Patrykowi już minął tydzień przymusowego leczenia
Bardzo jest zestresowany - nie miał nigdy aż tak bliskiego kontaktu z człowiekiem ... Radzi sobie jednak bardzo dobrze, jak na kompletnie dzikiego kota.
Jest przerażony i na razie bez rękawiczki nie zbliżę do niego dłoni, jednak owinięty w koc uspokaja się i pozwala na wszystkie zabiegi. Nie reaguje agresją, bardziej strach pcha go do ucieczki. Nie ogarnia jeszcze kuwety - w ogóle jest problem z wydalaniem u niego, ze strachu. W zwiazku z tym, żeby przy okazji utrzymać w czystości leczone łapy, zabrałam mu kuwetę ze żwirkiem, a zamiast tego dałam kuwetę z podkładem higienicznym. Ostatnie 3 dni rano już jest sik
Kupa co 4 dni jak na razie.
Parę dni temu sprzątając jego klatkę znalazłam coś, co okazało się tasiemcem
Nie rozczłonowanym
Pierwszy raz widziałam na żywo w całosci ...
Łapka się ładnie goi - wprawdzie powoli, ale malutkimi kroczkami do przodu.
Grzbiet zaleczony, strup (płytka zaschnięta) już odpadł, wiec za parę dni zacznie zarastać futerkiem.
Pyszczek też już ładnie wygląda, za to rozdrapał porządnie ucho - świerzbowiec go męczy
Na szczęście pozwala czyścić i zakraplać uszy.
Przy okazji zabiegów przy nim odkryłam też wyrwany pazur i wielką bryłę krwi z ziemią. To wszystko jak kamień było przyklejone do paluszka.
Po co to tak dokładnie opisuję?
Dla tych, którzy twierdzą, że kot w mieszkaniu to barbarzyństwo, a naturą kota jest życie na wolności.
To właśnie taki prawdziwy, wolnożyjący kot - a on i tak ma lepiej, bo jest wykastrowany i regularnie dobrze karmiony. Żyje w środowisku właściwie najbliższym naturalnemu - na zielonych terenach, z małym kontaktem z człowiekiem. Jak widać, życie takiego kota to nie przelewki ... Rany, stare urazy, zęby połamane, problemy alergiczne (pewnie dowaliły tu chemikalia używane przez działkowiczów). Zarobaczony na maxa, ze świerzbowcem. Ten kot ma niecałe 5 lat ... Ja nie wiem, czy mimo wszystko nie miałby lepiej w więzieniu, czyli u kochających, dbających i rozpieszczających ludzi
Patryk jeszcze sobie posiedzi u mnie. Zapewne nie uda mi się zrobić z niego kota domowego, ale doprowadzę go stanu używalności
Będzie wypuszczony po szczepieniu i zaleczeniu wszystkich ran. Na szczęście wyniki krwi w miarę ok - wprawdzie ma malutko leukocytów, ale to sprawdzimy jeszcze raz po leczeniu. Nerki i wątroba w porządku.
Tak wygląda łapka po tygodniu
Tak bardzo go wszystko przeraża ...
I inny, wolnożyjący kot. Vova. Wspominałam o nim - klon mojego Dimy, który przychodzi pod moje okno. 2 tygodnie temu złapany i wykastrowany. Ponieważ jest baaaaaardzo chudy, od razu zrobione testy na wirusówki (ujemne) i badanie kupy (żadnych pasożytów
), odpchliłam go i odrobaczyłam.
Przed złapaniem był już na tyle ufny, ze podchodził mi do obiektywu jak robiłam zdjecia - myślałam więc, ze zafunduję mu wakacje domowe po kastracji, ładnie oswoję i znajdę dom. Okazało się, że był tak przerażony, że z godziny na godzinę był w coraz gorszym stanie psychicznym
Po dwóch dniach zdecydowałam, że zwracam kotu wolność. Myślałam, ze nie przyjdzie co najmniej tydzień, jednak na szczęście przychodzi nadal na kolację. Bardzo czujny i nieufny, ale powoli będę odbudowywać zaufanie. Najważniejsze, ze przychodzi.
Wczoraj zaobserwowany, nowy czarnoarmista
Pora zapolować - skoro Lucynka nie chce się dać złapać, muszę wyciąć wszystkich potencjalnych amantów jedynej dziewczyny na działkach
Oto Kali
Czarne trio kwitnie, zrobiłam badania kontrolne krwi - wszystkie w normie
Brzydal, który od lutego miał już nie żyć, ma najlepsze wyniki
I wrócił do swojej starej wagi (5,6kg)
Tyle wieści