Lejdi ['] i Gagatek, czyli Kocie Zawieszenie Broni

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Czw kwi 14, 2011 17:04 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Żem w gronie czarownych na pakcie nie witała,za to tutaj czarowną powitam :D

Zgodnie z miau tradycją :twisted:
Zaszcze se wątek coby w czeluściach forum nie zaginął :mrgreen:
Siuuuuur,siuuuuur i hyc za kanapęObrazek
Obrazek

Tatku-pamiętam :(
Obrazek

kotka doroty

Avatar użytkownika
 
Posty: 10409
Od: Nie mar 22, 2009 13:56
Lokalizacja: Poznań

Post » Czw kwi 14, 2011 20:47 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Mówicie, że czas na Gagatka? No to ziuuu... ale po kolei.

Mijał maj, zaczynał się czerwiec. Lady odbyła kilka wycieczek do weta, przeżyła mrożącą krew w żyłach przygodę ze skalpelem (grrr, ze skóry chcą kota obedrzeć, łapy prrrecz, żadnego świerzbu ani tym bardziej grzybicy nie mam!!!), parę zastrzyków (o, to już? okrrropnie dzielna jestem, nie?) i powoli przestawała wyglądać jak wyleniały eksponat anatomiczny. Nie odstępowała mnie na krok, całym swoim dwukilowym ciałkiem pokazywała, jak to dobrze, że znowu ma swojego ludzia od głaskania i czesania:

Obrazek
(tak wygląda kot bez przednich zębów, czochrany po chudej dupce)

Do końca czerwca przytyła do 3,5 kg i w końcu zaczęła wyglądać, jak na Królową przystało. Zaczęłam powoli myśleć o szczepieniu (do tej pory była za słaba) i sterylizacji. Poza tym stwierdziłam, że trzeba skombinować jej jakiegoś poddanego, bo Jej Wysokość się wysypia, kiedy ja jestem w pracy, a potem grucha mi do ucha przez pół nocy, żeby ją miziać. Oczywista oczywistość, tylko że kicia piękniała, a ja zaczynałam wyglądać jak ofiara wampira - blada, oczy podbite, wiecznie śpiąca... no, młoda matka jakby nie było :D

W lipcu nadeszła druga fala powodzi, a wraz z nią nadpłynęły zmiany. Pewnego dnia dzwoni telefon: zgadnijcie kto, i w jakiej sprawie? Koniary-Cfaniary ;)
- Słyszałyśmy, że zastanawiasz się nad drugim kotem?
- Mhmm, koteczką gwoli ścisłości.
- Znalazłyśmy cudownego, białego kocurka!
- Ale ja szukam koteczki! Czarnej!
- Wyszedł nam na drogę, prosto pod koła!
- :strach: ?!?
- Mówię ci, usiadł na środku drogi i siedzi...
- 8O !!!
- No to się zatrzymałyśmy i go zabrałyśmy, jeszcze by go ktoś rozjechał...
- Uff...
- No to co? Załatwione?
- Ale! Ja! Chcę! Koteczkę! CZARNĄ!!!
Dzwoniły do mnie codziennie przez tydzień. Byłam twarda. W końcu przysłały zdjęcie: zobaczyłam... wąsik - i przepadłam... :ryk:
Żegnając w myślach wizję wymarzonej czarnej księżniczki, uczepiłam się resztek rozsądku:
- OK, wezmę go na próbę, ale ma być przebadany i zaszczepiony!!! I Ruda musi się zgodzić!!!
I słowo kotem się stało - poleciałam zaszczepić Królową, a za parę dni przybył poddany :) Nie pozabijały się na wejściu, odbyło się rytualne wąchanie pyszczków i... klejnotów koronnych, więc młody dostał wizę tymczasową i imię: Gagatek.

Obrazek Obrazek
^tu widać wyjściową różnicę w gabarytach, teraz jest na odwrót :) ----- ^a tu zdjęcie dużo późniejsze, ale chyba wyjaśnia, dlaczego zmiękłam... :love:

I tak nasze małe królestwo się ukonstytuowało, ale o dalszych, mrożących krew w żyłach przygodach moich footer - już wkrótce :pisanie:
Ostatnio edytowano Czw kwi 14, 2011 20:58 przez Coalla, łącznie edytowano 1 raz

Coalla

 
Posty: 232
Od: Wto kwi 12, 2011 12:05
Lokalizacja: Warszawa-Praga Centrum

Post » Czw kwi 14, 2011 20:58 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

A mi się jego zdjątka nie wyświetlają, jakiś podejrzany forbidden mi się ukazał :cry:

Pasibrzucha

 
Posty: 4561
Od: Sob lis 06, 2010 10:32
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw kwi 14, 2011 21:00 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Spróbuj teraz, poprawiłam :P

Coalla

 
Posty: 232
Od: Wto kwi 12, 2011 12:05
Lokalizacja: Warszawa-Praga Centrum

Post » Czw kwi 14, 2011 21:03 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Już ok :ok:
Jaki on ma niezwykły, wysmukły pyszczek! :D

Pasibrzucha

 
Posty: 4561
Od: Sob lis 06, 2010 10:32
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw kwi 14, 2011 21:09 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Noo, jak był malutki, to wyglądał jak syjam - długie pysio, wielkie uszyska... Teraz zrobił się bysio , ale nadal ma fajne uszki :)

Coalla

 
Posty: 232
Od: Wto kwi 12, 2011 12:05
Lokalizacja: Warszawa-Praga Centrum

Post » Pt kwi 15, 2011 0:10 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Wąsik cudowny, też bym przepadła :)
Zaznaczam sobie do podczytywania :)

Antonetta

 
Posty: 296
Od: Pt sty 14, 2011 22:44

Post » Pt kwi 15, 2011 7:17 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

melduję się i będę zaglądać :ok:
Obrazek[b]

becia_73

 
Posty: 6077
Od: Sob lis 28, 2009 8:31
Lokalizacja: Toruń

Post » Pt kwi 15, 2011 14:44 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Głębokie to historie, jak i serce Twoje :ok: . Korin mnie urzekł do granic. Rudej nic nie brakuje, ale ten wąsik, ach, och , ach :mrgreen: Na więcej fotosów parki liczymy :D
Obrazek

psiama

Avatar użytkownika
 
Posty: 11413
Od: Czw maja 07, 2009 13:19
Lokalizacja: Katowice/ Chorzów

Post » Pt kwi 15, 2011 15:15 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Dzisiaj będzie trochę smutno, ponieważ zanim będę kontynuować sagę o moich Niebiańskich Kotach, chciałabym opowiedzieć o ich poprzednikach. Nie ma ich już wśród nas, i niestety nie zostały mi po nich żadne zdjęcia... a przynajmniej ja takowych nie posiadam.

Po Prostu Kicia

Historia czarnej jak noc Kici zaczyna od mojej babci - to ona była jej pierwotną Pańcią, a okoliczności przeflancowania koteczki z Pyrlandii na stołeczną ziemię były dość interesujące.
Mój dziadek był... Panem i Władcą. Babkę trzymał krótko, lubił wypić i pokrzyczeć (co prawda zawsze z sensem i bez wulgaryzmów), ale nie bił i grosza nie żałował. Po jego śmierci Babcia poczuła smak wolności i zaczęła wojażować - a to po sanatoriach (ach te wieczorki zapoznawcze...), a to na egzotyczne wycieczki. Pewnego razu przywiozła nam na przechowanie Kicię (wylatywała z Okęcia, więc było po drodze). Czarnulka się zadomowiła, psa spacyfikowała (sznaucer olbrzym! też czarny :)). Całe dnie spędzała na zwiedzaniu ogrodu (generalnie była wychodząca), ale wracała do domu na noc i zawsze oglądała wieczorny film wyciągnięta na pokaźnym brzuszysku Pana Domu.
Po powrocie Babci oczywiście rodzinny obiadek, wrażenia z wyprawy, prezenty... tylko gdzie jest Kicia? Nie przyszła wieczorem na film, miseczka pełna... Na drugi dzień Babcia zbiera się na pociąg do Poznania, a Kici jak nie ma, tak nie ma. Cóż było robić - rodzice z Babcią wyruszyli na dworzec, a ja z moim bratem zostaliśmy w domu z zamiarem rozpoczęcia akcji poszukiwawczej.
Samochód znikł za rogiem, my jeszcze nie zdążyliśmy włożyć butów, a tu z garażu powolutku, po cichutku wysuwa się mały, zakurzony cień i tylko oczami świeci na wszystkie strony. My nie oddychamy, stoimy z butami w ręku. A Kicia po sprawdzeniu perymetru usiadła wyprostowana na środku kuchni, zrobiła niewinne oczy (no, na pewno wiecie jak to wygląda :D), i zaczęła rozplątywać się z pajęczyn.
I tak oto Kicia wybrała sobie dom :) Żyła z nami 5 lat (w sumie jakieś 12? 13?). Niestety okazało się, że ma zwapnienie płuc - wet stwierdził, że leczenie byłoby bardzo nieprzyjemne i stresujące dla zwierzaka, z niewielką szansą na polepszenie, więc najlepiej po prostu zapewnić jej jak najlepsze warunki i zostawić w spokoju. Tak też zrobiliśmy. Oczywiście dostawała minimum niezbędnych leków. Poza tym kilka razy dziennie trzeba było gruszeczką dla dzieci ściągać jej gluta z nosa i czyścić pysia na mokro. Ze spokojem poddawała się temu przykremu zabiegowi, a potem brykała z radości, że może swobodnie oddychać :)
Myślę, że była szczęśliwa, choć pod koniec już prawie nie wychodziła - tylko pięć minut na siusiu i qupeczkę i z powrotem do domu.
Pewnego dnia nie wróciła. Wierzę, że po prostu weszła na Tęczowy Most i zniknęła, bo szukaliśmy jej (lub tego, co z niej zostało) i nic nie znaleźliśmy.
Dziękujemy, że nas wybrałaś, Kiciu [']

Mamrot

Kota Mamrota również dostałam "w spadku". Oficjalna wersja brzmiała, że pani zachorowała na astmę, ale ja myślę, że po prostu chciała się go pozbyć przed wyjazdem za granicę. Tym bardziej, że był trochę dziwny :twisted: Ja mieszkałam już wtedy "na swoim".
Był zwykłym, pasiastym dachowcem, ale wielkim jak MC, i ważył 12 kg. Nie był gruby - no, może trochę ;), tylko po prostu DUŻY. Kiedy wyciągał się i prosił o mięsko, to uszami sięgał prawie do blatu w kuchni.
Nie lubił korzystać z kuwety - sadził miny pod umywalką, a sikał do wanny. Wyciągał mi skarpetki z szafy. Wtedy zaczęłam trzymać rajstopy w płóciennej torbie, bo skarpety to pół biedy, ale za kabaretkami "Made by Cat" to ja nie przepadam :D Najbardziej zdumiewało mnie to, że taki kawał kota wskakiwał na 2-metrową szafę 8O
Prawdę mówiąc niezbyt byłam do niego przywiązana, co wyrzucam sobie do dziś. Dałam mu dach nad głową, jedzenie, picie i opiekę, ale... nie serce. Może dlatego, że nie miauczał, tylko dziamgotał (stąd Mamrot), nie był przytulaśny i w ogóle... nie był "koci". Był ze mną 2 lata, a prawie nic z tego okresu nie pamiętam. Fakt, to były dla mnie bardzo ciężkie czasy, ale... mogło być inaczej.
Pewnego listopadowego dnia - a właściwie w nocy, Mamrot zaczął rzucać się po całym pokoju w drgawkach. Wyglądało to upiornie: oszalała kupa futra z rozcapierzonymi pazurami i krwią na pysku. Do dzisiaj mam bliznę w poprzek nadgarstka...
Nie wiem, co się stało, dlaczego tak umarł (raczej się nie zatruł, wet też nic nie wykrył). Kiedy usiłowałam wykopać w zamarzniętej ziemi wystarczająco duży dołek, zastanawiałam się tylko, czy to moja wina... Może gdybym częściej go przytulała, częściej zaglądała mu w ślepia zamiast użalać się nad sobą - może zauważyłabym, że coś jest nie tak. A może tęsknił za swoim poprzednim Domkiem i po prostu nie chciał być ze mną?
Mój Niekochany Kot został w Parku Skaryszewskim, a ja przechodząc tamtędy zawsze przystaję i powtarzam że będę o nim pamiętać, i że dla Niego będę kochać wszystkie koty, choćby były nie wiem jak dziwne.
Śpij spokojnie, Kocie Mamrocie. ['] Przepraszam, i dziękuję za gorzką lekcję życia.

Od tamtej strasznej nocy do zeszłorocznej powodzi minęło jakieś dziesięć lat - mam nadzieję, przez ten czas zmądrzałam na tyle, żeby zasłużyć na kocią miłość moich "powodzian"...

Coalla

 
Posty: 232
Od: Wto kwi 12, 2011 12:05
Lokalizacja: Warszawa-Praga Centrum

Post » Pt kwi 15, 2011 15:20 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Coalla, no... pięknie piszesz, a ja nie mogę dzisiaj ryczeć :-(
Sznaucer olbrzym :1luvu: koffam je :-)

jozefina1970

Avatar użytkownika
 
Posty: 32475
Od: Nie maja 09, 2010 12:46
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Pt kwi 15, 2011 15:24 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Cholera... twarda ze mnie babka i nieskora do wzruszeń, ale mi się popłakało...

Pasibrzucha

 
Posty: 4561
Od: Sob lis 06, 2010 10:32
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt kwi 15, 2011 15:46 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Dzięki, Dziewczyny... Tak jakoś poczułam się w obowiązku wspomnieć o tych dwóch diabełkach, jednym z wyglądu, drugim z charakteru :) Szczególnie o Mamrocie...

Ponieważ jednak do Warszawy zawitało w końcu słoneczko, to żeby nie było tak strasznie smutno, na koniec dnia Wasz ulubieniec :mrgreen: :

Obrazek
O, pieseczek? Trzeba wylizać... albo nie, zjem go :twisted:

A teraz lecę na próbę, więc miłego wieczoru życzem :piwa:

Coalla

 
Posty: 232
Od: Wto kwi 12, 2011 12:05
Lokalizacja: Warszawa-Praga Centrum

Post » Pt kwi 15, 2011 15:55 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Jaka świetna poza :mrgreen:

jozefina1970

Avatar użytkownika
 
Posty: 32475
Od: Nie maja 09, 2010 12:46
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Sob kwi 16, 2011 19:47 Re: Lejdi i Gagatek, czyli Koty Niebiańskie

Ooooo... :mrgreen: znalazłam was! :mrgreen: Jestem fanem gagatkowego wąsika :1luvu: Zaznaczę sobie :ok:
ObrazekObrazekObrazek

pomponmama

 
Posty: 8799
Od: Śro paź 15, 2008 15:16
Lokalizacja: Będzin

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 232 gości