Strona 1 z 5

Pączek i Toffik w jednym stali domku... ;)

PostNapisane: Śro maja 16, 2012 22:55
przez Junia
Witam się! Choć zarejestrowałam się tutaj już jakiś czas temu, rzadko zaglądałam :oops: Półtora tygodnia temu postanowiłam naszemu kochanemu "dwulatkowi" (kastrat) umilić czas i przywieźliśmy z mężem 6-tygodniowego kocurka... na początku nasz rezydent fuczał, syczał i wydawał całą gamę dźwięków, pt. "jaki ja jestem groźny", "nie zbliżaj się do mnie"... gdy maluch gdzieś się nawinął rezydent najczęściej uciekał, kilka razy pacnął go łapką... do poważniejszych sytuacji nie dochodziło... od 4 dni zauważyliśmy, że rezydent zaczął rzucać się na nowego przybysza całym swoim ciałem, gryząc go przy tym niemiłosiernie. Łapie go za szyję, brzuch... mały aż płacze z bólu... obawiam się, że może zrobić maluchowi krzywdę... dzisiaj, np. gdybyśmy nie zareagowali kociak nie uszedłby z życiem :( Pączek (rezydent) napadł na niego całym ciałem, wbił w Tofika (maluch) wszystkie swoje zęby i zaczął go szarpać :( już sama nie wiem co mamy robić... schemat zawsze jest taki sam, na początku wygląda to jak zabawa... polują na siebie, gonią się, chowają przed sobą... a za chwilę Pączkowi włącza się agresor i nie patrzy za co, gdzie i z jaką siłą łapie Tofika... dodam, że jedzą z jednej miseczki... bardzo proszę o pomoc doświadczonych kociarzy... Junia

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Śro maja 16, 2012 23:39
przez melancholia4
Sęk w tym, że nie wszystkie koty mają ochotę na towarzystwo. To zwierzęta terytorialne, więc środowisko Waszego stałego rezydenta zostało w pewien sposób zaburzone. Broni go, chce pokazać czyj to teren, dominuje. Koty często uprawiają zapasy, podszczypują się, gryzą, taka forma spędzania czasu. Na ogół potrafią się "dogadać" kiedy któryś coś za mocno zrobi jękiem, czy też mu "oddają". Mam na myśli tu dorosłe koty. Nie wiem na ile kociak jest w stanie się bronić przed dominacją starszego i silniejszego ale weżcie pod uwagę, że nie zawsze pewnie jesteście na miejscu i młody może poważniej ucierpieć.
Mój stały kot kiedyś pogryzł tymczasowego kocura. Nie zauważyłam od razu bo tamten włochaty i przy mnie zachowywały się normalnie. Dużo małych krwiaków i ranek. Tymczas zaś trafił pazurem mojego koło oka. Od razu wet ale dobrze się skończyło. Po tym incydencie wszystko się uspokoiło ale widok krwi i mnóstwa kłaków mało mnie nie przyprawił o zawał.

Gdy to się będzie powtarzać warto rozważyć jednak rozdzielenie kotów.

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Śro maja 16, 2012 23:50
przez Junia
Koty są razem tylko z nami... nie zostawiamy ich samych... ich kontakt zawsze jest nadzorowany... jeszcze kilka dni temu wydawało mi się, że wszystko idzie w dobrą stronę, bo koty szybko zaczęły się tolerować... a tu coś takiego :(

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Śro maja 16, 2012 23:55
przez katarzyna1207
6 tygodniowe kociątko powinno być z matką ... :( przecież to jeszcze "niemowlę"..., a nie towarzysz zabaw dla dorosłego kocura ...

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 0:03
przez Junia
katarzyna1207, weterynarz zapewnił nas, że to najlepszy okres na adopcję kociaka... nie jestem kocim "unieszczęśliwiaczem", mama mojego kociaka nie zyje, zagryzł ją pies... kotki były dokarmiane butelką i strzykawkami... jadły głównie mleko dla noworodków... teraz karmię Tofika "gerberkami" dla dzieci... staram się, aby moje koty były zdrowe i szczęśliwe... nie zrobiłam nic umyślnie, aby tak nie było...

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 0:06
przez alukah
Moim zdaniem młodszy jest zwyczajnie za mały na towarzystwo dla dorosłego kocura. To jeszcze dziecko, które nie potrafi się bronić, nie stawia oporu, gdy jest traktowane jak zabawka. Jeśli Pączek autentycznie robi mu krzywdę (używa pazurów, rani), a mały się go boi - nie pozwalałabym na takie spotkania. Na kolanach, pod kontrolą - to tak. Do czasu, aż mały trochę podrośnie, a sytuacja się ustabilizuje.

Dla porównania - u nas to wyglądało tak:
http://www.youtube.com/watch?v=OtNBaHdKKdc
Z tym że Kocisz był młodszy niż Pączek, a Miniko starszy niż Tofik - tylko ok. 4 miesiące różnicy. Zabawa wyglądała na tyle ostro, że wahałam się, czy nie reagować. Jednak Miniczek, mimo potępieńczych wrzasków, w ogóle nie był speszony i sam Kocisza zaczepiał. Nie miał też żadnych urazów. Dwa czy trzy dni później te zapasy znacznie łagodniejsze się zrobiły. Teraz chłopaki są w sobie zakochani po uszy. ;)

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 0:13
przez Junia
alukah, u nas wyglądało to tak samo, jak na przedstawionym przez Ciebie filmiku... dobrze piszesz, problem jest w tym, że Tofik nie umie się bronić... sam fakt, że przygniecie go ponad czterokilogramowy Pączek jest nieporozumieniem... mały skończył dopiero 7 tygodni...

chciałam jeszcze dodać, że Tofik w żaden sposób nie ucierpiał... żadnych ran, zadrapań, etc. ... nie wiem i nie chcę wiedzieć co by było gdybyśmy nie zareagowali :/

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 1:24
przez jaaana
A w jakim wieku Pączek trafił do Ciebie? Bo mi wygląda również na takiego za wcześnie oddzielonego od matki i rodzeństwa. Jakby nie potrafił się bawić.

Mój Wampir ma taki sam problem. Nawet w zabawie z człowiekiem po chwili zwyczajnej zabawy staje się agresywny.

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 8:19
przez Wawe
Junia pisze:alukah, u nas wyglądało to tak samo, jak na przedstawionym przez Ciebie filmiku... dobrze piszesz, problem jest w tym, że Tofik nie umie się bronić... sam fakt, że przygniecie go ponad czterokilogramowy Pączek jest nieporozumieniem... mały skończył dopiero 7 tygodni...

chciałam jeszcze dodać, że Tofik w żaden sposób nie ucierpiał... żadnych ran, zadrapań, etc. ... nie wiem i nie chcę wiedzieć co by było gdybyśmy nie zareagowali :/


Junia, jeżeli kocie zapasy u Was wyglądają jak na filmiku Alukah to nie jest źle - to po prostu takie radykalne kocie zapasy.

Natomiast ze względu na wiek/wielkość Tofika faktycznie ograniczałabym takie akcje i mocno nadzorowała spotkania kocie. Niech Pączek cierpliwie poczeka kilka tygodni na podrośnięcie kompana. :wink:

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 8:58
przez MariaD
Jak reaguje mały po tych atakach starszego kota?
Chowa się, ucieka?
Czy otrzepuje się jakby nigdy nic i dalej się bawi? Zaczepia dużego?

Jeśli to drugie to znaczy, że to jest zabawa. Brutalna kocia zabawa. Jeżeli macie watpliwości co do tego, to w jej "szczycie" nie rodzielajcie ich siłą, a zabawką - odwracajac uwagę dużego od malca. Kocięce wrzaski przy zabawie moga sprawiać wrażenie, że są z bólu i potrafią mrozić krew w żyłach.
Po kilku tygodniach malec podrośnie i da sobie radę z dorosłym kotem. I nie będzie to takie drastyczne z wyglądu.

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 10:35
przez Junia
jaana, Pączek był starszy niż Tofik... przebywał z mamą i całym rodzeństwem w domu młodych ludzi, którzy uratowali tą kocią rodzinę... Pączek był już małym podrostkiem jak trafił do nas, miał 2,5 miesiąca... oddzielenie od "rodziny" moim zdaniem przeszedł bardzo dobrze... trochę popłakał w samochodzie, a potem zasnął w wiklinowym koszyku... w domu już w ogóle nie było płaczu za mamą i rodzeństwem... bardzo szybko się zaaklimatyzował...

Wawe, masz absolutną rację, tak też będziemy robić...

MariaD, gdy Pączek atakuje malucha najczęściej my wkraczamy do akcji... najpierw krzykiem, co niestety na Pączka nie działa w żaden sposób :/ mały wtedy ucieka, ale po kilku sekundach wychodzi z ukrycia i zaczyna się bawić, np. myszką... starszego wyprowadzamy z pokoju po takim zachowaniu...
dzisiaj Pączek również chciał zaatakować Tofika, ale krzyknęłam raz, drugi i odszedł...

powiedzcie mi tylko, czy istnieje nadzieja, że ich stosunki się poprawią... Pączek odkąd przywieźliśmy maleństwo w ogóle do nas nie podchodzi, gryzie nas jak chcemy wziąć go na ręce, pogłaskać... :/ jestem załamana, mam wrażenie, że skrzywdziłam dwa biedne zwierzaki... z drugiej zaś strony nie wyobrażam sobie oddać któregoś z moich kociaków... Tofik traktuje mnie jak swoją mamę... ze mną śpi, ze mną je, ze mną się bawi... nie uśnie jak jestem daleko, zawsze musi leżeć obok mnie, choćby miał dotykać mnie tylko łapką... Pączek za to był najukochańszym kocurkiem na świecie... uwielbiał pieszczoty, rano przychodził do mnie do łóżka, trącał łapką, noskiem, żeby mu zrobić miejsce pod kołderką... a teraz w ogóle na mnie nie zwraca uwagi... co ja im zrobiłam... :cry:

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 10:39
przez MariaD
A spróbujcie raz nie zareagować krzykiem na ich zabawy. Ucieczka małego chyba spowodowana jest Waszym krzykiem a nie brutalnością drugiego kota.
Opisz jak wygląda i zachowuje się Pączek przed "zaatakowaniem" małego. Czy wydaje jakieś dźwięki?

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 10:54
przez Junia
Pączek przed zaatakowaniem Tofika nie wydaje żadnych dźwięków... przykuca (tak jak na polowanie) podbiega, czasami trącnie małego łapką (a czasami to Tofik zaczyna, chodząc za Pączkiem, atakując znienacka jego ogon, trącając go łapką) mały mu odda i się zaczyna... Pączek rzuca się całymi swoimi czterema kilogramami na Tofika i zaczyna się wgryzać... mały piszczy, uszy ma położone po sobie... no i do akcji wkraczamy my...

Pączek czasami macha ogonem,czasami kładzie uszy po sobie...

dzisiaj jak wszedł do pokoju gdzie jest maluch to były "noski noski"... Pączek odszedł i za chwilę zaczął ganiać za Tofikiem... nie pozwoliłam dzisiaj, żeby doszło do takiej sytuacji jak wczoraj i krzyknęłam na Pączka...

za jakiś czas Pączek siedział na oknie, pił wodę z filiżanki i wyglądał przez okno... najeżony Tofik próbował się do niego zbliżyć i dostał łapką po głowie...

może ja trochę przesadzam, ale boję się o Tofika, bo widzę jakie czasami Pączek ma "złe" spojrzenie i jak mu chodzi ogon... im dłużej przebywa z nowym kotkiem w jednym pomieszczeniu tym bardziej się denerwuje...

z jednego talerzyka jedli ze sobą w 3 dniu... nie obyło się bez Pączkowego fukania, pokazowego odchodzenia od miski "ja z nim jeść nie będę"... ale i tak chęć smakołyków nad Pączkiem zwyciężyła i teraz jedzą ze sobą normalnie... wodę piją z tej samej filiżanki umieszczonej na parapecie... tak bardzo bym chciała żeby się dogadały...

Dzisiaj jedziemy do Ikei, przywieziemy im piękne nowe miseczki ♥

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 11:07
przez Wawe
Junia pisze:powiedzcie mi tylko, czy istnieje nadzieja, że ich stosunki się poprawią... Pączek odkąd przywieźliśmy maleństwo w ogóle do nas nie podchodzi, gryzie nas jak chcemy wziąć go na ręce, pogłaskać... :/ jestem załamana, mam wrażenie, że skrzywdziłam dwa biedne zwierzaki... z drugiej zaś strony nie wyobrażam sobie oddać któregoś z moich kociaków... Tofik traktuje mnie jak swoją mamę... ze mną śpi, ze mną je, ze mną się bawi... nie uśnie jak jestem daleko, zawsze musi leżeć obok mnie, choćby miał dotykać mnie tylko łapką... Pączek za to był najukochańszym kocurkiem na świecie... uwielbiał pieszczoty, rano przychodził do mnie do łóżka, trącał łapką, noskiem, żeby mu zrobić miejsce pod kołderką... a teraz w ogóle na mnie nie zwraca uwagi... co ja im zrobiłam... :cry:


Nie bucz, będzie dobrze. :ok: Pamiętam, że moja pierworodna Lilka też bardzo mocno przeżywała jak przyniosłam jej pierwszą koleżankę. I też miewałam takie myśli jak Ty - co ja jej zrobiłam? Potem wszystko się unormowało i mimo, że nie ma wielkiej miłości to jest akceptacja i przegonienie się od czasu do czasu. :wink: A następne dokocenia (choćby czasowe) były już dla niej znacznie łatwiejsze.

Pączuś stroi fochy, bo na terenie, gdzie był jedynym, ukochanym kotem przyniesiono jakieś coś i to coś bezczelnie absorbuje jego miejsce i panią. Tym bardziej, że jak próbuje zająć się tym czymś to Pani wtedy na niego krzyczy. :twisted:

Pamiętaj, aby zwłaszcza teraz Pączkowi poświęcać jak najwięcej uwagi i uczucia. Nie podchodzi, gryzie? To przynajmniej mów do niego czule i powtarzaj, że nic się nie zmieniło i że jest Twoim ukochanym koteczkiem. To jemu pierwszemu podstawiaj miseczkę, to z nim pierwszym się witaj. Jak nawinie się pod rękę to pogłaszcz (nie na siłę, ale choćby muśnij ręką).

I słuchaj uwag i rad MariaD - ona dobrze radzi. :D :king:

Re: Tragiczne dokocenie... :(

PostNapisane: Czw maja 17, 2012 11:13
przez Junia
Wawe, Maria bardzo dziękuję za słowa otuchy i pomoc, zresztą wszystkim Dobrym Duszyczką tego forum, które zainteresował mój problem i chcą pomóc :1luvu: mam nadzieję, że stosunki moich dwóch kochanych królewiczów wreszcie się unormują ♥