
„Ta historia początek ma nie dziś..” – zaczyna się dużo, dużo wcześniej.. zaczyna się od momentu, kiedy starsza siostra zaczęła mając lat kilka kolekcjonować mysie figurki. Jak jednak powszednie wiadomo, młodsze dzieci bardzo zazdraszczają innych rzeczy starszym – tak było i ze mną. Postanowiłam że ja również będę coś zbierać. A co jest najbliższym przeciwieństwem myszy? No kot oczywiście


Ale żeby było mało, moje zainteresowanie kotami nie ograniczało się tylko do zbieractwa, w parze z nim szedł istny szał na punkcie kotów. Dodam tylko, że do tamtej pory jedynym moim zwierzątkiem domowym był ogromny ślimak-winniczek Zbyszek, czego ja nawet nie bardzo pamiętam bo miałam wtedy około roku



Sytuacja zaczęła się zmieniać ok. 2002 roku, kiedy to okazało się, że pewna pani, którą moja mama znała z pracy ma kota. Rosyjskiego niebieskiego o wdzięcznym imieniu Nugat. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że zamierzają z mężem założyć hodowlę.. no i tak na horyzoncie zamajaczyła realna możliwość pojawienia się w domu kota..

Pierwszy miot urodził się 1 sierpnia 2003 roku, były to 4 dziewczynki i 1 chłopak, wszystkie na literę A. Hersztem bandy, podobnie jak Szajka okazała się moja przyszła koteczka. Pierwsza zaprowadziła towarzystwo do kuwety, pierwsza dorwała się do jedzenia, wszędzie jej było pełno.. i z tego tytułu otrzymała imię Atlantis


Zanim zdecydowaliśmy się na kolejnego kota, pojeździliśmy trochę z Atusią po wystawach, gdzie zdobyła tytuł Championa. na jednej z tych wystaw moi rodzice zapoznali się z panią doktor weterynarii, która prowadziła hodowlę devonków i kotów orientalnych. Klamka zapadła. Będzie drugi kot. Gonzek urodził się 17 maja 2005 roku, w miocie na literę I, otrzymując imię Indeciso – czyli po włosku niezdecydowany. I tym razem wyboru dokonała moja siostra


Tak w skrócie wygląda historia moich koteczków. Myślę, że wspomnieć jeszcze warto o chorobie Gonzka. Zaczęło się to pod koniec listopada zeszłego roku. Wygląda na to, że zareagowaliśmy w ostatniej chwili. Gonzio zawsze lubił chować się pod kołdrę, więc nikomu nie przyszło do głowy że coś złego się dzieje. Dopiero kiedy zaczął włazić pod kaloryfer i chować się pod blatem, zorientowaliśmy się że coś jest nie w porządku. Trafiliśmy do wspaniałej wetki, pani doktor Dominiki Borkowskiej z Canfelisa w Warszawie. Padło podejrzenie chłoniaka. Na całe szczęście mojej mame szybko udało dostać się na usg, które wykluczyło to paskudztwo, pokazało natomiast uszkodzenie pozawałowe części nerki. Mimo obaw, nastąpiła dosyć szybka poprawa, więc trochę przestaliśmy na kota zwracać uwagę..a ten bardzo sprytnie zamaskował swoje złe samopoczucie. Jak pewnie wiecie lub też nie, koty bardzo szybko przystosowują się do słabszego stanu zdrowia i nic po sobie nie pokazują. I taka sytuacja ciągnęła się przez pół roku, aż w końcu zaobserwowaliśmy, że kot znowu nic nie je i nie pije. Tak sprytnie się maskował.. wcale nie było lepiej, a nawet jeszcze gorzej. Tym razem jednak podjęta została decyzja o kuracji długotrwałej. Żelazo, steryd i erytropoetyna. Jakoś poszło i teraz Gonzo czuje się dużo lepiej, wrócił do swojej wagi początkowej z listopada i nawet wyniki krwi trochę się poprawiły. Wciąż dostaje steryd, jednak w dosyć niskiej dawce. Najciekawsze jest jednak to.. że nikt, absolutnie nie wie, co to było. 8D Wykluczono wszystkie możliwe choroby przy tych objawach. Najbliższa prawdzie byłaby prawdopodobnie teoria, że była to jakaś choroba autoimmunologiczna o podłożu idiopatycznym. No, ale na szczęście jest coraz lepiej a my nie spuszczamy oka z kota. Teraz za to męczymy się z Atusią, która ma przewlekły katar i sporadyczne duszności, pojawiły się one już ze 2 lata temu, ale teraz katar się nasilił. Jednak leczenie Siwej to ciężki kawałek chleba.. spryciulka, nie da się jej przemycić tabletki. Przy niej Gonzo to aniołek, który po otrzymaniu swojej dawki sterydu jak gdyby nigdy nic.. idzie dalej spać 8D
Koty zresztą różnią się od siebie charakterem i osobowością. W skrócie można powiedzieć tak: Atusia to prawdziwa kocia seniorita, dama, lwica salonowa. Prawie nigdy nie miauczy, ale po sterylizacji zrobiła się strasznym pieszczochem. Najchętniej włazi na każdy komputer w domu, układa się na pozwijanej kołdrze niczym lew na skale albo śpi na klatce piersiowej domownika, który nieopatrznie ułoży się na plecach



Uff, trochę przydługi opis mi wyszedł. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was na śmierć

