Szczęśliwa nie jestem. Wiem, co to kot w pracowni - to obowiązek i uwiązanie. Święta, wyjazdy - ktoś musi przyjść, nakarmić, posprzątać, wypuścić na chwilę, potem zawołać i zamknąć. A Adolf traktuje innych z dystansem - wypuściłam go w niedzielę na ogród, zostawiłam otwarte okno, więc wchodził kiedy chciał. I owszem, wchodził, ale widział że mnie nie ma, więc uciekał z powrotem. Nie, nie idzie daleko, jest na ogrodzie ale nie reaguje na wołanie. A kiedy przyjechałam i zawołałam to pędził na złamanie karku, żeby wskoczyć przez okno i się przytulić. Doceniam, że darzy mnie takim uczuciem ale dlatego jest mi jeszcze trudniej.
Po porannych, rozmowach, spacerze i karmieniu wskakuje na biurko i następuje kwadrans czułości. Jestem rozczochrana, białe kłaki ma w oczach, nosie i ustach, kot pruje się jak skarpeta a na koniec kładzie mi się na ręce (jak na zdjęciu) i jest szczęśliwy. Już mu nie ucieknę. Siedzimy tak jakiś czas, mogę tą rękę podnosić i opuszczać - z Adolfem. I dopiero potem kot może zająć się czymś innym.
Ela jest zaniepokojona. Od czasu Bolka minęło kilka lat, oprócz Kotka nie ma na stałe kontaktów z innymi kotami, chyba że na spacerach, na odległość. Chowa się przed nim, a jednocześnie kiedy Adolf wychodzi skrada się za nim. Zrezygnowała ze spania w swojej pluszowej budce - z budki nie może kontrolować sytuacji, więc śpi na stole na legowisku Grubego i co chwilę sprawdza, co się dzieje. Ale dzięki temu w domu śpi jak zabita
Bałam się kontaktów z Kotkiem - a chyba niepotrzebnie. Owszem, Kotek potrafi zareagować histerycznym wrzaskiem i ucieczką, ale potrafi też obserwując Adolfa rozwalić się na całą długość i pokazywać, że nic a nic biały go nie obchodzi. A nawet ze stoickim spokojem i bez fuczenia obserwować, jak Adolf wyjada jego chrupki. Żadnego jeżenia, czajenia się, burczenia - siła spokoju. Myślę, że tu procentują spotkania z Ryśką, Szprotką i Praktisem. Kotek wie, że istnieją inne koty i nie reaguje od razu agresją. A "miska pokoju" zawsze się u nas sprawdza.
Z drugiej strony Adolf trochę boi się Czarnych - Ela przyparta do tui dała mu po pysku, Kotek nawrzeszczał - więc kiedy Gruby na widok Siwego ruszył do pracowni z podwórza, Adolf na wszelki wypadek zeskoczył z regału, gdzie ma legowisko i potruchtał do korytarza pomrukując
może mnie wypuść na ogród, nie czuję się zbyt pewnie przy tym potworze.
Od dwu dni jeździmy na działkę sprzątać, oczywiście z Kotkiem - i kot jest cały dzień jest w ruchu. Tu potruchta, tam się pokula. Powolutku, bo się nam obojgu przybyło w zimie i jego łapki pewno też trochę bolą, ale jednak cały czas się rusza, a nie śpi martwym bykiem na kanapie przez całą dobę.
Może uda się nam do lata wytruchtać parę kilo...