W zeszłym roku przez kilka miesięcy mieszkał z nami 5 kot: Jadwiga. Kot podrzuciła na miesiąc córka TZ, a potem poprosiła by u nas został bo ona jakoś nauczyła się bez niego żyć. Myślałam że mnie coś trafi
Kotka dwa lata była jedynaczką, ciężko jej było dostosować się do mojej czwóreczki. Niby było ok, ale... Akceptowała tylko TZ, we mnie pewnie widziała złą macochę
Mojej jej nie polubiły za bardzo, mimo że nie było żadnej agresji. Po przeróżnych zawirowaniach TZ wyprowadził się ...w końcu. Zabrał ze sobą kota. W zasadzie gad kota mi zostawił, nie poczuwając się nawet do maleńkiej saszetki chociaż raz w miesiącu. Ale jak byłam w grudniu w szpitalu, tak nagle i ciężko mój Tato zapakował kotkę i oddał ex-TZ. I co się okazało: kot odżył. Jest teraz pełną radości, energii i dobrego apetytu koteczką. Jednak bycie jedynaczką tak ją ukształtowało, że najlepiej jej samej. Odwiedzałam moją ek-teściową, u której oboje teraz mieszkają. Teściowa zachwycona kotem i jego mądrością (
), a kot włada całym mieszkaniem i jest GWIAZDĄ domu.
I jak to się ma do teorii, że dwa koty lepiej się wychowują?