
Jedna mordka spoczywa w kocim raju...


Kicia, moja kochana kotka, przygarnęłam ją pewnego mroźnego wieczoru. Moja najukochańsza istotka na tym świecie. Była przecudną matką dla kociaczków.

Tak ją kochałam.. Zmarła tego roku 13 kwietnia. Przed śmiercią przyniosła swoje maleństwa pod moje łóżko i tak patrzyła się.. Nie wiem może wiedziała że odejdzie


Zostawiła mi 4 mordki, zaopiekowałam się nimi jakbym byłą kotką - specjalne mleko, masowanie brzuszków, ogrzewanie i kontakt z ciałem by czuły się bezpieczne, mycie ich gdy dostawały okropnej biegunki... Jednego rudzielca nie udało mi się uratować.. Wet rozkładał ręce bo nie mógł mu pomóc, miał zatwardzenie. Zmarł mi w nocy na rękach (obudził mnie przeraźliwy wrzask) w konwulsjach.. Może to śmieszne ale tak cierpiałam i ogłupiałam że mu klatkę piersiową uciskałam ale już tylko czasami łapał powietrze...
Reszta rodzeństwa do dziś ma się dobrze.


A Maja... to żywa kopia Kici...
Oto Kicia

I... ostatnie zdjęcia, jeszcze w ciąży...


Teraz.. 9- letni Cici (wiem, dziwne imiona XD )

Mój poczciwy kocurek z którym można porozmawiać A-a-a? Mra-a-a?, nie cieszy się ostatnio dobrym zdrowiem, chyba starość..



A teraz diabelskie rodzeństwo Maja & Gucio.
Dzieci Kici - w pełni oddane i kochające maleństwa.. Wejdą wszędzie, śpią tylko przytulone do mnie, kosmicznie zaczepiście proszą o małe miziu miziu

No ale... cieszę się że powierzyła mi opiekę nad swoimi dziećmi, mogła je przecież zostawić gdzieś tam.. Bo nie kociła się w domu.. ech..

Maja

Gucio

Kangurza mama!

Po sytym posiłku

PO RAZ PIERWSZY NA DRZEWIE
Gucio

Maja

Maja zaliczyła lot z drzewa ale w ostatniej chwili podbiegłam i złapałam kocię
