Strona 2 z 100

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Sob lis 09, 2013 18:58
przez Alienor
Lidziu, a próbowałaś ziemię? Znaczy dać mu do kuwety zwykłej ziemi - może na to załapie :ok: .

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Sob lis 09, 2013 19:04
przez Revontulet
Jestem :wink:
Dopiero teraz. Byłam w schronie. Dlatego tak późno.
Dziś przenosiłam z pokoju adopcyjnego do szpitala kocurka (a właściwie rudy szkielecik) srającego samą krwią :crying:

Przykro mi, że trzeba było amputować kotce łapkę.
Trzymam kciuki, żeby wszystko się ułożyło :ok: .
Ślę ogrom dobrych myśli. Tylko tyle mogę :( .

Alienor pisze:Aha - co do reakcji pt. zadzwonić po SM, a nie przywozić - morbital z utylizacją ok. 120-160 zł, operacja - 450-600. I to bez opieki pooperacyjnej (leki przeciwbólowe, antybiotyki etc.). Bo jak tylko zadzwonisz po SM, nie obejdzie Cię jej dalszy los, a oni mieć będą taniej.

:strach:
Serio tak jest?
Wiesz to z doświadczenia z tym schronem czy to tylko Twoje przypuszczenia?

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Sob lis 09, 2013 19:05
przez Danusia
Jejciu :( ,ale się porobiło :(
Mogę jedynie kciuki potrzymać za szybkie znalezienie domku :ok: :ok:
oj szkoda ,ze nie dam rady wziąść następnego kota :roll:
Teraz najważniejsze,zeby kicia szybko wydobrzała, no i lepiej żeby do schronu nie trafiła....

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Sob lis 09, 2013 19:56
przez Alienor
Revontulet pisze:
Alienor pisze:Aha - co do reakcji pt. zadzwonić po SM, a nie przywozić - morbital z utylizacją ok. 120-160 zł, operacja - 450-600. I to bez opieki pooperacyjnej (leki przeciwbólowe, antybiotyki etc.). Bo jak tylko zadzwonisz po SM, nie obejdzie Cię jej dalszy los, a oni mieć będą taniej.

:strach:
Serio tak jest?
Wiesz to z doświadczenia z tym schronem czy to tylko Twoje przypuszczenia?


Mieszkam w Sosnowcu więc z opolskim schroniskiem mam tyle wspólnego, co przeczytam u Boo. Ale wiem jak wyglądało to (jak wygląda teraz też) w sosnowieckim. Są "schroniska" w których w ogóle się zwierząt nie leczy, nie usypia - niestety nie tylko dawne kieleckie Dyminy mam tu na myśli :evil: . Generalnie nadrzędna jednostka schroniska (i nie chodzi tu o dyrekcję) ustala co wchodzi w opiekę (zwykle najmniej jak się da, chyba że siedzi tam zwierzolub) i nic ponad się nie robi. No, chyba że wolontariusze/fundacja/Św. Mikołaj zapłacą za to - wtedy OK. Ale niekiedy nie można niejako dopłacić do leczenia i wtedy wyciągnięcie kota czy psa na DT jest jedynym sposobem na ratowanie mu życia.

Chociażby ten szkielecik o którym piszesz - czy przeszedł pełną diagnostykę? Jeśli to pp to czy dostanie surowicę, będzie na żywieniu kroplówkami i będzie dogrzewany? Jak będzie mógł jeść to czy pracownik będzie podchodził co 3h z odrobiną recovery rozrobioną gorącą wodą i będzie mu podawał a w razie odmowy nakarmi strzykawką? Obawiam się, że w większości jeśli nie we wszystkich schroniskach w Polsce jest to awykonalne - za dużo zwierząt pod opieką, za mało pracowników i nie dość środków na próby ratowania wszystkich, którzy tego potrzebują. Na porządne próby, dające realną szansę zwierzęciu.

To, co powiedziała ta pani, nie było w moim odczuciu spowodowane tym, że morelowa przewożąc kota taksówką do schroniska dodatkowo uszkodziła go lub naraziła na ból. A koszty - zarówno uśpienia jak i operacji kota znam dość dobrze - i jedno i drugie robiłam w tym roku. Reakcja "po co Pani robi tyle zamieszania i wtrąca się w kompetencje powołanych do tego służb" brzmi w moim odczuciu raczej jak "no i teraz będziemy musieli wydawać niepotrzebnie pieniądze, a mogło być tak spokojnie"...

Edit: Jak poszłam z koteczką tymczaską, którą leczyłam na kk a która po wyzdrowieniu zachorowała ponownie, tym razem poważniej (zaburzenia neurologiczne mimo podania antybiotyku i kroplówki jak tylko zaczęła się źle czuć) to wet z małej przychodni powiedział, żeby uśpić, bo nie ma co się wpędzać w koszty, a to przecież i tak nie moje własne zwierzątko no i pod śmietnikiem niejedną taką sobie znajdę :evil: . Nie dostał po łbie, ale było blisko. Kicia żyje, dziś w DS, ratowanie było kosztowne, ale tego nie żałowałam. Moja znajoma zdziwiła się, że zwolniłam się wcześniej z pracy, żeby iść z nieswoim kotem do weta - uznała, że mam za dużo czasu i pieniędzy jeśli mi takie akcje w głowie. I tak myśli całkiem spora część społeczeństwa.

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Sob lis 09, 2013 20:20
przez Revontulet
Szkielecik z miejsca został podłączony pod kroplówkę i miał mieć zrobione testy na pp.
Nie wiem co się z nim dalej stało (dziś był straszny sajgon, wiem tylko, że cały czas był w gabinecie wet.)
Wyglądał okropnie.

W tej chwili koty mają rewelacyjną opiekunkę, która wychodzi z siebie, żeby uratować ich jak najwięcej. Prawdziwy skarb. Ale możliwości jednej osoby, która zajmuje się setką kotów, są ograniczone :(.
Dziś, na nieszczęście rudego, opiekunka miała wolne.

Ale ja się pytałam tylko o to, czy w Opolu takie koty jak ta kotka od morelowej, usypiane są na wejściu. Właśnie to mnie zszokowało, tzn. oszacowanie, że morbital jest tańszy od operacji więc dajemy zastrzyk. Masakra!
Zapytałam, bo na P. to jest niemożliwe. Zwierzę przywiezione przez SM jest rejestrowane, czipowane i trafia na dwutygodniową kwarantannę.
W razie potrzeby jest leczone, operowane, itp. Ale wiadomo- to jest schron. Ogrom zwierząt i brak kasy. Opieka na choruskami też jest różna :( . Są różni pracownicy.
Czasem widzimy takie rzeczy, że spać potem nie można.
Ale nie ma takiej możliwości, żeby zwierzę na wejściu uśpić.
Choćby z tego względu, że podczas kwarantanny schronisko nie jest prawnym opiekunem kota/psa.

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Sob lis 09, 2013 20:36
przez morelowa
Z tego co wiem to wygląda to jeszcze inaczej. I to w jakiś sposób potwierdziła pani z TOZ-u - że ponieważ ten wet ma umowę z miastem na przyjmowanie/przejmowanie zwierząt od SM, to oni je wiozą od razu do niego.
Kiedyś znalazłam gołębia - pisałam o tym - i tak było, zawieźlli do lecznicy, tyle, że nie ma schroniska dla gołębi...
W Opolu to jeszcze jest tak, że schron podlega zoo , co wg innych wetów jest bardzo niekorzystne dla schronu bo ostają im się resztki :? - o zoo się dba, wizytówka przecież i generuje jakieś tam zyski.
A wszystko ma pod opieką ten jeden wet.. czyli SM, zoo, schron.. I swoją lecznicę. Ale jednak dzwonił do mnie ..

Revontulet, a jak masz kontakt z kotkiem podejrzanym o pp, to przechodzisz potem jakieś odkażanie nim wrócisz do swoich chłoptasiów?

A poza tym - co jest? W tym wszystkim nikt nie zauważył uszatego Maurycka Alienorowego? ??

Danusiu - szkoda, że nie mozesz zabrać Kotki.A szanse na to , że nie trafi do schronu.. Znowu cudu albo fajnego człowieka trzeba.
Ale może Ty wiesz co z tym wątkiem trójłapków?

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Sob lis 09, 2013 20:52
przez Revontulet
Morelowa, już 2 albo trzy razy pisałam Ci co robię po powrocie ze schronu :wink: .
To jeszcze raz: po powrocie nie dotykam kotów, tylko od razu lecę do łazienki, wszystko łącznie z butami wrzucam do pralki, a sama się kąpię. W schronie przed wyjściem do domu buty i co tam jeszcze się da zalewam virconem.

Ani moje koty, ani koty pozostałych wolontariuszy jeszcze nic nie złapały od tych schronowych.

O, zapomniałam skomentować Maurycka.
No to skomentuję: To ściema!. To nie jest Maurycy! Maurycy jest krową! :mrgreen:
A poza tym bardzo przystojny kocurek. I Alienorek też :D

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Sob lis 09, 2013 21:03
przez Alienor
Ad Revontulet:
Aaaa, to teraz rozumiem. Nie sądzę, żeby były usypiane "na wejściu", ale obawiam się, że to - przynajmniej w niektórych schronach możliwe. Tylko weź pod uwagę, że jestem "obciążona" bo pamiętam akcję wyciągania potrąconego psa ze zgruchotanym kręgosłupem z sosnowieckiego schroniska po to, by go uśpić, by nie musiał bez żadnego znieczulenia leżeć na gołym betonie (listopad), pół metra od miski z wodą i chrupkami, do której nie był w stanie dopełznąć... A miał przed sobą co najmniej półtorej doby czekania na śmierć, bo wet był w schronisku co 2gi dzień i tamtego dnia był już, tyle że kilka godzin wcześniej. Dlatego walczyliśmy z całych sił - ze wsparciem miau, dogo, mrumru, znajomych i krewnych - o wolontariat w schronisku. Teraz jest dużo lepiej, wet został zmieniony, ale nadal nie ma dość środków i ludzi, by było tam naprawdę dobrze, by nie było niebezpieczeństwa, że czegoś się nie dopatrzy...
Od tamtego czasu - od kiedy wchodził wolontariat i kiedy mieliśmy okazję słuchać "objawień" co do właściwej opieki nad zwierzętami od "starej gwardii schroniskowej" :evil: mam bardzo mało wiary w poziom zinstytucjonalizowanej opieki nad zwierzętami. Bo popatrz sobie - jest feliserin, który ratował koty z pp, ale nie opłacało się go rejestrować w naszym kraju. Dlatego DS i DT które mają koty z pp ściągają go nielegalnie z Niemiec lub - równie nielegalnie- ściągają canglob z Czech, by ratować swoich podopiecznych. Schroniskowce nie mają raczej tej szansy - bo porządek prawny jest jaki jest. I jak tylko sobie o tym przypomnę, to strasznie mi się to w naszym kraju nie podoba.

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 8:28
przez morelowa
Mnie się w naszym kraju nie podoba generalnie - bez przypominania sobie czegokolwiek.
Poza krajobrazem i to nie wszędzie :wink:

Revontulet, a ładnie to tak wytykać człowiekowi sklerozę?
Wiem, pisałyśmy o tym odkażaniu sie. Ale jak to jest ogólnie? czy wiesz? Przeciez nie każdy wolontariusz w każdym schronie tak postępuje, no nie?Szczególnie jak nie ma widocznych objawów jakiejś choroby. Czy się mylę?

Ja się dopytam jak to jest tu u nas w kwestii tego traktowania zwierząt przekazanych przez SM. Muszę wiedzieć. I płacenia - choć to co mówi Alienor, że na leczeniu się oszczędza brzmi prawdopodobnie :twisted:

A, doczytałam - szukając fundacji - że dr T. ma pod opieką jeszcze jedno przytulisko, fundacji Mali Bracia..
Facet musi być strasznie zapracowany.

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 8:50
przez Alienor
Zwykle nie tyle oszczędza się na leczeniu, co środki na leczenie są na tyle małe, że schroniska ograniczają nieraz leczenie do tego, na co je stać.
Jak jeszcze bywałam jako wolontariusz w schronisku miałam osobny zestaw ubrań schowany w szafce na miejscu - włącznie z butami. W łazience przebierałam się z moich w schroniskowe a potem w drugą stronę. W łazience stały też butelki z płynami do dezynfekcji siebie, z czego rzadko korzystałam. Na szczęście udało mi się uniknąć przeniesienia pp do domu. No a potem zdrowie mi siadło cokolwiek i przestałam jeździć.

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 9:59
przez Revontulet
morelowa pisze:Revontulet, a ładnie to tak wytykać człowiekowi sklerozę?

Od razu mi lepiej, że nie tylko ja mam z tym problem.

morelowa pisze:Revontulet, a ładnie to tak wytykać człowiekowi sklerozę?
Wiem, pisałyśmy o tym odkażaniu sie. Ale jak to jest ogólnie? czy wiesz? Przeciez nie każdy wolontariusz w każdym schronie tak postępuje, no nie?Szczególnie jak nie ma widocznych objawów jakiejś choroby. Czy się mylę?

Nie wiem jak postępują wolontariusze w innych schronach. Wiem jak postępujemy my.

A, tak jak Alienor pisze - koniecznie osobny zestaw ubrań. Buty też mam "schronowe".

morelowa pisze:
Ja się dopytam jak to jest tu u nas w kwestii tego traktowania zwierząt przekazanych przez SM. Muszę wiedzieć. I płacenia - choć to co mówi Alienor, że na leczeniu się oszczędza brzmi prawdopodobnie :twisted:

Morelowa, w przypadku schronu ciężko mówić o oszczędzaniu na leczeniu.
Ciężko oszczędzać, gdy po prostu nie ma się kasy. Oszczędzić się nie da, trzeba wybrać komu i w jakim zakresie można pomóc.
Schron otrzymuje jakąś tam pulę pieniędzy. I musi je rozdzielić na zwierzęta. Im więcej zwierząt, tym mniej kasy przypada na jednego zwierzaka (P. jest bodajże na 800 psów, a jest ich 2000...).

Akurat na P. chore zwierzęta mają robione badania, są leczone, itp. Ale wszystko trochę w kit. Niby jest diagnostyka, ale niepełna. Leki pakuje się w zwierzęta w ilościach hurtowych.
A i tak chyba największym problem są procedury, ogólny syf, dziwna polityka i dbaniem o wizerunek. O tak, wizerunek jest najważniejszy! Tylko ci durni wolontariusze ciągle się czepiają niewiadomooco.
I przede wszystkim zasady, których nie da się nagiąć. Nie ma możliwości wyciągnąć kota, kóry jest na kwarantannie. Kot może umierać, wszyscy mogą wiedzieć, że w schronie nie ma szans, a w domu doszedłby do siebie.
Ale nie. Jest na kwarantannie więc jest nie do ruszenia.
A potem po kwarantannie też różnie bywa. Zależy od lekarza czy wyda wolontariuszom kota.
W tym roku po raz pierwszy kocięta przechodzą kwarantannę. Kilkutygodniowe szczyle nieszczepione wrzucane są do szpitala i te, które przeżyją 2 tygodnie w tym siedlisku wirusów przechodzą do pokoju adopcyjnego... Ot, takie zasady.
Ludzie przychodzący do schronu bywają okropni i strasznie roszczeniowi. Więc w pewnym sensie rozumiem narzucone zasady. Zabezpieczają one schron przed pretensjami adoptujących. wiesz, dużo ludzi ma pretensje, że "wredny zwierzak w domu się rozchorował. Co za chamstwo. To ja go zostawię, proszę go wyleczyć, potem wezmę go".
Tylko, że zagubiono w tym wszystkim empatię. Zasady są ważniejsze niż życie :( . Wszystkich ludzi mierzy się tą samą miarą.
Gdybyś zawiozła tę kotkę na P. to przez dwa tygodnie nikt by jej nie wyciągnął. Mógłby zrobić to tylko i wyłącznie jej właściciel. Gdyby się znalazł i gdyby zechciał ją zabrać.
Kotka owszem przeszłaby operację. I trafiłaby do klatki. Po dwóch tygodniach (jeśli by przeżyła) można by próbować ją wyciągnąć.
Tak to u nas wygląda :( .

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 10:58
przez Alienor
Revontulet pisze:To nie jest Maurycy! Maurycy jest krową! :mrgreen:
A poza tym bardzo przystojny kocurek. I Alienorek też :D


Dziękuję. Przy czym ten Maurycy zdecydowanie krową nie jest - białobury śliczny proludzki kić (a w zasadzie wielkokot, tyle że troszku chudy jeszcze), który się boi innych kotów. Więc jakbyście gdzieś wiedziały o jakimś domku szukającym jedynaka, to się polecamy z Maurycym łaskawej pamięci :ok: .

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 11:21
przez hanelka
Lekko spóźnione „dzień dobry”
Doczytam później

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 12:43
przez Revontulet
Rudy szkielecik umarł [*]

Re: W morelowo-migdałowym domu trochę smutno..III

PostNapisane: Nie lis 10, 2013 13:47
przez morelowa
Biedny... przykro :cry:
[*]