» Nie lut 28, 2016 10:54
Re: Dwie baby i dwa rude....mamy sklep, a co...
Opowiem Wam o tym jak to koty nie przywiązują się do nas, swoich opiekunów.
1 lutego zmarł mój teść. Zamieszkaliśmy chwilowo u teściowej. Ma 85 lat, została w domu sama, mój TZ to jej jedyne żyjące dziecko. Dojeżdżałam dwa razy dziennie do kotów: karmienie, sprzątanie kuwety i szybkie głaski. To był bardzo trudny dla nas czas.
No i się zaczęły kłopoty z koteczkami. Najpierw pusta kuweta. Ale w domu czysto. Potem niedojedzone jedzonko. Nawet te super pyszne tacki z rossmanna. Zaczęłam posypiać co drugą noc u nich. Niby ciut lepiej, ale za to bójki, syczenia i całonocne czuwanie. Stale któreś z nich mnie budziło by je głaskać, tulić...nocka z głowy. Ale jak tylko spałam u teściowej, kuweta była pusta a miseczki pełne. One pierwszy raz zostały same. Jak wyjeżdżałam nawet na jedną noc, przychodziła ich niania i u nich spała. Niania urosła, ja mam fibrio i nie lubię wyjeżdżać, i tak sobie ostatnie 5 lat wspólnie mieszkamy. Po dwóch tygodniach takiej karuzeli spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do domu. Dopiero od wczoraj normalnie jedzą, dopiero dzisiaj rano porządnie się wszystkie załatwiły. Niestety, nadal jeszcze w nocy mnie budzą mnie by się tulić.
Wiem, teściowa jest ważna, potrzebuje opieki. TZ też bardzo to wszystko przeżył, potrzebował wsparcie. Nawet nie wiecie jak bardzo kocham go za to, że okazał zrozumienie. Odwiedzał mnie w domu, na walentynki przywiózł mi nie kwiaty, ale pyszny, gorący obiad. Trzecią noc oboje śpimy w domu, i teraz dopiero koty łapią równowagę.
Ale nie, skąd...koty przywiązują się do miejsca nie do nas, ludzi.
Koty żyją akurat tyle, żeby zdążyły spleść się z naszym życiem i zapaść
głęboko w serce. Potem je łamią. Ale ile warte byłoby życie bez nich...Dwie baby i rudy ...