Mrusielda vel Gotika, Pusza i Józefina ;-) VII
Dobrze, założę Mrusieldzie swój własny wątek Ona co prawda śpi teraz na kocyku (a nie, już siedzi na oknie i na razie ją to nie interesuje ale może kiedyś doceni. Bo tak bez własnego wątku to wszystkim włażę w paradę - Solangelice o sterylce mojej kotki na Jej wątku, komu innemu o fontannie na Jego wątku a to tak nieładnie.
To Mrusielda:

Trafiła do mnie 9 maja 2010 r. Z giełdy. Stała pani z córką i oddawały kociaki, bo półdzika, podrzucona koteczka okociła im się w komórce. Odkąd pamiętam, myślałam o kocie ale tylko myślałam. To jednak wielka odpowiedzialność - zaprosić kota do zamieszkania razem Od razu na giełdzie kupiłam karmę, żwirek, kuwetkę, łopatkę, drapaczkę i zabawki. I szalałam z niepokoju, czy wszystko dobrze robię, czy kotkowi jest dobrze, czy wszystko będzie ok. No, generalnie przewrażliwiona baba. Parę dni później poszłyśmy do weta - zrobić przegląd, odrobaczyć, ustalić termin szczepienia, dopytać o sterylizację. Mała miała około 2,5 miesiąca, naprawdę, odpukać, nic się nie dzieje, nie choruje, wspaniała kicia
Piszę: wzięłam, kupiłam, poszłam ale to nie do końca tak, bo mieszkałam z TŻ, miesiąc po tym, jak Mrucha zamieszkała u nas, wyprowadził się Ale to całkiem inna historia
Koniec spokojnego, sobotniego wieczoru - puszysty potwór obudził się
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie!
A 20 maja 2011 r. przyjęłyśmy na "hotelik" tę oto panienkę:

Puszka to miła, sympatyczna, bardzo inteligentna acz charakterna panienka
Pomieszka z nami trzy, cztery miesiące, dopóki nie ustabilizuje się sytuacja życiowa Jej Dużych.
Edit: W świetle dyskusji, która miała miejsce na ostatnich stronach części szóstej naszego wątku oświadczam, że aczkolwiek bardzo miałabym ochotę zatrzymać Puszeńkę dla siebie i nie oddawać jej prawowitym właścicielom, to z bólem serca zrobię to
- żebyście ją wiedziały, jak ona do nas przyjechała, ciągle mam w oczach ten obraz: Puszeńka w transporterku niesiona przez swojego Dużego i jej Duża niosąca jej zabaweczkę - wędeczkę toby Wam pękło serce. Przez parę tygodni, jak wyjmowałam tą żółtą wędeczkę, aby się pobawić z Puszką miałam łzy w oczach a jak to piszę to ryczę jak bóbr
I chociaż serducho mi już pęka na pół to chcę aby wróciła do swoich ukochanych Dużych. I prawie nie mogę czytać o Garfildzie w wątku Patmol - widzę na jego miejscu Puszeńkę i serducho mi się kraje 
Link do części VI: viewtopic.php?f=1&t=128675&start=0
To Mrusielda:

Trafiła do mnie 9 maja 2010 r. Z giełdy. Stała pani z córką i oddawały kociaki, bo półdzika, podrzucona koteczka okociła im się w komórce. Odkąd pamiętam, myślałam o kocie ale tylko myślałam. To jednak wielka odpowiedzialność - zaprosić kota do zamieszkania razem Od razu na giełdzie kupiłam karmę, żwirek, kuwetkę, łopatkę, drapaczkę i zabawki. I szalałam z niepokoju, czy wszystko dobrze robię, czy kotkowi jest dobrze, czy wszystko będzie ok. No, generalnie przewrażliwiona baba. Parę dni później poszłyśmy do weta - zrobić przegląd, odrobaczyć, ustalić termin szczepienia, dopytać o sterylizację. Mała miała około 2,5 miesiąca, naprawdę, odpukać, nic się nie dzieje, nie choruje, wspaniała kicia
Piszę: wzięłam, kupiłam, poszłam ale to nie do końca tak, bo mieszkałam z TŻ, miesiąc po tym, jak Mrucha zamieszkała u nas, wyprowadził się Ale to całkiem inna historia
Koniec spokojnego, sobotniego wieczoru - puszysty potwór obudził się
Pozdrawiamy wszystkich serdecznie!
A 20 maja 2011 r. przyjęłyśmy na "hotelik" tę oto panienkę:

Puszka to miła, sympatyczna, bardzo inteligentna acz charakterna panienka
Edit: W świetle dyskusji, która miała miejsce na ostatnich stronach części szóstej naszego wątku oświadczam, że aczkolwiek bardzo miałabym ochotę zatrzymać Puszeńkę dla siebie i nie oddawać jej prawowitym właścicielom, to z bólem serca zrobię to
Link do części VI: viewtopic.php?f=1&t=128675&start=0


