Antosiu, pisząc to krople łez wielkie jak groch spływają mi po polikach i tak jest nieustannie od dwóch dni. Odchodząc zostawiłaś wielkie pustki w naszym domu, w którym żyłyśmy my tylko we dwie. Wciąż jeszcze pamiętałam jak wychodząc w poniedziałek do pracy raniutko stanęłam za Tobą , podnosząc swój pyszczek i oczka wysoko szukając mega spojrzenia pozwoliłąś bym wtedy ucałowałą Cię ostatni raz. Gdybym tylko wiedziała , ze to będzie ostatni raz........
Wracając po pracy cieszyłam się, ze znów przywitasz mnie w przedpokoju. Ta cisza. Brak Ciebie w drzwiach. Łóżko. I Ty. Leżąca przytulona do ściany. Nie umiemiem i nie mogę dobrać słów by opisać ból jaki pozostawiłaś. Żadne słowa nie oddadza tego jak bardzo Cię kochałam. Ale Ty o tym wiedziałaś. Jest tyle pytań co się stało. Tyle niewiadomych. Byłaś zupełnie zdrowa. Radosna. Jeszcze w sobotę łapki maczałaś w mące gdy piekłyśmy ciasto. Byłaś w moim świecie kimś więcej niż kotkiem i przyjacielem. Byłaś członkiem mojej rodziny. Miałam tylko Ciebie.
Antosiu.... Kiedyś, tam w niebie, wyszukiwać będę mądrości spojrzenia Twoich zielonych oczu...... Dziś błagam Cię byś wybaczyła mi, ze nie było mnie przy Tobie gdy odchodziłaś.
Antosiu, proszę cicho, przez łzy.. wróć do mnie we snach.. będę tam wciąż na Ciebie czekała...
Twoja na zawsze, pogrązona w rozpaczy. Sylwia.
