Święto Zmarłych idzie. Ja je lubię, zwłaszcza wieczorami i tydzień wcześniej, tydzień później - u mnie w domu się jeździ dużo po cmentarzach niezależnie od święta, a to groby myć, a to kwiaty nasadzić, a to oczyścić z liści, a to przykryć ziemię igliwiem, a to kogoś pochować...
W mojej głowie to jest ważne Święto, chociaż u nas troska o zmarłych (a może ich nagrobki?) trwa cały rok. Ale właśnie w te święta spotykamy się większymi grupami przy grobach.
Bardzo lubię grób mojej siostry i babci, na Bródnie. Taki duży, zielony, nie murowany. Zawsze przy nim jest najwięcej roboty z liśćmi i trawą, ale tam się też doszkalam z wyplatania wieńców - splatam z różności kupionych, ale i ze śmietnika cmentarnego zdarza mi się wyciągać różności, jak widzę że ładne i nieubrudzone
I tam zawsze myślę o stracie dziecka - bo moje Mama urodziła moją siostrę martwą, tuż przed terminem. O sile, jaką mają w sobie kobiety.
I o tym, jak to ważne jest być z ludźmi w stałej relacji. Gdy choroba psychiczna mojego ojca się nasiliła i straciliśmy z nim kontakt - przestaliśmy też mieć kontakt z babcią. A po 6 latach telefon, że babcia zmarła. I tak nad grobem po 6 latach przerwy zobaczyłam mojego ojca.
Lubię grób mojego dziadka, teraz z nim leży też i babcia, mama Mamy. Służew, tuż pod domem, byliśmy tam tak często, jakbyśmy dziadka odwiedzali. Zmarł bardzo młodo, jak moja Mama wkraczała w pełnoletność, babcia została z trójką dzieci - i dała radę.
To taki mały grób, trochę dla małych ludzi - bo i babcia, i dziadek byli bardzo niscy. I tak sobie już leżą przytuleni, we dwójkę. Babcia po śmierci dziadka do końca była sama.
I na tym samym cmentarzu grób pradziadka i prababci. Pradziadek był tak w babcię zapatrzony, że jak zmarła, to niemal nie wychodził z cmentarza. I w pewnym momencie w głowie tak mu zawróciło, że laską obtłukł cały grobowiec, bo chciał do niej iść. Mieliśmy to naprawiać już kilka razy, ale... zostało. Bo to piękna historia, chociaż smutna.
I leży z nimi ich córka, najmłodsza z 6. Tej nie dali za mąż, żeby się rodzicami opiekowała. Ciocia Bronia, mama chrzestna mojej Mamy, u której zamieszkaliśmy, jak mój ojciec zwariował i musieliśmy uciekać z domu. Miała zaawansowanego Alzheimera i do mojej Mamy mówiła per "pani", mieliśmy z nią dużo strasznych, bolesnych przejść. 1 listopada to też rocznica jej śmierci.
A za nimi jeszcze "świeży" grób. Paweł zmarł tuż przed czterdziestką, na Bahamach. Znaleziono go martwego w basenie i nikt tak naprawdę nie wie, czemu zmarł. Zostawił dwójkę dzieci, moja córka chrzestna, Zuza, właśnie poszła do gimnazjum...
Wczoraj odeszła koleżanka z pracy. Mieszkała tuż obok, podwoziła mnie do pracy, czasem razem wracałyśmy. Jak zaczęłam tam pracować ona akurat była na zwolnieniu chorobowym już rok, rak właśnie zabrał jej rękę. Wróciła po kolejnym półtora roku, ale tylko na 3 miesiące, gdy okazało się, że ma przerzuty do płuc.
Do końca jeździła konno, mówiła, że bez koni to dopiero umrze.
Pogrzeb będzie w Olsztynie, chcę pojechać. I przy okazji odwiedzić Malbork, znaleźć grób "mojego" Krzyśka...
Dla mnie to ważne święta. Chociaż o zmarłych myślę cały rok.