Strona 1 z 17

mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....już Go nie boli [*]

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 11:47
przez izabela132
Witam
Ciężko mi pisać i ciężko na duszy a serce pęka
Jeszcze tydzień temu wszystko było w porządku (tak myślę). Jakieś 3 tygodnie temu zauważyłam, że mój kocurek ( 29 marca skończy dopiero 3 latka) tyje. Ale w ubiegłym tygodniu jego brzuszek zrobił się jak u kotki w ciąży. Myślałam, że może zakłaczony, czy zagazowany. Pojechałam do weta. Zostawiłam na zrobienie USG i badań krwi. Zadzwonili....i szok. USG wykazało guzy na wątrobie, żoładku, śledzionie i tkance okrywającej narządy wewnętrzne. Zapytali czy robić biopsję. Miałam 2 warianty. Biopsja igłowa oraz otwarcie brzuszka i pobranie wycinków. Rekomendowali wariant nr 2. Zapytałam co będzie jak się nie zgodzę na otwarcie. Odpowiedzieli że nie będą wiedzieli co to za guzy i lepiej jak przyczyna jego wodobrzusza będzie zbadana. Cóż zgodziłam się. Poinformowali mnie że guz który jest na tkance okrywającej narządy jest tak duży że nie da sie już wyciąć. Wycinki poszły do badań histopatologicznych. Już wiem co to jest. Gruczakorak. W domu kot otrzymywał tramal 10mg półtora tabletki 3 razy dziennie oraz antybiotyk. Leki konieczne do zagojenia rany i złagodzenia bólu po operacji. Ponadto zrobiono mu również badania pod kątem FIP. Wynik negatywny. Więc to rak. Czekam na opinię onkologa.
W domu kotuś dochodził do siebie. Jadł, pił, siusiał, kupola też zrobił. W czwartek byłam odciągać wodę z brzuszka bo znowu się zebrał i miał kłopoty z jedzeniem. Od tego momentu jest coraz gorzej. Od wczoraj ledwo dotknął jedzenie. Pije mało. Ale widać chce pić bo łapką trąca miskę z wodą jakby była pusta (a miska pełna). Ponadto na mój widok zaczyna sie ślinić. Czasem warczy. Lekarka powiedziała że to ze stresu, że kojarzę się mu z tabletkami a szczególnie z ohydnym tramalem. Dostał jakiś zastrzyk na polepszenie samopoczucia, po którym i tak nie widać zmian. Ponadto powiedziała mi że nic go nie boli. Jedynym dyskomfortem jest płyn który zbiera sie mu w brzuszku. Ale od czwartku nic nie spuchł a i tak nie chce jeść. Co ja mam robić???? Zadzwonię do szpitala, żeby dali mu kroplówkę, bo boję się że się odwadnia. Nawet nie chce mu sie chodzić. DLACZEGO......po otwarciu brzuszka i pobraniu wycinka kot gaśnie z dnia na dzień. Dlaczegoooooooooo. Co mam robić. Dlaczego mnie to spotkało. Czy wybierając obcję otwarcia brzuszka skazałam go na szybką śmierć. Przecież gdybym zdecydowała sie na opcję igłową dalej by sobie hasał. Płyn by sie odciągało i jeszcze by pożył troszkę. A teraz leży pod stołem wyciągnięty po długości i śpi. Czy to trauma czy już koniec. Jak mogę mu pomóc.
Iza

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 11:54
przez vivien
Izo, on jest po operacji. Może jednak go coś boli.
Czy zamiast tabletki nie mogłabyś dawać mu zastrzyków? Można się tego nauczyć.

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 11:55
przez Marcelibu
Jeżeli guz jest tak duży, że aż widać było powiększony brzuszek to mogłoby dziś tak być, nawet gdybyś nic nie ruszała. Po prostu choroba poszła dalej. Wiem, że kiedy ludzie chorują na nowotwory w okolicach brzucha to tez się zbiera płyn. Być może kot warczy ze strachu i z bólu. Jakie badanie FIP robiłaś?
Zabierz go do lekarza, niech fachowym okiem zobaczy jaka sytuacja.
Wydaje mi się, że wybrałaś lepszą opcję - była to szansa na natychmiastowe wycięcie guza (żeby nie zwlekać).

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 12:20
przez izabela132
Operacja była w ubiegły piątek. Lekarz kazał odstawić antybiotyk i tramal bo już wg niego nie są potrzebne, bo rana dobrze zagojona i bólu już nie ma. Na FIP badano mu krew i płyn.
Do weta jeżdżę z nim prawie dziennie.
Ale kotuś jest - jak po nim widać - bardzo słaby.
Zaraz bedę dzwoniła znowu do weta i pojadę aby dali mu kroplówkę.
Musze przygotować się na najgorsze. Ale nie chcę go usypiać
Boję się tylko że ze względu na mój egoizm kotuś umrze z głodu lub odwodnienia.

Strach i przerażenie. Mam max depreche..a w domu nikt mnie nie rozumie. On jest moim życiem, moim synem, moją miłością. Boliii

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 12:32
przez NatjaSNB
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić przez co teraz przechodzisz :( Trzymam mocno kciuki za Twojego kotka i za Ciebie... życzę Wam dużo siły!

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 12:52
przez vivien
Izo, wielu z nas wie jak bardzo boli bezsilność kiedy nasi podopieczni są chorzy. Przytulam mocno, ale się nie poddawaj depresji. Kot jest w tej chwili najważniejszy. Poproś o podanie środka przeciwbólowego żeby zaobserwować czy jest zmiana w zachowaniu kota.

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 13:04
przez Słupek
izabela132 pisze:Strach i przerażenie. Mam max depreche..a w domu nikt mnie nie rozumie. On jest moim życiem, moim synem, moją miłością. Boliii

Izo... co mogę powiedzieć ... tylko tyle, że doskonale Ciebie rozumiem.
Mój Tygrysek powoli umiera na guza w główce - nieoperowalnego. Na razie panujemy z wetami nad nim sterydem, ale wiem, że drobnymi kroczkami odchodzi za Tęczowy Most, dwa razy udało się go zawrócić. Będzie ze mną, dopóki nie będzie cierpiał. Zbyt go kocham, by pozwolić mu się męczyć. To mój synuś od ponad 16 lat. I jestem w rozpaczy, bo nie wiem, jak długo jeszcze. Wiem, przez co przechodzisz. Wiem, jak boli. Przytulam mocno. Vivien ma rację - nie poddawaj się póki co depresji. Kotuś potrzebuje Twojej siły. I warto sprawdzić, jak zareaguje na zastrzyk przeciwbólowy. Koty - tak jak ludzie - mają różny próg bólu. Nie każdy wet bierze to pod uwagę.

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 13:04
przez girlonthebridge
mój psiak miał raka śledziony z przerzutem na wątrobę, fakt, że był staruszkiem i trochę inaczej się to odbiera niż u młodego zwierzaka ale przeżywa się tak samo bo na śmierć zawsze jest za wcześnie. Jedyną radą jaką znam jest porada nacieszenia się zwierzakiem, my z Rodmanem mieliśmy słownie 2 miesiące ale naprawdę psiak, który był sędziwym staruszkiem po zmianie karmy na "dla wątrobowców" i lekach przeżył 2 miesiące jakby odzyskał drugą młodość, biegał, bawił się, spał i kotłował się ze mną w łóżku to były takie cudowne 2 miesiące na pożegnanie. Rodman też miał wodobrzusze niestety po 2 miesiącach zaczęło dochodzić do ataków padaczkowych, leki działały na chwilę potem strasznie cierpiał dlatego postanowiliśmy mu te cierpienia skrócić. Za to całkiem niedawno (5 miesięcy temu) umarła mi kicia na raka gruczołów woskowinowych, które doprowadziły do silnego zestarzenia się nerwów i naczyń krwionośnych przez co kicia najpierw miała udar a potem doszło do obrzęku płuc chwilowo pomagały sterydy i leki przeciwbólowe. Każdy lekarz wet leczy inaczej ważne, żeby pilnować stanu psa czy w miarę je, bawi się, dobrze się czuje bo jak już są przerzuty to wiadomo, że nie walczymy o wyzdrowienie tylko o poprawę życia i wyszarpanie kilku chwil dla siebie. Jakbyś chciała się wypłakać, pokląć sobie, cokolwiek to wal śmiało :))))

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 13:43
przez izabela132
Takkkk chcę poprzeklinaćććććććć. Chcę wyććććććććć.
Właśnie wróciłam od weta. Nie ma już ratunku. Powiedziała że kota nic nie boli. Ale jest odwodniony i bardzo szybko chudnie. Dała mu zastrzyk podskórny aby tak nie odczuwał odwodnienia. Chciała go uśpić dzisiaj ale się nie zgodziłam. Chcę mieć czas na pożegnanie. Prawdopodobnie będę to musiała zrobić za dwa dni. Jezuuuuuuuu. Jak żyć z taką świadomością.
Przyjechaliśmy do domu i kicia troszkę skubnął jedzonka. To przecież tylko tydzień jak był na biopsji. Powiedziała że tak czy siak by odszedł bardzo szybko bo rak bardzo zaawansowany. Ale póki co będę się nim cieszyć jak długo mogę.
Przecież on mi pokaże że chce już odejść...prawda?????
Muszę się wziąć w garść, bo nie chcę żeby kotuś odczuwał mój podły nastrój, tylko jakkk???

On tyle przeszedł od malutkości. Najpierw wykryto wnętrostwo. Miał ciężko operację..ponad 4 godziny szukali mu jajka w środku. Później woda w uchu. 2 operacje. Jezuuuu za co każesz mu tak cierpieć. Dałam mu tak wspaniałe życie.

o ile wyjdzie to tu link do jego zdjęcia : http://img341.imageshack.us/img341/483/ ... 195642.jpg

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 15:20
przez Marcelibu
Bardzo mi przykro... :(
Trzymaj się...

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 16:06
przez izabela132
troszkę zjadł, napił się i zrobił siu siu. ale wiem że to tylko efekt zastrzyku, że jutro znowu będzie tylko wąchał jedzenie i picie. Pozwolę mu godnie odejść, bez dalszego cierpienia. I tak zdaję sobie sprawę że nowotwór rozwijał sie juz od dawna i mój synuś cierpiał ale żył dla mnie. Razem z nim odejdzie część mojej duszy, bo serca już chyba nie mam. Pękłooooooooo
Wiem że musze to zrobic jutro bądź po jutrze.
Po jego śmierci nadal będzie ze mną w swoim ulubionym miejscu w domu i będzie miał jak zawsze wszystko pod kontrolą.
Gdy odejdzie pójdzie tam gdzie nie ma raka ani innych chorób, spotka mojego poprzedniego kotka, który zginął ponad 2 lata temu i był w tym samym wieku, czyli 3 latka.
29 marca skonczyłby 3 latka, mój kochany mco Whiskey. Ale wg weta nie moge tyle czekać. A mój partner zwyzywał mnie od egoistek, gdybym czekała. Jesooooo

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 16:16
przez Szenila
Jeśli jest poprawa po przeciwbólowych, jeśli kot je, rusza się, to można te środki podawać przez jakiś czas-nie zaszkodzą mu już. W lecznictwie weterynaryjnym używane są tak samo silne jak używane np.w ludzkiej onkologii, pozwalają dobrze znosić ból. Tylko większość weterynarzy nie używa ich, inwencja kończy się na metacamie, albo małej dawce tramalu. W chorobach nowotworowych,w ostatnich dniach życia, wg ludzkich onkologów, najlepszy komfort chorego jest, gdy nie podaje się kroplówek.
Mam nadzieję, że kotuś nie będzie musiał odchodzić w obcym miejscu, pachnącym strachem i chorobami. Poszukaj weterynarza, który przyjedzie do Ciebie do domu.

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 16:33
przez vivien
Izo, pozwól mu odejść...
Wiem, że to strasznie brzmi, ale pożegnaj się z nim, powiedz mu jak bardzo go kochasz, pobądź z nim... i pozwól odejść.
To najlepsza i jedyna rzecz, którą powinniśmy zrobić dla tych, których bardzo kochamy.

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 16:38
przez zuzia96
Bardzo Ci współczuję, wiem co przeżywasz i wiem jak boli podjęcie takiej decyzji. Podjęcie tej najtrudniejszej w życiu decyzji jest ogromnym obiążeniem dla nas, ale jest dowodem największej miłości do ukochanego zwierzaka, żeby mógł odejść godnie. Będziesz wiedziała kiedy już kotek cierpi, to się wie, nie pozwól mu na większe cierpienie... Wtedy bądź z nim, trzymaj go za łapkę, bądź dzielna dla niego...

a potem możesz wyć, to pomaga...

Re: mój kochany kotuś Whiskey ma nowotwór....boliiiiiiiii

PostNapisane: Nie mar 24, 2013 16:56
przez izabela132
Wetka przyjedzie do mnie jak tylko zadzwonię. Nigdy nie pozwoliłabym mu odejść w gabinecie. Wetka przyjedzie, wyjdę z nim na ogród, niech sobie jeszcze poogląda swoje rejony, by wiedział gdzie ma wrócić :-) A i tak zostanie ze mną w domu, w mojej sypialni na zawsze na swoim oknie. Dziękuje wam bardzo za słowa pocieszenia i wsparcie mnie. Jestem szczęśliwa że Whiskey mógł być ze mną przez ten czas, że właśnie był u mnie. Bo jest kotem wyjątkowym, kochanym. Moim przyjacielem. O boże jak mi ciężko
Jak na razie leży sobie wyciągnięty na oknie, ale jednak nie ma na nic ochoty, Kocham go i jest mi ciężko