Nutka - czarny diabełek :)

Witam serdecznie wszystkich Kociarzy i ich Koty
.
Chciałabym Wam przedstawić Nutkę. Nutka to czarna, przepiękna kicia która zawładnęła moim sercem i umysłem
. Ale może od początku:
Nigdy nie byłam kociarą. W moim domu rodzinnym były pieski, z kotami nie miałam zbyt wiele wspólnego. Chyba nawet się ich trochę bałam, głównie dlatego, że w głowie miałam pełno stereotypów i niewydarzonych historii opowiadanych przez innych ludzi. Mój obraz kota przedstawiał mniej więcej strasznego wrednego drapieżnika, który będzie miał mnie w nosie, lub wręcz szczerze nienawidził, zasika mi łózko i ubrania oraz podrapie i zniszczy wszystkie meble.
Kilka lat temu wyprowadziłam się od rodziców, mieszkam z moim mężem i 8-letnim synkiem. Nasz zwierzęcy inwentarz ograniczał się do rybek w akwarium, ale coraz częściej rozmawialiśmy o tym, że przydałby się w domu jakiś bardziej komunikatywny towarzysz na czterech łapkach. Ja proponowałam psa, mąż zachęcał mnie do przygarnięcia kotka, ale nie dawałam się przekonać. Do czasu
.
Pewnego dnia trafiłam na ogłoszenie o małych kociakach szukających domu. Nie pierwszy raz widziałam takie ogłoszenie, ale tym razem jakoś nie mogłam przejść obojętnie. A wyglądało to tak:

No i zaczęłam się łamać
. Była połowa maja, właścicielka kociaków poinformowała nas, że kotki są teraz przy mamie, do wzięcia będą pod koniec czerwca, ale jeśli chcemy, możemy któregoś dnia przyjść i kotki zobaczyć. Umówiliśmy się na wizytę na koniec maja.
Życie jednak pisze swoje scenariusze. Dwa dni później zadzwonił telefon, a była to właścicielka kociaków. Zapłakana. Zdarzyła się tragedia, ktoś w mieszkaniu zostawił otwarte okno i kotka-mama wypadła z niego na ulicę, z piątego piętra, nie przeżyła. Kotki potrzebują opieki, ona pracuje, nie wie co robić, może jesteśmy gotowi, żeby kotka wziąć i się nim zaopiekować? Futrzasta kulka miała wtedy dwa tygodnie, a ja zamarłam ze zgrozy. Nie byłam pewna, czy w ogóle jestem gotowa na kotka, ale taki maluch? Nie mam pojęcia czego potrzebuje, jak się zaopiekować, nie wiem nic. Mąż też nie bardzo wiedział co powiedzieć. No ale jak to, tam jest maluch, który potrzebuje pomocy (dwa z czterech już wtedy znalazły dobrych ludzi, którzy zdecydowali się je wziąć do domu). Zadzwoniłam do przyjaciółki mocno zakoconej od zawsze, zapytałam co zrobić. Odpowiedź była prosta: "No coś Ty, z dzieckiem dałaś sobie radę, to z kotem nie dasz
"? No i trudno było zaprzeczyć tak żelaznej logice:).
Przesiedziałąm 24 godziny w internecie szukając wszelkich informacji o kociastych, pobiegłam do pobliskiego weterynarza, do sklepu, wróciłam z puszką mixola, butelką, posłaniem, zabawkami, kuwetą, żwirkiem i już sama nie wiem czym jeszcze:). Następnego dnia kiciula pojawiła się w naszym domu:).

Nie sądziłam, że można się tak zakochać w zwierzaku
. Mam hopla na jej punkcie, łażę za nią, gadam z nią (odpowiada, jest bardzo rozmowna!) i właściwie mogłabym być przy niej cały czas
. Resztę rodziny też "pokociło"
. Mąż wracając do domu najpierw wita się z kotem, dopiero potem z resztą rodziny
. Przeszliśmy razem chwilę grozy - Mała pochorowała się będąc jeszcze maleństwem, okazało się że to tylko niestrawność, ale konieczna była kroplówka, nie spalam całą noc i siedziałam przy niej sprawdzając, czy oddycha. Potem pojechała z nami nad morze na urlop - nie odważyłam się jej zostawić pod opieką kogoś innego. Towarzyszy nam we wszystkim, śmieję się że nic w domu nie może się wydarzyć bez akceptacji i nadzoru kota
.
Za parę dni Nutka kończy pięć miesięcy, a ja nie mogę się nadziwić, jak szybko z małej kuleczki przekształciła się w piękną kociczkę. Oto jeszcze kilka fotek ukazujących jej "przemianę"
:
Mam nadzieję, że będziecie czasem zaglądać do Nutkowego tematu, zapraszamy gorąco
.

Chciałabym Wam przedstawić Nutkę. Nutka to czarna, przepiękna kicia która zawładnęła moim sercem i umysłem

Nigdy nie byłam kociarą. W moim domu rodzinnym były pieski, z kotami nie miałam zbyt wiele wspólnego. Chyba nawet się ich trochę bałam, głównie dlatego, że w głowie miałam pełno stereotypów i niewydarzonych historii opowiadanych przez innych ludzi. Mój obraz kota przedstawiał mniej więcej strasznego wrednego drapieżnika, który będzie miał mnie w nosie, lub wręcz szczerze nienawidził, zasika mi łózko i ubrania oraz podrapie i zniszczy wszystkie meble.
Kilka lat temu wyprowadziłam się od rodziców, mieszkam z moim mężem i 8-letnim synkiem. Nasz zwierzęcy inwentarz ograniczał się do rybek w akwarium, ale coraz częściej rozmawialiśmy o tym, że przydałby się w domu jakiś bardziej komunikatywny towarzysz na czterech łapkach. Ja proponowałam psa, mąż zachęcał mnie do przygarnięcia kotka, ale nie dawałam się przekonać. Do czasu

Pewnego dnia trafiłam na ogłoszenie o małych kociakach szukających domu. Nie pierwszy raz widziałam takie ogłoszenie, ale tym razem jakoś nie mogłam przejść obojętnie. A wyglądało to tak:

No i zaczęłam się łamać

Życie jednak pisze swoje scenariusze. Dwa dni później zadzwonił telefon, a była to właścicielka kociaków. Zapłakana. Zdarzyła się tragedia, ktoś w mieszkaniu zostawił otwarte okno i kotka-mama wypadła z niego na ulicę, z piątego piętra, nie przeżyła. Kotki potrzebują opieki, ona pracuje, nie wie co robić, może jesteśmy gotowi, żeby kotka wziąć i się nim zaopiekować? Futrzasta kulka miała wtedy dwa tygodnie, a ja zamarłam ze zgrozy. Nie byłam pewna, czy w ogóle jestem gotowa na kotka, ale taki maluch? Nie mam pojęcia czego potrzebuje, jak się zaopiekować, nie wiem nic. Mąż też nie bardzo wiedział co powiedzieć. No ale jak to, tam jest maluch, który potrzebuje pomocy (dwa z czterech już wtedy znalazły dobrych ludzi, którzy zdecydowali się je wziąć do domu). Zadzwoniłam do przyjaciółki mocno zakoconej od zawsze, zapytałam co zrobić. Odpowiedź była prosta: "No coś Ty, z dzieckiem dałaś sobie radę, to z kotem nie dasz

Przesiedziałąm 24 godziny w internecie szukając wszelkich informacji o kociastych, pobiegłam do pobliskiego weterynarza, do sklepu, wróciłam z puszką mixola, butelką, posłaniem, zabawkami, kuwetą, żwirkiem i już sama nie wiem czym jeszcze:). Następnego dnia kiciula pojawiła się w naszym domu:).

Nie sądziłam, że można się tak zakochać w zwierzaku





Za parę dni Nutka kończy pięć miesięcy, a ja nie mogę się nadziwić, jak szybko z małej kuleczki przekształciła się w piękną kociczkę. Oto jeszcze kilka fotek ukazujących jej "przemianę"







Mam nadzieję, że będziecie czasem zaglądać do Nutkowego tematu, zapraszamy gorąco
