Honorowe miejsce ma
Mamysz - która nie chciała zostać rezydentką
Miała być pierwszym "moim" zwierzakiem. Z DT u OKI, a wcześniej z magazynu
OKI pisze:Z Mamyszą było tak, że one (była jeszcze Mamyszowa córka i Ruda tri) zainstalowały się na budowie w magazynie materiałów - Mamysz przylazła tam urodzić. Panowie magazynierzy dokarmiali dzielnie dziewczyny, znaleźli dom dla 3 kociaków, została tylko jedna córka Mysza. Jak Mamyszon przylazł z nowym brzuchem, to potuptali do weta i ciachnęli zarazę
Ogólnie bardzo fajnie się zajmowali kociastymi.
Niestety w środku zimy w magazynach założono alarmy. Dziewczyny musiały stamtąd zniknąć, na dworze było poniżej 20 na minusie i śniegu po kolana - wywalone ze względnie ciepłego magazynu nie przeżyłyby na pewno. Panowie i tak ryzykując robotą nie włączali alarmu dopóki nie zabezpieczyli kotek.
Gdyby nie ta cholerna, koszmarna zima mogłyby tam spokojnie sobie żyć, choć pewnie po wybudowaniu osiedla i tak by lekko nie miały. Mamysz z Rudą trafiły do KAN, Myszasta do mnie, a potem do mojej dobrej koleżanki. Ruda dość szybko znalazła forumowy dom.
Została Mamysz, która też trafiła do mnie jak akurat była wolniejsza. Przyjechała jeszcze solidnie dzika
Zresztą Mysz też była całkiem dzika, jak do mnie trafiła - ale w przeciwieństwie do mamuśki nigdy nikogo nie ugryzła. Za to mistrzowsko straszyła - nawet Baśka wysiada przy Myszowych minach
Mamysz u OKI podpadała wszystkim (bo to jest kot, co to go biją, bo tak wygląda, że aż trzeba uderzyć...), więc tymczasowo wynalazłam jej lokum u koleżanki (o której jeszcze będzie mowa w tym wątku
). Tam Gamoń, kot-rezydent, chociaż w pojedynkę, ale też świetnie sobie radził z tłuczeniem Mamyszy. Do tego koleżanka cierpiąca lekko na nadmiar uczuć ciepłych do kotów nijak nie mogła ścierpieć, że Mamyszy się dotknąć nie da. Od biedy czasem, przy jedzeniu.
Więc Mamysz wróciła do OKI. Tam oberwała jeszcze kilka razy od rezydentek, aż w końcu postanowione zostało - jedzie do mnie (a konkretnie do mojego ojca, gdzie tymczasowałam z rzadka, jak coś mnie szczególnie ubodło). Jakoś w okolicy 11.11.2011 przyjechała.
Byłam zawzięta, w końcu
każdy kot znajduje dom... I tak sobie szukałam, szukałam, szukałam, Mamysz domu nie znajdowała, pół roku minęło... w międzyczasie odszedł nam pies, ojcostwo z wujostwem nabrali ciepłych uczuć do kotecka, który któregoś dnia został nazwany przez nich "naszym kotem".
I została, łazikowała, stołowała się u obcych, unikając ludzi, ale przynajmniej kilka razy dziennie wywalając brzucha do głaskania na "swojej" kanapie. Czasem spała w gazetach lub na głowie Panów, potrafiła też złapać myszę i ją zamordować. Nikt nie wie jak, bo Mamysz zębów nie ma... a i mysz na wyciumkaną nie wyglądała
Poza tym do podbojów łowieckich zaliczyć można wiewiórkę (na szczęście udało się ją ocalić) oraz młodą srokę - i niech ktoś powie, że to nie zażywna babcia
Jednak w połowie 2015 łazikowanie Mamyszy po obcych zakończyło się przeprowadzką do sąsiadki. Mamysz tam również ma "swój" fotel, domaga się głaskania w nim, tyje i rośnie w oczach
do ojcostwa wpada coraz rzadziej, ale jednak czasem się pojawia.
Jest regularnie szczepiona i odrobaczana, a sąsiadka twierdzi, że dla niej to żaden problem
Mamyszy w przeprowadzce nie przeszkodziła nawet kotka-rezydentka i pies sąsiadki. Tam chyba po prostu lepiej karmią
Ale gdyby Mamysza zdecydowała się wrócić - zawsze u nas jest dla niej miejsce.
To, że u sąsiadki źle nie jest - możecie sprawdzić na stronie 72, zdjęcia mówią same za siebie
EDIT: Niestety Mamysz odeszła w lutym 2017, pokonały ją nerki...
Przed Mamyszą u ojca tymczasowałam różności, ale niewiele. Jakoś ojciec nie mógł zrozumieć tego całego zamieszania z kotami
Usunęłam linki do zdjęć, bo niestety były na imageshacku i już ich nie ma :/
1.
GamońPierwszy kot, od którego zaczęło się całe wariactwo tymczasowania
na początku grudnia 2010 nie mając warunków (mieszkałam z Mamą uczuloną na koty), nie mając pieniędzy - głuchy, niejedzący schroniskowy kocurek tak mnie ujął, że zdecydowałam się dać z siebie wszystko, byleby tylko jakoś mu pomóc.
ZuzCat wtedy wspomagała nas finansowo (a były to ogromne kwoty
), dzięki czemu Biały Pan Kot vel Lusiek mógł zdrowieć. A jak przyszło do ogłoszeń... to oddałam go znajomym, którzy szukali miziastego kota, absolutnie nie jednokolorowego
biały, z napadami agresji - idealnie pasował... W nowym domu został Gamoniem.
Próbowaliśmy go dokocić różnymi moimi tymczasami (także Mamyszą), ostatecznie Gamoń zamieszkał z Confettim z Fundacji JoKot. Chłopaki są teraz najlepszymi kumplami na świecie, to był strzał w dziesiątkę
przeżyli przeprowadzkę do Wrocławia i z powrotem, a nowy partner ich opiekunki, Olgi, przechodzi odczulanie
bo Olga z alternatywy "albo ja, albo koty" wybrałaby koty
2.
Tula vel TulinaPrzyjechała do schroniska w dniu moich urodzin - 28.11.2010. Ktoś ją wziął, mówiąc, że to jego kotka... po czym oddał po tygodniu ze stwierdzeniem "że to nie jego, bo jego robiła do kuwety". Tulinka faktycznie się bała załatwiać do kuwety, chowała się z tym pod łóżko, kanapy, właziła w skrytki... ale trzy tygodnie kombinowania z kuwetami, żwirkami, ustawieniami pokoju pomogły nam opanować sprawę
Jak ją odebrałam ze schroniska w styczniu 2011 była wychudzona, żeberka na wierzchu, łupież się sypał, grzyb zaczynał, świerzb trwał w najlepsze, katar rozwijał w pełni... i była świeżo po sterylce
po wyleczeniu pojechała do fajnego DSu, gdzie wkrótce Duża znalazła malutką koteczkę na ulicy - i tak Tula mieszkała we dwójkę. Niestety, po 4 latach latach wróciła z adopcji do domu mojego ojca - jej pani w ciąży dostała silnej alergii na koty.
Tula jako urocza, słodka przylepka, przymilna krówka do zakochania
długo domu nie szukała. W kwietniu 2016 swoje miejsce u moich znajomych, którzy po wyprowadzce ze "zwierzakowych" domów wiedzieli, że muszą mieć też swojego puchatego przyjaciela
Niestety, Tulcia przegrała walkę z nowotworem w wakacje 2018 roku
https://www.facebook.com/SzalonyKot/med ... 509&type=33.
HesusTrafił do mnie na bardzo krótko, czas kwarantanny po szczepieniu. Kot powypadkowy z łapką w gipsie, z lecznicy, trafił przez magaaaa, potem pojechał do Zirrael. Jednak w międzyczasie uruchomiłam moją skrzynkę mailową, na której było jeszcze sporo pytań o Gamonia... i jak jechał do Zirrael, to już miał domek na horyzoncie
4.
PusiekPierwszy kot, którego musiałam uśpić. Był w schronisku, ktoś go adoptował... a po tygodniu oddał, bo nie uzgodnił z właścicielem mieszkania posiadania kota
kot się załamał, przestał jeść, umierał. Trafił do mnie, ale było za późno na ratowanie - pełnoobjawowy FIP kazał mi skrócić mu cierpienie już drugiego dnia.
5.
MiszkaMój wyrzut sumienia. Znalazłam jej DT, ale nie sprawdziłam warunków, do jakich miała pojechać. Jak już wyszła ze schroniska (razem z Puśkiem), okazało się, że do nienajlepszych dla kota, który nie lubi innych kotów :/ dość długo siedziała w lecznicy, leczona z zaawansowanej anemii, zdiagnozowano u niej autoagresję, więc do końca życia musi brać niewielkie dawki sterydu, inaczej od razu "zwalcza sama siebie" i zaczyna się katar, ropienie oczu, anemia...
Trafiła do mnie (po Puśku [*] zwolniło się miejsce...), potem okazało się, że muszę się przenieść, przez pewien czas z Miszką byłyśmy u Smarti, potem jej prawni opiekunowie zasugerowali mi wzięcie kota na stałe lub oddanie pod ich opiekę, trochę tam było gróźb i nieprzyjemnej atmosfery, a ja niestety nie mogłam wziąć jej na zawsze. Ostatecznie Miszka znalazła się w Kocim Świecie - miałam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda mi się jej pomóc, znaleźć dom lub zaopiekować się nią na zawsze... Niestety, Miszka odeszła 27.10.2015.
W KŚ była Miłką:
http://www.kociswiat.org.pl/w-naszym-sercu/813/milka6.
Asystent vel Bronek spośród
zwierzaków pana StanisławaWarto poczytać całą historię - spośród 30 kotów i 11 psów po śmierci pana udało się znaleźć dom dla wszystkich kotów i 9 psów. Dwa ostatnie wciąż czekają w hotelikach na swoich Dużych...
Jest najmilszym psiastym na świecie, był u mnie przez tydzień (w drodze między wyprowadzką z domu a jazdą do hotelu), zdemolował mi drzwi, ściany, okna, klamki, a to wszystko z tęsknoty... niestety, nie lubi kotów. Idealny na psa stróżującego. Aktualnie jest pod opieką Fundacji Niechciane i Zapomniane z Łodzi.
Prawie rok przebywał w hoteliku pod Garwolinem, a 17.01.2013 pojechał do swojego nowego domu - do Dęblina
7.
KreacjaJedna z dwóch siostrzyczek zgarnięta z ulicy, podopieczna Fundacji JoKot. Była u mnie przez prawie miesiąc, w końcu zdrowa, zaszczepiona i odrobaczona znalazła wspólny dom razem z siostrą
8.
MarkaJedna z dwóch siostrzyczek zgarnięta z ulicy, podopieczna Fundacji JoKot. Była u mnie przez prawie miesiąc, w końcu zdrowa, zaszczepiona i odrobaczona znalazła wspólny dom razem z siostrą
9, 10 i 11 to kocięta z Czeremchy, przyjechały jesienią 2012 dzięki informacji od pinokio
Wszystkie znalazły domki na przełomie 2012 i 2013.
9.
SylwesterJeden z trzech czeremszaków, jako pierwszy znalazł fajny domek - wychodzący z trzema psiakami. Spryciula i słodziak, jego Pani jest w nim totalnie zakochana. Umie otwierać drzwi, drzeć się, jak czegoś CHCE, kombinować, psocić i KOCHAĆ całym sobą.
10.
DaffyBrat Sylwestra, z początku znalazł świetny dom z Lolą, niestety - z powodu alergii wrócił. Najsłodszy z całej trójki, nieodmiennie na kolanach, zawsze przytulony, obejmujący, całujący, mruczący... trochę zbyt delikatny jak na terroryzującego go Elmera, dlatego sprawa domu była dość pilna
Mieszka w Piasecznie jako jedynak.
11.
LolaKrólewna, słodki szałaput, zdobywczyni serc, a do tego taka piękna! Znalazła domek z towarzyskim kociastym, u fajnych odpowiedzialnych, starszych ludzi. Przez trzy godziny gadaliśmy o kotach, a Królewna tylko się mizdrzyła do wszystkich
dla mnie trochę zbyt postrzelona (vide wpadnięcie do gotującego się krupniku czy zrzucenie ozdobnych butelek z wysokości o trzeciej w nocy), ale jej nowi właściciele mówią, że jest "bardzo mądra" ;]
12.
Elmer z podwórka u OKIZgarnięty z podwórka jesienią 2012 z zapaleniem płuc jako dziki dzikus. W klatce syczał, bił, warczał i gryzł, wyjęty z klatki stawał się mruczącym, przylepnym ragdollem. Wystarczyło poświęcić mu chwilę, żeby
rozmruczał się najpiękniej i zaczął ugniatać. Mój pięknooki, wspaniały chłopiec pojechał do domu 24.02.2013, mieszka z dwoma kotami i wszystko wskazuje na to, że to Jego dom na zawsze.
Elmer odszedł 27.07.2013, prawdopodobnie nowotwór. Właśnie kończyłby rok...
13.
Pinezka wyrzucona przez panaSunia, która miała "pana" - zapominającego ją karmić i wywalającego na ulicę w cieczce. Któregoś dnia pan wyjechał, a sunia została - miała 12 lat, była trzęsącą się chudzinką, a w pyszczku masakrę zamiast zębów. Dzięki pomocy JoKota na początku 2013 została wysterylizowana, wycięto jej zmianę na listwie mlecznej, usunięto część zębów i resztę szczęki poddano czyszczeniu. Jak na psa w takiej rozsypce - bardzo szybko znalazła dom, wspaniałą panią, która chociaż do tej pory miała same "duże" psiaki totalnie zakochała się w malusieńkiej Pinezce
13a. Jeżynka
Eowina22.05.2014 zamieszkała w rodzinnym domu mojego ojca, w ogrodzie, jeżynka Eowina po wypadku, który sprawił, że nie mogła już wrócić na wolność. Dorobella ją uratowała, odkarmiła, wyleczyła, a potem malutka znalazła domek u mnie
Zamieszkała w szczelnie ogrodzonym ogrodzie, pierwsze cztery dni stawiała się na jedzenie, potem zaszyła się w szuwarach, pustosząc wystawiane miski od czasu do czasu. A latem 2016 ojcostwo znaleźli małego jeżyka, który utknął we wnęce piwnicznej i odszedł [*] - może to maluch Eowiny...?
W sierpniu 2018 nasz dom rodzinny został sprzedany, ale nowy właściciel został uprzedzony o ogrodowym jeżu i ma na niego uważać
14.
VitoPrzyjechał do mnie jesienią 2015 z Darłowa od Kini, niby całkiem już podrośnięty kociak (4,5 miesiąca), ale z miejsca mruczał i ugniatał łapkami
straszny łobuziak, niszczyciel kwiatów, wiecznie polująca na Carmen cholera... ale jednocześnie słodziak, który uwielbiał przytulać, rozdawać buziaczki, obejmować łapkami. Od lutego 2016 mieszka na Zaciszu z Rudolfem o podobnym charakterze
Album na FB:
https://www.facebook.com/SzalonyKot/med ... 509&type=315.
GucioMłodziutki Gucio przyjechał do nas tylko na trzy dni z Trzebiatowa, gdzieś ktoś go wyrzucił ku uciesze i rozrywce dzieci
Madie zaoferowała mu DT, ale że transport udało się zorganizować na piątek, a Madie mogła go przejąć dopiero od niedzieli, to ten króciutki czas Gucio spędził u nas, podbijając serca moich córek. Słodka przylepka, mruczek i przytulas, a przy tym zabawowy łapacz wędek i myszek
U Madie też spędził tylko kilka dni, szybko znajdując Dom Stały - taki słodziak nie mógł długo czekać!
W Trzebiatowie nadal trwa koci dramat, proszę o śledzenie wątku i wspieranie tabo10:
viewtopic.php?f=13&t=181244