Święta Krowa II. Jerzynka, Malinka, Borówek i Agrest

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto lip 04, 2017 21:41 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Dzięki, a jakie to są tabsy ?
Może spróbuję dawać grubasowi.


Z grubasem byliśmy wczoraj u tej dermatolog, wizyta trwała 1,5 h, tak trochę z konsultacja behawiorystyczną, myślałam, że mnie zjedzą w poczekalni jak wyszłam :oops:
Dermatologicznie obejrzany, obadany, pobrane próbki, nic nie ma, czysto, przyszły też wyniki posiewu mykologicznego, nie ma, czysto.
To co mi przyszło do głowy to sprawdziłam, obejrzany przez trzech weterynarzy, fizycznie zdrowy.
Czyli jakiś problem emocjonalny, behawioralny, lękowy.
Słabsze środki nie działają, to znaczy działają, ale za słabo.
Dostał Xanax, po którym zaczął chodzić po ścianach, dostał tylko dwie dawki i odstawiłam, bardzo źle zareagował. Poszłam w sobotę po nowe recepty, dostał amitryptylinę.
Na to lepiej zareagował i loratadynę, choć dermatolog mówiła, ze loratadyna nie, że u niego to nie podłoże alergiczne. Nie wiem, nie, to nie odstawiłam.
Muszę wyczuć dawki, weterynarz mówi, że taka paradoksalna reakcja może wystąpić, kiedy dawka jest za mała, według mnie on się tak zachowuje, kiedy dawka jest, dla niego osobniczo, za duża. Choć tak naprawdę to dostaje malutko, ale widocznie dla niego to jeszcze za dużo.
Nie podoba mi się to, ale na razie nie mam wyjścia.
Wolałabym mu dawać coś mniej poważnego.
Cały czas myślę, że te problemy, to się wlecze od tamtego roku, od tego przypadku z Pruszynem. To chyba grubemu zaburzyło jakoś poczucie bezpieczeństwa.
Chciałabym go odchudzić, a teraz to już w ogóle nierealne, jak niedoje to się denerwuje, to mu nie wydzielam tak restrykcyjnie, więc pewnie za chwile będzie większy. :|
Dodatkowo psychotrop pobudza mu apetyt :cry: i ja nie wiem, czy to w ogóle pomoże.
Może mu kołnierz założyć, nie wiem.
Naprawdę staram się, żeby miał jak pączek w maśle.
Dzisiaj wracałam przez las i przywiozłam im kawałek lasu, wiem, że nie powinno się/nie wolno zabierać mchu :oops: , ale to był wyjątkowo obficie mechaty las i trochę im przywiozłam, włożyłam do dwóch dużych, płaskich koszy i zdobiło się z tego coś w rodzaju puf z mechatym siedziskiem, wrzuciłam maludzie garść chrupek do tego mchu i musiał się napracować, żeby znaleźć i wybrać.
Pewnie wyjściem byłby domek z ogródkiem, ale to nie tak prosto, nie tak łatwo.

Powinnam się z nimi więcej bawić, ale kiedy ????? :placz:
Sama sobą nie mam czasu się zająć i nawet jakoś nie mam ochoty, motywacji, czasem sie zastanawiam, czy jeszcze balansuje na granicy depresji, czy pomału ja już przekraczam

Jeszcze mam problem.
Wróciłam dzisiaj ze wsi, gdzie będę teraz pracować, zdecydowałam się na dojazdy, choć to prawie 200 km tam i z powrotem. Kierowcą miał być kolega, ale wyszło tak, ze tylko ja na cztery osoby mogę prowadzić, marnie to widzę, dziewięć, dziesięć godzin fizycznej pracy i trzy za kierownicą wioząc ludzi, gdybym jeździła sama, dałabym radę, ale wozić innych, boję się. Nie wiem, czy fizycznie podołam, to długa trasa.
Tak, więc dzisiaj pojechałam i zobaczyłam. Dwa, może pięciotygodniowe maluchy walczące o kawałek kiełbasy, podobno są trzy, jeden czarny, jeden jakiś białoszarawy, trzeci nie wiem jaki. Matka jest, ale temu białoszarawemu już zaczyna się oko faflunić, oba chude, dzikawe. Matka oswojona, mieszka w stodole.
Co ja mam zrobić ??????????????????
Pewnie dałoby radę je złapać, ale nie mam gdzie je dać, pracownia i piwnica odpadają, będą założone pod sufit zdemontowanymi elementami. Nie wiem też, czy nie będzie jednak konieczności znalezienia mieszkania tam, wtedy albo koty pojadą ze mną, albo może moja mama przyjedzie u mnie pomieszkać, albo trochę tak, trochę tak.
Czasem jestem wściekła na te moje koty, gdyby musiały, jak te bidy walczyć o kawałek kiełbasy przeszłyby im wszystkie humory i problemy behawioralne.
Gdyby moje były bardziej przyjazne dla innych, normalne, wzięłabym małe do chaty, klatkę jeszcze mam, były przecież kiedyś trzy maluchy i nie było problemów, maluda pięknie się z nimi bawił, jeszcze mam ich zdjęcia, jak białobure leży ze swoim małym klonem a czarne duże z czarnym małym.
Choć po oddaniu małych też było ciężko, Pruszyn bardzo długo był osowiały.
Teraz tak się porobiło, ze boję się innego kota pogłaskać, żeby nie przynieść na sobie zapachu.
Nie wiem co zrobić, czuję się podle mając przed oczami tę scenę, nie wiem, od poniedziałku będę tam codziennie.
Wieś.........
Obrazek



Mico (*)

wilber

Avatar użytkownika
 
Posty: 1270
Od: Pt lis 05, 2010 22:47

Post » Wto lip 04, 2017 21:55 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Wilber a fundacja jaka poznańska albo tamtejsza okoliczna? Może popytaj, podzwoń.
Na początek na pewno je nakarm.

Carmen201

 
Posty: 4156
Od: Pt maja 07, 2010 7:49
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto lip 04, 2017 22:19 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Nie wiem, czy i co będę w stanie zrobić. Właściciel posesji od poniedziałku wyjeżdża na trzy tygodnie, nie wiem, czy w ogóle będę miała możliwość je karmić, spróbuje.
To w ogóle jest inna mentalność i trudne rozmowy, ci ludzie nie współpracują, w ogóle nie rozumieją w czym problem. Patrzą na mnie, jakbym się z choinki urwała.
Kotkę trzeba by wysterylizować, ale jak rozmawiać, żeby przekonać ? Nie wiem.
Ja już bym ją nawet wzięła do Poznania i wysterylizowała na własny koszt, ale jak walczyć z przekonaniem, ze sterylizacja to zło.
Mogę wziąć leki od mojej wetki i podać w żarciu. One do ręki nie podejdą, trzeba by je łapać na klatkę.

edit. Dobija mnie świadomość, że pewnie na co drugiej posesji tak jest.
Mnie już z wyprzedzeniem trzęsie jak wiem, że będę w takim miejscu, bo wiem co będzie.
Obrazek



Mico (*)

wilber

Avatar użytkownika
 
Posty: 1270
Od: Pt lis 05, 2010 22:47

Post » Wto lip 04, 2017 23:01 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Te prochy to Amitriptylina. Wetka mówiła mi, że to ludzki lek ale można go podawać kociastym. Akurat Mysi podpasował - zachowuje się po nim jak przed chorobą, czyli jest tak samo walnięta jak była.
Współczuję przeżyć z kociakami. Niestety mentalność najtrudniej jest zmienić.
Jeśli ktoś mówi, że nie lubi kotów to znaczy, że nie spotkał jeszcze tego właściwego.
Kicuś 04.1997 - 22.10.2010..........Troczuś 2004 - 14.02.2019...............Myszka.................... Mirmił.................GRysiu
Trzy zdjęcia kotów to za dużo.
Obrazek

Irlandzka Myszka

 
Posty: 1546
Od: Nie sie 15, 2010 16:49
Lokalizacja: Cork, Irlandia

Post » Wto lip 04, 2017 23:05 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

O :!: czyli to samo, co dostał grubas.
A Mysia długo jest na tym leku ?
Jaką dawkę dostaje ? jednorazowo, czy w dawkach podzielonych ?

edit. Mysia ma padaczkę ? na to dostaje ?
Obrazek



Mico (*)

wilber

Avatar użytkownika
 
Posty: 1270
Od: Pt lis 05, 2010 22:47

Post » Wto lip 04, 2017 23:10 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Mysia jest na tym ponad 2 lata. Ponieważ tutaj najniższa dostępna Amitripina to 25mg więc Mysia dostaje teoretycznie 1/8 tabletki raz na dobę. Piszę teoretycznie bo tabletki są malutkie i nie zawsze uda mi się je dobrze pokroić - czasami z tabletki wychodzi mi 7 a czasami nawet 6 dawek.
Jeśli chcesz to Ci podeślę trochę tego ustrojstwa.

edit. Tak Mysia ma padaczkę ale na padaczkę dostaje Pregabalin, Amitripina miała ją troszkę wyciszyć.
Jeśli ktoś mówi, że nie lubi kotów to znaczy, że nie spotkał jeszcze tego właściwego.
Kicuś 04.1997 - 22.10.2010..........Troczuś 2004 - 14.02.2019...............Myszka.................... Mirmił.................GRysiu
Trzy zdjęcia kotów to za dużo.
Obrazek

Irlandzka Myszka

 
Posty: 1546
Od: Nie sie 15, 2010 16:49
Lokalizacja: Cork, Irlandia

Post » Wto lip 04, 2017 23:21 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Kurczę, to długo, dawka mniejsza, ale Mysia też pewnie mniejsza. Ja mam 10 mg.
Gubasowi podaje po pół, czyli dziennie w sumie całą, nie wiem, czy to trochę nie za dużo, ale może przy tym nasileniu problemów trzeba trochę większą dawkę na początek.
Na razie serdeczne dzięki :1luvu: , mam jeszcze całe opakowanie, mam taką cichą nadzieję, że nie zużyjemy całego :|
Tabletki faktycznie mikroskopijne do dzielenia. Grubasowi muszę tą polówkę w coś owijać, bo pierwszy raz to mi się zapienił. Skosztowałam i faktycznie dojmująco obrzydliwie gorzkie.
Obrazek



Mico (*)

wilber

Avatar użytkownika
 
Posty: 1270
Od: Pt lis 05, 2010 22:47

Post » Wto lip 04, 2017 23:37 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Ja Mysi te drobinki wrzucam do globulki z Pregabaliną.
Jakby co to daj mi znać na priva.
Jeśli ktoś mówi, że nie lubi kotów to znaczy, że nie spotkał jeszcze tego właściwego.
Kicuś 04.1997 - 22.10.2010..........Troczuś 2004 - 14.02.2019...............Myszka.................... Mirmił.................GRysiu
Trzy zdjęcia kotów to za dużo.
Obrazek

Irlandzka Myszka

 
Posty: 1546
Od: Nie sie 15, 2010 16:49
Lokalizacja: Cork, Irlandia

Post » Wto lip 04, 2017 23:48 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Ok. dzięki :1luvu:
Na razie mam na dwa miesiące.
Obrazek



Mico (*)

wilber

Avatar użytkownika
 
Posty: 1270
Od: Pt lis 05, 2010 22:47

Post » Śro lip 05, 2017 6:39 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

wilber pisze:O :!: czyli to samo, co dostał grubas.
A Mysia długo jest na tym leku ?
Jaką dawkę dostaje ? jednorazowo, czy w dawkach podzielonych ?

edit. Mysia ma padaczkę ? na to dostaje ?

Szara jest na amytryptylinie dluuugo. Dostala ja na poprawe humoru jak sie pojawil Leon I i od lat bierze mniejsza albo wieksza dawke w zaleznosci czy cos sie dzieje czy nie.
Dzieki niej ma mniej schiz.
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84857
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Śro lip 05, 2017 6:59 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

wilber, musisz coś dla siebie zrobić (wiem, wiem), bo nie dasz rady, a na kocie się odbija Twoje złe samopoczucie.
Współczuję bardzo wsi. Wieś jest fajna na obrazku, wnikanie w zwierzęce problemy wsi mnie przerasta.
Obrazek
Obrazek

MalgWroclaw

Avatar użytkownika
 
Posty: 46710
Od: Czw paź 15, 2009 17:39
Lokalizacja: Wrocław, stolica Śląska :)

Post » Śro lip 05, 2017 9:46 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Dzięki Zuza, trochę mi ulżyło, że koty biorą długo i nic się nie dzieje, że to nie taki straszny lek. Te kilka dni, to pewnie za mało, żeby się zorientować, czy to zadziała na jego problem.
Najgorzej, że apetyt mu wzrósł.
Przykro mi się patrzy na takiego trochę niemrawego kotka.
Nigdy nie był żywiołem jak Krówcia, ale jednak to nie jest ten sam kot, co wcześniej.
Wiem, że organizm musi się przystosować do leku i to lekkie przymulenie powinno minąć z czasem. No ale. Żeby mu tylko pomogło, wygryza się mniej, ale czasem się wygryza, jak jestem to pilnuję, żeby nie, ale jak mnie nie ma......hulaj dusza.

Siedzą mi te kociaki w głowie, ale naprawdę nie wiem co będę w stanie zrobić. Mogłabym spróbować je podkarmiać wsuwając michę pod bramę dopóki gospodarza nie będzie, ale jak wróci a one się zdążą przyzwyczaić........
Bez sterylizacji kotki za trzy miesiące, albo wcześniej będą kolejne maluchy walczące o kawałek kiełbasy.
Pani lubi kotki, o, a tu są takie małe i sruuuuuu kiełbasa. Dobrze chociaż, że świeża, z lodówki.
Generalnie kotów się nie karmi, po co. Problemu z małymi też za bardzo nie ma, rozejdą się....gdzieś, czasem do kogoś.

To nie są tak naprawdę źli ludzie, to nawet nie jest beton intelektualny, margines, absolutnie nie, tylko to jest jakiś taki zupełnie inny rodzaj uwrażliwienia na świat.
Inny rodzaj mentalności, priorytetów.
Z racji mojej pracy te kontakty, to są to najczęściej ludzie z kręgu takiego ściśle kościelnego, wtedy zawsze w centrum stoi człowiek, potem dłuuuuuugo, dłuuuuuugo nic.
Zwierzę jest elementem krajobrazu, jest czymś podległym.
Nie wiem co i jak mam powiedzieć takiemu człowiekowi, żeby zauważył, że ta istota obok też cierpi, ze jest za nią odpowiedzialny i kolejna msza nie jest ważniejsza od życia i cierpienia tej istoty.
Naprawdę wyjątki od tego schematu mogę policzyć na palcach jednej reki, a jeżdżę już kilkanaście lat.
Współczuję ludziom, którzy mieszkają w takich miejscach i mają większą wrażliwość na otoczenie. W takich chwilach naprawdę mogę zrozumieć, że takie osoby sytuacja może przerosnąć i albo się utwardzą, albo żyją ze stadem zwierząt, coraz większym.
Nie chciałabym, nigdy, przenigdy. Emocjonalnie też mnie to przerasta, nie nadaje się, bezsilność rodzi frustrację i coraz większą niechęć do praw tego świata.
Najrozsądniej chyba by było, gdyby mogły zostać, tam, gdzie są, pomogłabym je wykarmić, podleczyć, wysterylizować. Ale to pewnie nierealne, pewnie ma na małe zbyt, bo inaczej miałby już stado.
Szlag nagły mnie trafia.
Obrazek



Mico (*)

wilber

Avatar użytkownika
 
Posty: 1270
Od: Pt lis 05, 2010 22:47

Post » Śro lip 05, 2017 9:59 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Organizm sie przyzwyczai, zreszta moze po nasyceniu bedzie mozna zmniejszyc dawke, tylko tyle zeby dzialala. Na Szara amytryptylina nie dzialala na apetyt, no ale kazdy kot reaguje inaczej.

Co do wsi i kociakow - koszmar :(
aktualny wątek viewtopic.php?f=46&t=213932
***** ***

zuza

Avatar użytkownika
 
Posty: 84857
Od: Sob lut 02, 2002 22:11
Lokalizacja: Warszawa Nowodwory

Post » Śro lip 05, 2017 10:11 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

U grubego chyba wszystko działa na apetyt :roll:
Trzeba poczekać, dać szansę, żeby lek zadziałał, jak nie, to nie wiem co.

Znalazłam zdjęcie z zimy, jak byliśmy u mojej mamy, telewizor za oknem.
Obrazek
Obrazek



Mico (*)

wilber

Avatar użytkownika
 
Posty: 1270
Od: Pt lis 05, 2010 22:47

Post » Śro lip 05, 2017 10:16 Re: Święta Krowa II. Cztery lata z Krową.

Ja też pracuję na wsi. Dokładnie to, co napisałaś - zwierzęta są elementem krajobrazu albo zarobkiem, o te drugie się dba, a takie coś jak koty... ileż ja się nasłucham, jakże mi ciśnienie skacze, język pogryziony, by czegoś nie palnąć :roll:
Czasem to nawet kasiaści ludzie, a wrażliwość, empatia, świadomość, odpowiedzialność... na zerowym poziomie.

Za zdrowie :ok: :ok:

Aia

Avatar użytkownika
 
Posty: 17100
Od: Pon lut 19, 2007 18:08
Lokalizacja: NDM

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Majestic-12 [Bot], Silverblue i 210 gości