(((((((((((((((((((((((((((((((
Agula do mnie dzwoniła. Gdyby nie dzwoniła, nie wiedziałabym, bo mam kołomyję z pracą i miniszpitalikiem w domu i rzadko przychodzę na miau... Nie mogę pogodzić się z tym, że muszą odchodzić tak dobre osoby
Wszyscy wiedzieli, że ciężko chorowała, a jednak gdzieś tam była nadzieja, że jeszcze nie czas...
Iwonka ratowała maluszki, sterylizowała dorosłe, leczyła chore... Miała u siebie wiele kotów z białaczką - zostawały u niej na wiecznym tymczasie... Karmiła koty podwórkowe, zorganizowała dla nich schronienie we własnej piwnicy, z ocieplaną budą - to w tej budzie znalazł ratunek Pimpuś - kot, którego wiele osób spisywało na straty i kazało uśpić (skrajnie zagłodzony, ciężki kk, żółtaczka, białaczka, grzybica... A jednak przeżył i trafił do dobrego domu z innym kotem FeLV+). Pamiętam Iwonkę, kiedy mieszkałam w Sosnowcu. Zawsze pomagała kotom i ludziom, którzy pomagają kotom. Nie patrząc na pieniądze, czas, zdrowie. Koty u niej miały wszystko. Dobrą karmę, dobrą opiekę, odrobaczenie, szczepionki, testy na białaczkę. Ile ich uratowała, nie wiem. Setki, tysiące? Milion?
Spoczywaj w pokoju, Iwonko, gdziekolwiek jesteś... [*]