Tak myślałam. Biały kot, ot co, to paskudztwo jest przede wszystkim kotom z przewagą białego dedykowane
Chyba największą uciążliwością (dla mnie) jest abażurek. Owszem, czasem, rzadziej, uda się Krzysiowi wejść do kuwety samodzielnie, ale już wyjść - niekoniecznie. Dobrze, że sen mam lekki, więc kiedy w nocy próbuje pocelować w klapkę, biegnę z pokoju na pomóc. On chyba też jeszcze się nie przyzwyczaił, że widzi tylko na jedno oko, obija się o ściany, meble, zaczepia o buty nawet. Je bardzo ładnie, powiedziałabym - normalnie. Natomiast Chrapek i Niunia jakby bali się jego towarzystwa przy miskach, patrzą niepewnie, muszę ich zachęcać, żeby jednak zaczęli jeść. Clavaseptin podajemy przed 6 i przed 19, muszą być to takie godziny, żeby Krzysiek był w domu (jeszcze i już), sama tego nie zrobię. Muszę przemywać mu (używam soli fizjologicznej albo octeniseptu) miejsce po oku, bo trochę sączą się krwiste wydzieliny. Ale też samej mi ciężko. Pod tym względem nic się nie zmieniło, Krzyś jest kotem w domu nieobsługiwalnym. A wizyty w gabinecie? Wiadomo, to wyciąganie bandaża nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy, nawet patrzy się na to przykro, więc nie ma się mu co dziwić, że denerwuje się, burczy, meczy. Mam nadzieję, że tym razem wszystko zagoi mu się szybciej, niż prawie dwa lata temu przy okazji uszu. Wtedy z abażurkiem męczyliśmy się od 25 listopada do 26 grudnia. Zobaczymy.