» Czw lut 28, 2013 23:54
Re: Jeszcze nie mam kota
Nie wiem czemu, ale posty dodają mi się z opóźnieniem. Jeszcze raz dziękuję za stronki z roślinami. Wykryłam już, że jednej - skrzydłokwiatu - będę musiała się pozbyć, albo postawić w miejscu niedostępnym dla kota (o ile oczywiście, istnieją miejsca niedostępne dla kota... może ta najwyższa szafa, albo jakieś kwiatopółki sobie przybiję pod sufitem, lubię moje roślinki...)
Dwa kotki to chyba na razie trochę za dużo dla mnie, bo mam nikłe doświadczenie ze zwierzami, poza kotką, którą mieliśmy w domu u rodziców, która zresztą, po szczęśliwym przeżyciu ponad dwudziestu lat (policzyłam, że musiało to być więcej niż dwadzieścia - jak do nas przyszła, nie miałam jeszcze ośmiu, a jak odeszła, byłam tuż przed 30stką), zginęła tragicznie, spadła z drzewa i wet stwierdził, że można tylko uśpić. Teraz zresztą widzę, że nie byliśmy dla kici najlepszym domem; wprawdzie sterylka poszła od razu, bo mama była przerażona wizją kociąt (tej też nie chciała, ale to ona wybrała nas, a poza tym, naprawdę trudno się przeciwstawić piątce płaczących dzieci, do których ten kotek przecież sam przyszedł!), ale już o lepszych karmach niż Kitiket, czy zabezpieczeniu okien nigdyśmy wtedy nie słyszeli, Kota połowę życia spędzała w ogrodzie przy ruchliwej ulicy. Na szczęście była mądrzejsza od nas, zresztą trafiła do nas prawdopodobnie wyrzucona z samochodu, dlatego ulicy się panicznie bała i jedynym sposobem, żeby ją wynieść z ogrodu, np do weta, było zapakowanie kota do plecaka i zamknięcie, dopiero kawałek od domu można jej było pozwolić wystawić głowę. Próba wyniesienia w koszyku skończyła rozwaleniem koszyka i mało nam wtedy nie wydziubała oczu, biedna. Co ciekawe, w żadnych innych okolicznościach nie wyciągała pazurów, chociaż czasem dzieci, szczególnie te młodsze, miały różne pomysły, na przykład ubranie kotka w sukienkę, koraliki (!) i ułożenie w łóżeczku dla lalek. A kot w tym łóżeczku grzecznie leżał i nie dość, że nie podrapał, to nawet kołderki nie zrzucił, święty kot... Tyle, że z kuwety korzystała od przypadku do przypadku, a jak coś jej się nie podobało - głównie puszka na obiad - to sikała w buty, albo otwarte szuflady, albo świeże pranie na fotelu. Nic na to nie pomagało.
Teraz, jak pomyślę o niebezpieczeństwach, które czyhają na kota, nawet w ogrodzonym ogrodzie, to aż mi słabo, może skądś spaść, może się jakiś piec przywlec, może zeżreć jakąś trującą roślinę... (Z drugiej strony, wtedy dzieci się też tak puszczało na ogród, może w ogóle była mniejsza świadomość zagrożenia...)
W każdym razie, jeśli jeszcze nie odstraszyłam Was tą dosyć szczerą opowieścią, zapewniam, że dzisiaj do kota podchodzę znacznie mniej niefrasobliwie i mam nadzieję, że zapewniłabym mu tyle bezpieczeństwa, ile się dzisiaj da jakiemukolwiek stworzeniu zapewnić.
Patrzyłam teraz na mój balkon, na początku planowałam przybić siatkę gwoździami, ale teraz nie wiem, czy gwoździe nie za słabe na kota :/ Może jednak muszę zaprosić kolegów z wiertarką. To i drapak przy okazji się zbuduje.
Powiedzcie mi jeszcze - czy można karmić koteczkę niedrogim mięsem, "gorszym" mięsem z kurczaka (bez kości of kors)? Wydaje mi się, że to zdrowsze a nawet tańsze niż karmy typu Whiskas, gdzie zdaje się, jest więcej ulepszaczy niż mięsa?
Ostatnio edytowano Pt mar 01, 2013 0:32 przez
Arian, łącznie edytowano 1 raz