego metrażu
Tak sobie dziś myślę, czy ja jakąś złą matką bylam, że mnie kotem na starość pokarało?
Bo niewiele się to różni (przynajmniej w przypadku Kotka), od posiadania małego dziecka.
Wyjazd - Kotek, idź zrób siku, bo nie będziemy się zatrzymywać w drodze., chrupki walające się w torebce i kieszeniach, żwirek w łóżku, dźwiganie ośmiu kilo na rękach, bo go na spacerze nóżki rozbolały i nie pójdzie dalej ani kroku, wstawanie w nocy, żeby posprzątać kuwetę (na kogo wypadnie na tego bęc, zazwyczaj wypada na mnie), wyjście do pracy zazwyczaj w ostatniej chwili - Kotek wraca spod drzwi, bo właśnie zachciało mu się siku. I jeszcze kupę. I coś zjeść.
I to dziecko ciągle jest małym dzieckiem mimo ukończenia dziewięciu lat. Dzień w dzień, noc w noc.
Wczoraj poszłam spać dobrze po północy, bo przerabiałam klęskę urodzaju na sok i cydr, a potem jeszcze tylko chwilkę godzinkę na FB posiedziałam. Kiedy więc o 4.20 posłyszałam, jak bulgocze w kuwecie, tylko wyciągnęłam rękę i poruszałam kuwetą, żeby zasypać, co kot nasikał. Sikanie może przeczekać do rana. Ale to nie był koniec - Kotek stanął koło mojej głowy, mrucząc maaaame, chrrrrrupek, jeeeeść!
Bo Kotek najpierw nas budzi, a dopiero potem idzie jeść. Nawet jak jest pełna miska. Trzeba usiąść, sprawdzić stan chrupek, dosypać, dopiero wtedy podchodzi i zjada.
Dziś byłam złą matką. Wysunęłam stopę spod kołdry, wymacałam chrupki w misce, poruszałam miską, żeby zagrzechotały - i Kotek poszedł jeść.
Czasem dobrze, że nasz Piórnik taki mały.