W czasie tej ostatnie długiej przerwy zaliczyliśmy wakacje Rysi i Szprotki u Grubego. Dzieci wybrały się do Chorwacji więc trzeba było przywieźć kocice do nas na dwa tygodnie. Zostały capnięte zanim jeszcze zorientowały się w naszych planach i zaniesione dwie ulice dalej. Trasę Kraków - Jarosław pokonałam w rekordowym czasie, dwie godziny łącznie z pit-stopem. Po przyjeździe telefon:
co było? sraniesikanieczyżyganie?No właśnie że nic, albo taki ze mnie świetny kierowca, albo koty były w tak zszokowane nieoczekiwaną zmianą miejsc.
Jeden dzień było obrażania się i fukania, ale pasztecik pokoju wprowadził miłą, rodzinna atmosferę.
Kocice były idealne, podsłuchałam jak moja mama przemawia do Szprotki a potem przez telefon relacjonuje "
bo wiesz, ja się bałam kiedyś tej białej, bo gryzła i drapała, ale ona jest taka miła, że można ją głaskać i jeszcze przychodzi po więcej, Bardzo miłe te koty". I to mówi moja mama!!!
Kotek też był szczęśliwy, że ma koleżanki, może ze dwa razy była jakaś akcja z gonieniem Rysi, ale futro nie latało i często je zastawałam śpiące w jednym pokoju - Kotek i Rysia na kanapie a Szprotka na fotelu.
W nocy budził mnie, żeby mu dosypać chrupek (czwarta w nocy, a co...), chrupał a potem stawał znacząco pod drzwiami. Że sobie pójdzie. A kiedy nie reagowałam szedł się wysikać i wracał prosząc "
zrobiłem siku, mogę już iść do nich, mogę, MOGĘ????"Wiec go wypuszczałam, zamykałam drzwi i szłam dospać.
Kocice wróciły do Krakowa dopiero po miesiącu - dzieci były już bardzo stęsknione. A w domu zrobił się pusto.