Witamy w babińcu
!
Kontynuacja wątku
viewtopic.php?f=1&t=122651Pierwsza część powstała na okoliczność dokacania. Miałam wtedy około miliona wątpliwości, sprecyzowanych i niesprecyzowanych lęków, obaw i innych takich tam. Miałam wtedy jednego kota, chciałam kolejnego, ale bałam się.
Cała kocia przygoda zaczęła się od Loli. Trafiła do mnie w październiku 2010 jako zagilane i kichające kociątko. Urodziła się gdzieś na działkach, u pewnej pani która dała schronienie kotce, która tego samego dnia urodziła młode.
I tak do końca stycznia 2011 Lola żyła sobie jako jedynaczka.
Coraz częściej miałam ochotę na drugiego kota, chciałam, bałam się i tak w kółko. Potem zupełnie przypadkowo znalazłam ogłoszenie Pixi. Miała wtedy około pół roku i coś mi we wnętrzu mówiło - bierz ją
Zaczęły się formalności adopcyjne i tak oto 29 stycznia Pixi przeprowadziła się z Domu Tymczasowego z Bielska do Łodzi
. Od razu poczuła się jak u siebie, zwiedziła każdy kąt, spokojna, wyluzowana. Lola natomiast zamieniła się w kupkę nieszczęścia, rozżalenia i strachu . Myślała pewnie, że jest jednym kotem na globie, a tymczasem coś na czterech łapach wkroczyło na jej teren. Nie była z tego powodu zadowolona.
Nie trwało to jednak długo, panny prędko się dogadały, oprócz ostrzegawczych syków i burczenia nie działo się nic niepokojącego. Potem zaczęły się gonitwy, szaleństwa, przytulanki i przyjaźń. Moje wszystkie obawy związane z dokacaniem okazały się zupełnie niepotrzebne.
I tak żyły sobie we dwie do maja 2011.
Nie planowałam trzeciego kota, to chyba on zaplanował, że właśnie u mnie się osiedli
. Milę znalazłam 9 maja w zawiązanym szczelnie worku z grubej folii wyrzuconą koło śmietnika. Ktoś w taki
cudowny sposób zaplanował, że się jej pozbędzie. Uratowało ją to, że się darła i wołała o pomoc. Wyciągnęłam ją, całą zasikaną, mokrą, przerażoną. Zabrałam do domu, umyłam, nakarmiłam i zakwaterowałam w łazience. Potem dowiedziałam się, że do kolejna kotka, została oceniona na około 7-8 tygodni. Oswojona, spragniona człowieka, mrucząca na każde dotknięcie.
Pojawienie się Mili najmocniej przeżyła Pixi - spędzała dnie na parapecie w kuchni, była na mnie zła, że sprowadziłam "to coś" . Regularnie na nią syczała i wyraźnie pokazywała, że jej nie lubi. Jednak i to nie trwało długo. Między Pixi, a Milą narodziła się prawdziwa kocia miłość. Pixi przejęła rolę matki, tuliła najmłodszą, wylizywała, dawała się nawet ssać .
Lola do Mili miała raczej olewczy stosunek, ale to również do czasu, bo i między nimi narodziło się uczucie.
( normalnie nie ubieram kotów, Lola była wówczas po sterylce ) Każda z nich jest inna, każda jak wiadomo wyjątkowa
, nie wyobrażam sobie, żeby któreś nie było, trzy futrzaste pannice, których nie sposób nie kochać
.
Zapraszamy
.