Agreścik walczy o życie, bardzo dzielna jest to kruszyna, jak do tej pory miał masę szczęścia.
Dużo się działo przez te dni, zbiegiem wielu okoliczności trafił w czwartek do Osoby, która zajmuje się jeżami i ma wiedzę jak leczyć. Był u Niej ponad dobę, ma zapalenie układu oddechowego, najprawdopodobniej też płuc. W czwartek i piątek dostał baterię leków, kroplówki z "kotletem", mamy też deficytową "convę" do dokarmiania.
Wciąż waży 13 dkg. Jest na silnym antybiotyku, dostaje w zastrzykach, musiałam się nauczyć jak je robić.
Jego stan, to sinusoida, chwilę już mi się wydaje, ze po kryzysie i będzie dobrze za parę godzin jest gorzej i myślę, że jednak nie damy rady, potem znowu wraca nadzieja i tak w kółko.
Nie umiem realnie i faktycznie ocenić jego stanu, dzikie zwierzę doskonale maskuje swój stan a Osoba nie mieszka w Poznaniu i kontakt jest tylko telefoniczny. Nie wiem, czy coś jeszcze można zrobić, dzisiaj piąta dawka leku.
Zafiksowałam się zupełnie, siedzę przy nim okrągłą dobę, sam nie bardzo chce jeść, dzisiaj rano się cieszyłam, bo zjadł sam, ale potem już nie, dokarmiam i dopajam trochę na siłę, masuje brzuszek, oddech ma kiepski. Za pół godziny kolejny zastrzyk.
Oddanie do fundacji w tym stanie wybito mi z głowy, myślałam, że może tak będzie lepiej, ale tam, trochę jak w schronisku, masa zwierząt i nikt nie będzie przy nim siedział non stop, bo jest dużo innych, równie potrzebujących.
Myślałam, że to koty są pariasami świata zwierzęcego, ale jeszcze gorzej się dzieje w jeżowym świecie. Są zupełnie bezbronne wobec okrucieństwa i umierają cierpiąc w milczeniu.
Ktoś może się popuka w czoło, głupia baba, to tylko jeż.....
Reszta rodzeństwa to już małe czołgi, ważą średnio 350 g i ładując masę w tym tempie maja szansę na hibernację. Agrest już ich nie dogoni, niesamowita jest ta różnica w wielkości i wadze. One po prostu rosną w oczach. Profilaktycznie też dostają antybiotyk, inny i krócej, u jeży choroby układu oddechowego przebiegają inaczej i trudno je wykryć, mogą trwać długo nie dając objawów a one też jakiś czas były bez ciepła matki, pewnie nie dłużej niż dobę, bo stan rozkładu nie był zaawansowany, ale jednak.
Jedzą już surowe mięso, lubią zioła i gotowaną marchewkę, dostały odrobinę ogórka, pomidora, malinkę, jagodę. Mogą jeść serca drobiowe, gryząc twarde czyszczą sobie zęby jak koty. Jeże też maja problemy stomatologiczne. Nie wolno orzechów, nasion, typu słonecznik i przede wszystkim nie wolno mleka, laktoza je zabija.
Podziękowania dla Anneke, która niczym "erka" pruła ze mną w pizdu, do obcego miasta na sygnale, bo jeż umiera. Takiej "wariatki"
ze świecą szukać.