U mnie była podobna sytuacja, i chyba nie pocieszę Cię, niestety.
Po raz pierwszy dokociłam się w 2009 roku. Moja kilkuletnia wówczas Kicia, miziasta bardzo, obraziła się na amen,
a nowego kota (i kolejnych) nie zaakceptowała do dzisiaj. Nie ma łapoczynów, ale syki, buczenie, jazgot - na porządku dziennym.
Kicia mieszka w osobnym pokoju i nie życzy sobie żadnych kontaktów z pozostałymi kotami.
Mnie toleruje albo i nie, zależnie od humoru.
Wobec innych znanych sobie osób owszem - jest grzeczna, miziasta, do mojej Mamy np. wprowadziłaby się od razu (a to niemożliwe jest)

Wydawało mi się kiedyś, że Kicia nudzi się sama w domu...
Okazało się, że potrzebowała kontaktów z ludźmi, a nie z kotami.
Być może była już "za stara" na dokocenie. A może taki akurat charakter po prostu.
Do weta w każdym razie warto z Kotą się wybrać.